12.9 C
Chicago
poniedziałek, 28 kwietnia, 2025

Bilans działań ministra zdrowia Izabeli Leszczyny: Brakuje pieniędzy na leczenie, jest za to in vitro i aborcja

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Reforma szpitalnictwa utknęła w rządzie, na finansowanie świadczeń brakuje kilkunastu mld zł – to dziś główne problemy zarządzającej ochroną zdrowia Izabeli Leszczyny. Na liście zrealizowanych projektów może zapisać refundację przez państwo in vitro i zdyscyplinowanie szpitali, które nie chciały wykonywać legalnych aborcji.

W środę sejmowa komisja zdrowia zajmie się złożonym przez klub Prawa i Sprawiedliwości wnioskiem o wotum nieufności wobec ministry zdrowia Izabeli Leszczyny. Dzień później zaplanowana jest debata nad wnioskiem na plenarnym posiedzeniu Sejmu.

„Izabela Leszczyna jako Minister Zdrowia ponosi pełną odpowiedzialność za pogarszającą się sytuację polskiego systemu opieki zdrowotnej. Szereg niezrozumiałych, nieracjonalnych i sprzecznych z interesem pacjenta działań Minister Zdrowia doprowadziło do dramatycznej sytuacji w placówkach medycznych funkcjonujących na poziomie kraju” – napisali posłowie PiS w uzasadnieniu do wniosku.
Wśród zarzutów wobec Leszczyny wymienili też m.in.: wstrzymanie finansowania najlepszego w Europie programu leczenia stwardnienia zanikowego mięśni (SMA), zaproponowanie likwidacji 111 oddziałów ginekologiczno-położniczych, zrezygnowanie z wartego 300 mln złotych programu wsparcia produkcji polskich leków oraz pogłębiające się problemy finansowe szpitali.
Po złożeniu wniosku Leszczyna powiedziała PAP, że jest raczej spokojna o wynik głosowania. A gdy kilka dni później z planu posiedzenia rządu zdjęty został przygotowany przez jej resort projekt ustawy będącej fundamentem reformy szpitalnictwa, ministra została zapytana w radiu TOK FM, czy jej pozycja w Platformie Obywatelskiej słabnie. Odpowiedziała krótko: nie. Wyjaśniła, że premier zdecydował o przesunięciu prac nad projektem, by w koalicja porozumiała się w sprawie reformy.
Nowa organizacja szpitali to kluczowy projekt Izabeli Leszczyny. Od początku urzędowania na stanowisku ministra zdrowia zakładała, że w perspektywie uzdrowi nieefektywny, pełen zazębiających się problemów system. „Na planach nie poprzestanę i nie chodzi o zbytnią pewność siebie, ale o to, że nie ma innego wyjścia. Zaproponuję samorządom rozwiązania, w których wszyscy będą wygranymi” – zadeklarowała w lutym br. w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Pod koniec października PAP zapytała Leszczynę, czy w obliczu ciągłych sygnałów o niedofinansowaniu lecznictwa nie czas na podniesienie składki zdrowotnej – zamiast jej obniżania dla przedsiębiorców, nad czym właśnie pracuje rząd.
Ministra odpowiedziała wtedy, że zacząć trzeba nie od dosypywania pieniędzy do złego systemu, ale jego naprawy. Nadal podkreślała, że kluczem do tego jest reforma szpitali. „To jest pierwsze zadanie. Uważam, że uczciwsze wobec osób ubezpieczonych i płacących składki jest zrobienie trzech kroków: to konsolidacja szpitali, przeniesienie procedur do ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, żeby były tańsze, a dostęp do nich szerszy oraz lepsza, skoordynowana opieka nad pacjentem w podstawowej opiece zdrowotnej” – powiedziała.
Wątpliwości co do planu Leszczyny ma jednak nie tylko opozycja, strasząca opinię publiczną masową likwidacją szpitali, szczególnie, porodówek, ale i wchodząca w skład koalicji rządowej – Lewica i szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Również w obrębie kierownictwa resortu zdrowia – od reformy odcina się wiceminister Wojciech Konieczny (Polska Partia Socjalistyczna, Lewica).
Leszczyna skupiona była do niedawna przede wszystkim na branżowych rozmowach o reformie, wiele czasu poświęciła na przekonywanie do swojej koncepcji dyrektorów szpitali powiatowych. To właśnie sytuacja finansowa tych placówek jest najtrudniejsza i najpilniej potrzebują one pomocy (połowa szpitali powiatowych jest zadłużona).
Ostatnio jednak szefowa MZ zaczęła mówić więcej o planowanych zmianach w mediach. Próbuje przekonać do swojego planu najbardziej zainteresowanych, czyli pacjentów. Na początku listopada zaprosiła do siebie dziennikarzy, by bez kamer opowiedzieć o reformie. Przyznała, że wycofała się z niektórych planowanych rozwiązań, ponieważ wywołały one falę niepokoju. Wytknęła przy tym opozycji, że wykorzystała projekt reformy do straszenia pacjentów.
„Uważam, że nasi adwersarze polityczni w sposób absolutnie niegodny wykorzystali tę sytuację, strasząc kobiety, strasząc pacjentów. Minister zdrowia nie może pozwolić na to, żeby ludzie żyli w lęku, że im zabiorą szpital albo zabiorą porodówkę i kobiety nie będą miały gdzie rodzić. (…) Dlatego postanowiłam zmienić ten twardo brzmiący przepis w ustawie, że minister zdrowia określi liczbę porodów” – powiedziała. I zaznaczyła, że za czasów PiS zlikwidowano 82 porodówki.
Na słabą komunikację zwrócił uwagę samorząd lekarski. „Publiczne komunikaty dotyczące założeń reformy często są niepełne, co negatywnie wpływa na przejrzystość i wiarygodność procesu legislacyjnego. Reforma nie jest przedstawiona w sposób zintegrowany z innymi inicjatywami systemowymi, co ogranicza jej ocenę jako kompleksowego rozwiązania i jedynie pogłębia fragmentaryzację systemu ochrony zdrowia w Polsce” – napisała Naczelna Rada Lekarska w wydanym 8 listopada stanowisku.
Wszystko to spowodowało, że projekt reformy trafi do ponownych konsultacji publicznych – po drodze było w nim tyle zmian, że wcześniejsze uwagi strony społecznej przestały być aktualne. To opóźni prace nad ustawą.
A Leszczynie powinno zależeć na czasie, bo sytuacja finansowa ochrony zdrowia jest coraz trudniejsza.
W tym roku po każdym kwartale szpitale podnosiły alarm, że NFZ nie zapłacił im kilku mld zł za nielimitowane świadczenia zdrowotne, czyli takie, które nie są ograniczone kontraktami i Fundusz ma obowiązek zapłacić za każde (to m.in. porody, opieka specjalistyczna). Ministerstwo zdrowia musiało uruchamiać dotacje dla Funduszu, by pomóc pokryć zaległości, sytuację ratowały też wpływy ze sprzedaży obligacji skarbowych. To jednak nie rozwiązało problemu. Dyrektorzy szpitali powiatowych szacują, że w tym roku w systemie ochrony zdrowia zabraknie ok. 15 mld zł. Federacja Przedsiębiorców Polskich ma bardziej pesymistyczne dane na kolejne lata – żeby system w 2025 r. funkcjonował tak jak w tym roku, potrzeba jeszcze 27 mld zł, a w 2026 r. – 41 mld zł.
Dziura w budżecie zdrowotnym nie wynika jednak tylko z działań w ostatnich miesiącach. To problem złożony, związany także z wieloma decyzjami poprzedników odnośnie ochrony zdrowia. Np. wydatki Narodowego Funduszu Zdrowia na świadczenia zdrowotne w 2024 r. zostały zaplanowane jesienią 2023 r., jeszcze za czasów rządu Prawa i Sprawiedliwości. I było to za mało, by zapłacić za wszystkie wykonane w tym roku usługi zdrowotne. Na leczenie szpitalne zaplanowano w tym roku 72 mld zł, podczas gdy do października potrzeba było 94 mld zł.
Podczas jednej z jesiennych debat sejmowych wokół sytuacji w lecznictwie wiceminister zdrowia Marek Kos odtworzył wydatki Funduszu w ostatnich latach, kiedy NFZ wykorzystywał zapas finansowy powstały w czasie pandemii COVID-19. Był to czas, kiedy świadczenia zdrowotne nie były realizowane w pełnym zakresie, w związku z czym powiększył się fundusz zapasowy NFZ. „Od połowy 2022 r. zaczęto odpracowywać tzw. dług covidowy. Realizowano więc dużo więcej świadczeń. Szpitale otrzymywały zapłatę za świadczenia ponad limity zarówno w zakresie limitowanym, jak i nielimitowanym, co było pewnym ewenementem” – relacjonował Kos. Pieniądze z funduszu zapasowego wyczerpały się w pierwszym kwartale 2024 r. A szpitale dalej przekraczają wartości z umów, licząc, że w 2024 r. będą rozliczone podobnie jak w 2022 i 2023 r.
Spadkiem po rządach PiS jest też obciążenie NFZ wydatkami, które do 2021 r. były finansowane z centralnego budżetu, tj. ratownictwa medycznego, leków dla seniorów, wysokospecjalistycznych procedur i leczenia nieubezpieczonych (bezrobotnych i mundurowych). Także ustawa o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia zakłada coroczną waloryzację pensji dla pracowników ochrony zdrowia. Resort zdrowia podliczył, że w latach 2022-2024 r. NFZ wydał na podwyżki 100 mld zł.
Ministerstwo nie pali się jednak do zmiany ustawy, choć Izabela Leszczyna przyznała w rozmowie z PAP, że „ma ona przynajmniej kilka słabych punktów”. Na razie resort jest na etapie rozmów o ustawie w ramach Komisji Trójstronnej. Jednocześnie szuka pomysłu na obywatelski projekt ustawy środowiska pielęgniarskiego, który podnosi minimalne wynagrodzenie niektórych grup zawodowych.
„Powiedzieć, że od nowego roku podniesiemy wynagrodzenia, gdy wszyscy mówią o trudnej sytuacji Narodowego Funduszu Zdrowia, byłoby nieodpowiedzialne” – przyznała w rozmowie z serwisem rynekzdrowia.pl Leszczyna. Pielęgniarki, zniecierpliwione opieszałością prac nad projektem, który utknął w sejmowej podkomisji i brakiem efektów rozmów z ministrą zdrowia, o działania zwróciły się wprost do premiera. 19 listopada zorganizowały protest przed siedzibą KPRM. „Czas rozmów z ministrą Leszczyną się skończył, oczekujemy spotkania i rozmów z premierem” – powiedziała podczas manifestacji Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Mimo tych trudności ministra zdrowia pozytywnie ocenia swój dotychczasowy dorobek. Zapytana przez PAP, co w kwestii zdrowia należałoby zakomunikować wyborcom, że się nie uda i na to trzeba poczekać, odpowiedziała, że jest tylko jeden z 12 konkretów (zawartych w obietnicy wyborczej Koalicji Obywatelskiej „100 konkretów na 100 dni rządu) dotyczących systemu ochrony zdrowia, co do którego nie ma jeszcze koncepcji, jak go wprowadzić, żeby naprawdę zadziałał. Jest to bon dentystyczny dla dzieci.
I jedną zapowiedź ujęłaby dziś inaczej. „Gdy mówimy o zobowiązaniu, które jest oczekiwane przez wszystkich, to na pewno jest nim zniesienie limitów w lecznictwie szpitalnym. Wszyscy wiemy przecież, że nie chodzi o limity, tylko o dostępność do opieki medycznej. Dlatego dzisiaj przeformułowałabym ten konkret, bo zniesienie limitów to tylko środek do celu, jakim są krótsze kolejki. Ambulatoryjna opieka specjalistyczna, gdzie zniesiono limity jest dowodem na to, że brak limitów nie zwiększa dostępności do świadczeń” – stwierdziła.
Na liście zrealizowanych obietnic KO Izabela Leszczyna może zapisać na pewno wprowadzenie od 1 czerwca br. refundacji przez państwo leczenia niepłodności metodą in vitro. Do końca 2028 r. państwo zamierza wydać na ten cel 2,5 mld zł. Zakwalifikowanych jest już do leczenia 15 tys. par, dzięki leczeniu uzyskano już trzy tys. ciąż. Plusem programu jest również to, że stworzono w nim szerokie ramy dostępności, np. podniesiono limit wieku kobiety mogącej skorzystać z finansowania względem zasad, które obowiązywały podczas rządowego programu refundacji in vitro w latach 2013-2016. Wtedy górna granica wieku wynosiła 40 lat. Obecnie to 42 lata w przypadku korzystania z własnych oocytów (żeńskich komórek płciowych) i 45 lat w przypadku korzystania z komórek dawczyni.
„Dzięki temu programowi awansujemy dziś z jednego z najgorszych miejsc w Europie pod względem dostępności do nowoczesnych metod leczenia niepłodności do europejskiej czołówki krajów z najszerszą dostępnością. Są kraje, w których granica wieku pacjentki jest wyższa niż w Polsce, ale jest ich niewiele” – oceniła w rozmowie z PAP prezeska Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji „Nasz Bocian” Marta Górna, kiedy program wchodził w życie.
Od pierwszych dni na stanowisku Izabela Leszczyna podejmowała starania, by zmienić sytuację kobiet wynikającą z zaostrzenia przepisów regulujących dostęp do aborcji po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r. Powołała złożony z urzędników, ekspertów, ale i organizacji pozarządowych zespół, który porządkuje zagadnienia związane ze zdrowiem i bezpieczeństwem pacjentek.
Wiosną br. weszło w życie rozporządzenie ministra zdrowia, którego celem było wyegzekwowanie od szpitali przestrzegania praw pacjentek mających wskazania do legalnej aborcji (w przypadku zagrożenia zdrowia i życia kobiety oraz gdy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego). Jasne przepisy miały wyeliminować sytuację, kiedy na skutek nadużywania przez część lekarzy tzw. klauzuli sumienia, kobiety niejednokrotnie nie mogły skorzystać z przysługującego im prawa do legalnego zabiegu przerwania ciąży.
Chodziło o sytuacje, gdy w szpitalu nie było lekarza gotowego przeprowadzić aborcję – wtedy placówka ma obowiązek skierować pacjentkę do innej placówki, która zapewniała przerwanie ciąży. W praktyce często był z tym kłopot, pacjentka musiała szukać świadczeniodawcy na własną rękę. Po wejściu w życie rozporządzenia każdy szpital z oddziałem ginekologicznym, mający kontrakt z NFZ, ma mieć w zespole lekarza gotowego przeprowadzić aborcję.
Sytuacja w szpitalach zaczęła się zmieniać. Według najnowszych danych NFZ wzrosła liczba legalnych zabiegów przerywania ciąży. Od stycznia do sierpnia br. wykonano więcej takich zabiegów niż w całym w 2023 r. „Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia zaczęły poważnie traktować nadużycia i niedopatrzenia ze strony polskich szpitali. Zostały w końcu podjęte realne działania, np. kary pieniężne nakładane przez NFZ za bezprawne odmówienie wykonania aborcji” – skomentowała zajmująca się prawami kobiet fundacja Federa.
Kolejnym krokiem było wydanie przez MZ w sierpniu wytycznych dla lekarzy i kierujących szpitalami na temat obowiązujących przepisów prawnych dotyczących dostępu do procedury przerywania ciąży. Nie są to nowe przepisy, ale wykładnia obowiązującego prawa. Powstała po to, by lekarze nie mieli wątpliwości co do sytuacji, w których istnieje przesłanka do wykonania aborcji.
Waga wytycznych rośnie z każdym miesiącem, ponieważ Sejm nie jest w stanie złagodzić prawa aborcyjnego. „Okazało się iluzją, że zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego stanowią większość w Sejmie. Nie, stanowimy mniejszość w tym Sejmie” – stwierdził premier Donald Tusk po tym, jak w lipcu przepadł w Sejmie projekt dekryminalizujący aborcję.
Gorzej poszło Izabeli Leszczynie z wprowadzeniem szerokiego dostępu do antykoncepcji awaryjnej. Ministra była zdeterminowana, by przywrócić możliwość kupienia tzw. pigułki dzień po bez recepty, której pacjentki pozbawił w 2017 r. jej poprzednik z czasów rządów PiS – Konstanty Radziwiłł.
Plany Leszczyny pokrzyżował prezydent Andrzej Duda. Pod koniec marca br. nie zgodził się na podpisanie ustawy znoszącej receptę, ponieważ pozwalała na zakup pigułek osobom od 15. roku życia bez konieczności zgody opiekuna. Według głowy państwa w przypadku tak młodych osób rodzice powinni wyrazić zgodę na zastosowanie takiego środka.
Po wecie prezydenta resort zdrowia wprowadził możliwość zakupu pigułek „dzień po” w aptekach w ramach tzw. usługi farmaceutycznej. Chciał przy tym, by pigułki mogły samodzielnie kupować osoby powyżej 15. roku życia. Obawy co do legalności takiego rozwiązania zgłosiły jednak samorządy lekarski i aptekarski. W efekcie w aptekach, które prowadzą sprzedaż antykoncepcji awaryjnej farmaceuci w przypadku pacjentek niepełnoletnich wymagają od nich zgody rodzica na zakup tzw. tabletki dzień po.
Bezpieczeństwo zdrowotne kobiet zwiększyła też jedna z ostatnich decyzji – o objęciu refundacją szczepień przeciw krztuścowi dla kobiet w ciąży. Choroba występuje coraz częściej, a zaszczepienie się przez matkę zapewnia ochronę również dziecku od chwili narodzin.
Na domknięcie czekają natomiast projekty ograniczające dostęp do wyrobów tytoniowych i alkoholu. Zarówno ministra Leszczyna, jak i jej zastępcy, składali w ostatnich miesiącach szereg deklaracji na temat przygotowania przepisów, które ograniczą spożycie używek. Realizacja jest znacznie skromniejsza. Na razie resort przygotował projekt zmian w tzw. ustawie tytoniowej, przewidujący zakaz sprzedaży e-papierosów bez nikotyny dla osób poniżej 18. roku życia oraz zakaz dodawania do nowatorskich wyrobów tytoniowych aromatów. Jest też projekt zmiany ustawy „antyalkoholowej” regulującej kwestię opakowań, w których będzie on mógł być sprzedawany. Powstać mają też przepisy zakazujące wprowadzania do obrotu i handlu woreczków z nikotyną syntetyczną.
Eksperci zdrowia publicznego są zdania, że to stanowczo za mało w sytuacji, gdy papierosy pali niemal jedna trzecia społeczeństwa, e-papierosy są powszechną używką wśród młodzieży, a alkohol powoduje coraz większe straty w zdrowiu Polaków.(PAP)
Autorka: Anita Karwowska

akar/ jann/ lm/

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

👇 P O L E C A M Y 👇

Koniecznie zobacz nowy Polonijny Portal Społecznościowy "Polish Network v2,0"