„W tym dziwnym sezonie najbardziej dokuczliwy jest brak kibiców. Źle się bez nich gra” – powiedziała PAP asystentka szkoleniowca reprezentacji Polski piłkarek ręcznych Arne Senstada i główna trenerka SPR Perły Lublin Monika Marzec, w przeszłości obrotowa drużyny narodowej.
PAP: Najbliższa poważna konfrontacja, która czeka zespół biało-czerwonych to dwumecz z Austrią (16 i 20 kwietnia) o awans do turnieju finałowego mistrzostw świata, które w grudniu organizuje Hiszpania. Jakie są szanse Polek?
Monika Marzec: Zespół Austrii jest na pewno do pokonania. Nie jest to drużyna bez klasowych zawodniczek. Jest Sonja Frey, która gra w Danii, mają dobrą obrotową i na pewno nie będzie łatwo. Z szacunku dla przeciwniczek i dla siebie musimy wyjść na boisko w pełni skoncentrowani i powalczyć w dwumeczu. Wierzę w klasę i siłę naszej drużyny.
PAP: Szykujecie jakąś specjalną taktykę?
M.M.: Trener Arne Senstad po obejrzeniu materiału, jaki przygotuje mu statystyk drużyny narodowej Dominik Bonisławski na pewno podejmie jakieś decyzje. Będą wspólne ustalenia i ustawianie zespołu pod tego określonego przeciwnika. Obecnie najważniejsze, żeby każda zawodniczka realizowała indywidualny plan przygotowania motoryczno-fizycznego, żeby być w optymalnej formie przed czekającymi je meczami eliminacyjnymi. Po drodze są jeszcze spotkania ligowe i każdej zależy, aby pokazać się z jak najlepszej strony i znaleźć się w „finałowej” szesnastce selekcjonera.
PAP: Czy są jakieś trudności kadrowe?
M.M.: Trener w meczu będzie miał 16 zawodniczek, a w szerokim składzie znajdzie się 35 nazwisk. Na zgrupowaniu kadry należy spodziewać się 18 zawodniczek pierwszej reprezentacji uzupełnionej bezpośrednim zapleczem kadry B prowadzonej przez Sabinę Włodek.
PAP: Spora część kadrowiczek pochodzi z pani klubu z Lublina. Wszystkie są zdrowe?
M.M.: Na szczęście tak, są w treningu, więc jeśli chodzi o Lublin wszystkie będą do dyspozycji.
PAP: Jak panie sobie dajecie radę z ograniczeniami związanymi z pandemią COVID-19? Co się zmieniło w waszej pracy?
M.M.: Na pewno są problemy z zachowaniem rytmu meczowego. Teraz mieliśmy zaplanowany pojedynek z Ruchem, tymczasem w Chorzowie wykryto kilka zakażeń koronawirusem i to spotkanie nie mogło się odbyć. W zamian zagraliśmy awansem z Młynami Stoisław Koszalin. To był trzeci mecz z rzędu z Koszalinem. Ale robimy wszystko, żeby dobrze wypaść w tym dziwnym sezonie. Dotrwać do końca, pomimo utrudnień i to z jak najlepszym wynikiem.
PAP: Jakie obostrzenia są najbardziej dokuczliwe?
M.M.: Zdecydowanie brak kibiców. Źle się bez nich gra. Nie ma tej atmosfery, klimatu. Dlatego mówię, że to dziwny sezon. Ważne żebyśmy do jego końca dotrwały zdrowe, a rywalizacja sportowa mogła być rozstrzygnięta na boisku.
PAP: A jak to wygląda w reprezentacji?
M.M.: Zawsze przy przyjeździe na kadrę najpierw przechodzimy testy na obecność koronawirusa. Do momentu otrzymania wyników wszyscy pozostają w izolacji. Osoby z ujemnymi wynikami mogą od razu włączyć się w trening. Możemy wtedy przebywać razem. Zawsze staramy się unikać kontaktów z osobami spoza drużyny, żeby zachować sterylność naszej grupy.
PAP: W dalszej perspektywie Polskę czekają mecze eliminacyjne mistrzostw Europy. Rosja, Szwajcaria i Litwa to nasi przeciwnicy. Co może pani powiedzieć o tych ekipach?
M.M.: Zdecydowanie najmocniejsza jest Rosja. Ale nikogo nie można lekceważyć i do każdego rywala trzeba podchodzić z respektem. Wszystko weryfikuje boisko i czasami nawet forma dnia może zadecydować o wyniku. Teraz w Europie nie ma słabych zespołów i w żadnym pojedynku nie można być całkowicie pewnym zwycięstwa. Można być faworytem spotkania, ale nigdy pewniakiem.
PAP: Jest jakiś sposób na Rosjanki?
M.M.: Za wcześnie o tym mówić. Najpierw mamy dwa mecze z Austrią. Na razie sztab szkoleniowy na nich się koncentruje. Potem przejdziemy dalej. Rosja to jeszcze bardzo odległy plan.
PAP: Co jest najmocniejszą stroną reprezentacji biało-czerwonych?
M.M.: Cała drużyna. Tutaj każda zawodniczka jest bardzo ważna, każda coś wnosi do zespołu. Prezentują różny poziom sportowy, ale w grach zespołowych każda jest jednakowo ważna i mam nadzieję, że każda też tak się czuje. Gra z orzełkiem na piersi zobowiązuje. To duża odpowiedzialność, ale i duże wyróżnienie. Naszym atutem jest dobra atmosfera.
PAP: Należałoby sobie życzyć, żeby teraz znów nie wyskoczyły jakieś kontuzje, które Polskę prześladują zwłaszcza przed ważnymi turniejami. Jak chociażby grudniowymi mistrzostwami Europy, kiedy nie mogły zagrać ani Karolina Kudłacz-Gloc, ani Kinga Achruk czy Monika Kobylińska…
M.M.: Karolina już wróciła i to w jakim stylu, Kinga też powoli dochodzi do swojej dyspozycji sprzed przerwy macierzyńskiej. W Lublinie dostaje dużo okazji do grania i miejmy nadzieję, że już za miesiąc będzie w optymalnej formie. Przy powrocie cztery tygodnie to dużo czasu. Trochę go jeszcze zostało do meczów z Austrią, a każdy dzień to jest teraz wartość dodana. Trzeci filar naszej drużyny Monikę Kobylińską też z gry na długo wyeliminowała kontuzja, ale z tego co wiem, już powoli wchodzi w trening z zespołem klubowym (francuski Brest Bretagne Handball – PAP). Liczymy na to, że jak tylko dojdzie do stuprocentowej gotowości, to dołączy do zespołu.
PAP: Perła Lublin z 42 punktami za koncie zajmuje obecnie trzecie miejsce w tabeli ekstraklasy, ale do końca rozgrywek pozostało jeszcze każdej drużynie przynajmniej po osiem spotkań. Prowadzi Zagłębie Lubin – 55 pkt, przed KPR Gminy Kobierzyce – 44. Szykuje się zacięta walka o medale…
M.M.: Jeszcze dużo może się zmienić. Każdy mecz ma wagę trzech punktów. Jeszcze nikt nikomu nie wiesza medalu na szyi, a o jego kolorach za wcześnie rozmawiać. Trzeba wygrać wszystko, co jest do wygrania. O złoto będzie bardzo ciężko, ale w walce o srebro można sporo namieszać w tabeli. Jeszcze został Puchar Polski, w którym zakwalifikowaliśmy się do finału, więc jest o co walczyć.
Rozmawiał Cezary Osmycki (PAP)
co/ cegl/