Gubernator Florydy usunął z polityki energetycznej stanu odniesienia do zmian klimatu i zakazał budowy przybrzeżnych farm wiatrowych. Stwierdził przy tym, że ratuje Słoneczny Stan przed „radykalnymi zielonymi fanatykami”.
Gubernator Ron DeSantis podpisał ustawę, która m.in. ustala preferencyjne warunki dla firm zajmujących się gazem ziemnym oraz znosi wymóg, aby pojazdy zakupione przez stan były paliwooszczędne.
Oprócz tego na mocy ustawy na Florydzie nie będą powstawać przybrzeżne farmy wiatrowe.
„Przepisy, które dziś podpisałem zachowają wiatraki z dala od naszych plaż, Chiny poza naszym stanem, a benzynę w naszych bakach” – napisał DeSantis na X. „Przywracamy zdrowy rozsądek w podejściu do energii i odrzucamy program radykalnych zielonych zelotów” – dodał gubernator Florydy.
Działania gubernatora wywołały sprzeciw będących w opozycji Demokratów. Na podpis pod ustawą i słowa DeSantisa zareagował nawet Biały Dom.
„To dość haniebne” – powiedziała sekretarz prasowa Białego Domu Karine Jean-Pierre podczas czwartkowego briefingu prasowego. „Prezydent, jak wiadomo, był najbardziej postępowy, zrobił więcej w sprawie zmian klimatu niż jakikolwiek inny prezydent. Jesteśmy więc zaangażowani, zaangażowani w radzenie sobie z tym kryzysem i osiąganie naszych celów” – kontynuowała Jean-Pierre i dodała, że „niefortunnym jest, iż wciąż istnieją negacjoniści klimatyczni”.
Sprzeciw wyrazili także sekretarz pracy w gabinecie Billa Clintona Robert Reich, kandydatka do Senatu Debbie Mucarsel-Powell oraz Frederica Wilson, reprezentująca w stanowej legislaturze część Miami.
Red. JŁ