Były reprezentant Polski Bartosz Bosacki uważa, że piłkarze Lecha Poznań powinni wysoko stawiać sobie poprzeczkę w Lidze Konferencji. „Dlaczego nie celować w finał? To nie jest zadanie będące tylko w sferze marzeń” – powiedział PAP.
W czwartek (początek, godz. 21) podopieczni Johna van den Broma zmierzą się w pierwszym meczu 1/8 finału ze szwedzkim Djurgardens IF. Kibice w stolicy Wielkopolski liczą na awans do ćwierćfinału, ale Bosacki uważa, że tę poprzeczkę można postawić znacznie wyżej.
„Dlaczego nie celować w finał? To nie jest zadanie będące tylko w sferze marzeń. Przecież nie jesteśmy gorsi od innych zespołów, bo znaleźliśmy się w tym samym miejscu. To jest tylko sport, gdzie wszystko może się zdarzyć. Ktoś powie, że gadam głupoty, ale wydaje mi się, że obojętnie, w jakiej dyscyplinie, sportowiec, który nie walczy o pierwsze miejsce, jest już przegranym” – podkreślił Bosacki.
Były wieloletni kapitan poznańskiej jedenastki doskonale pamięta, że w piłce nie ma rzeczy niemożliwych. W 2010 roku „Kolejorz” trafił do grupy Ligi Europy z Juventusem Turyn, Manchesterem City, a na dokładkę los dołożył Red Bull Salzburg. Lechici zakwalifikowali się do rundy pucharowej, kosztem m.in. Włochów, a awans wywalczyli na kolejkę przed zakończeniem rywalizacji.
KONFERENCJA PRASOWA | John van den Brom i Jesper Karlström przed meczem z Djurgårdens IF
„Gdybyśmy myśleli, że się +nie da+, to nie byłoby sensu lecieć do Turynu czy Manchesteru. Okazuje się, że da się to zrobić, czasami przy zbiegu różnych okoliczności. Dlaczego dzisiaj mamy zakładać, że Szwedów da się jeszcze +przejść+, ale później to już może być niemożliwe, bo będą mocniejsze marki. W piłce jest taka zasada, że nawet gdybyś trafił na Real Madryt, to po prostu +wyjdź i graj+. Jeżeli wyjdziesz z nastawieniem na boisko, żeby przegrać jak najniżej, to po prostu przegrasz” – stwierdził uczestnik mundialu w 2006 roku.
Wylosowanie aktualnego wicemistrza Szwecji wywołało radość wśród piłkarzy Lecha, Bosacki patrzy na to jednak z większym dystansem.
„Nigdy nie przywiązuje wagi do tzw. marek. To, że te zespoły znalazły się w tej rundzie, świadczy o ich poziomie. Często zdarza się tak, że z taką mniej znaną drużyną gra się znacznie trudniej niż z tymi znanymi i sławnymi ekipami. Spójrzmy jednak na mecze Lecha z Villarrealem z ubiegłego roku (poznaniacy przegrali w Hiszpanii 3:4 i wygrali u siebie 3:0 – PAP), więc to jednak tak nie działa” – skomentował.
Szwedzi rozgrywki ligowe rozpoczną dopiero na początku kwietnia, a obecnie odbywają się mecze krajowego pucharu. Djurgardens w grupie zajęło pierwsze miejsce, dlatego też uzyskało automatyczny awans do 1/8 finału. Rywale Lecha nie mają więc rozegranych zbyt wielu spotkań o stawkę w przeciwieństwie do poznaniaków.
„Jest to jeden z elementów, który można rozpatrywać w kategoriach przewagi Lecha, który jest tym w rytmie. Nie oznacza to jednak, że będzie miał łatwiej. Nie przywiązuję wagi do takich małych rzeczy, jak kwestia sztucznego boiska, czy kto jest gospodarzem pierwszego meczu” – przyznał Bosacki.
Mistrzowie Polski w lidze grają mało stabilnie i nierówno. W tym roku stracili za dużo punktów, by myśleć o obronie tytułu. Przegrali dwa mecze z rzędu z Zagłębiem Lubin i Śląskiem Wrocław, ale w ostatniej kolejce rozgromili Lechię Gdańsk 5:0.
„Meczów ze Śląskiem, czy Zagłębiem Lech nie musiał przegrać, nie był gorszym zespołem. Miałbym inne odczucia, gdyby +Kolejorz+ grał w niezmienionym składzie. Z drugiej strony nie jesteśmy na finiszu sezonu, nie czeka nas jakiś finał, przed którym musimy odpocząć. Mamy środek rozgrywek, a chłopacy nie są chyba jeszcze tak zmęczeni. Ważna jest stabilność, rytm meczowy i to zostało zaburzone. Myślę, że papierkiem lakmusowym dla Lecha w kontekście jego dyspozycji był rewanż z Bodoe Glimt w Lidze Konferencji. Lechici nie zagrali rewelacyjnie, mieli też trochę szczęścia. Ale widać było w tym spotkaniu, że ten zespół wciąż się rozwija” – podsumował były reprezentant Polski. (PAP)
autor: Marcin Pawlicki
lic/ co/