Konserwatyści amerykańscy będą mieli z papieżem Leonem XIV nieco pod górkę – powiedział PAP amerykanista Tomasz Płudowski. Podkreślił, że w jego ocenie nic nie wskazuje także na to, aby prezydent USA Donald Trump traktował papieża jako realny autorytet.
Polska Agencja Prasowa: Jak wybór Leona XIV, pierwszego papieża z USA, wpłynie na działania na polu polityki zagranicznej trumpistów, nowej administracji w USA, działania Republikanów?
Tomasz Płudowski, prof. Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej w Warszawie, prodziekan Wydziału Nauk Społecznych: Z jednej strony wybór Amerykanina świadczy o tym, że amerykański kościół katolicki wchodzi w etap dojrzałości, bo przecież historia kraju jest aż siedem razy krótsza od historii kościoła. Z drugiej, choć katolicy stanowią w USA mniejszość, ich rola i znaczenie polityczne rosną. Wprawdzie stanowią zaledwie jedną piątą mieszkańców, ale aż 1/3 administracji Trumpa i 2/3 Sądu Najwyższego, który za prezydentury Trumpa wyraźnie skręcił w prawo, np. w kwestiach aborcji. Jednak konserwatyści amerykańscy, pomimo deklarowanej dumy z Leona XIV, będą mieli z amerykańskim papieżem nieco pod górkę. Papież w swoim pierwszym wystąpieniu nie tylko nie powiedział ani słowa po angielsku, ale nie reprezentował w najmniejszym stopniu swojego kraju. Był jak najdalszy od triumfalizmu i wszystkiego, co USA symbolizuje. Jego życie, pomiędzy Peru i Europą, co odzwierciedla wybór używanych języków, to głos biednych, a nie rosnącego w siłę i reprezentowanego m.in. przez Vance’a katolicyzmu politycznego, walczącego, triumfującego i ksenofobicznego.
PAP: Jakich relacji pomiędzy administracją Donalda Trumpa a Stolicą Apostolską możemy się spodziewać?
T.P.: Relacje będą oczywiście utrzymywane, natomiast dotychczasowa praktyka pokazuje, że Donald Trump nie reaguje pozytywnie nawet na pochodzące z wewnątrz kościoła głosy krytyczne, które przywołują go do porządku, powołując się np. na miłosierdzie, nadzieję czy ludzkie odruchy, np. w kwestii imigrantów czy osób LGBT. Religia jest dla prezydenta narzędziem politycznym, a wybór papieża okazją do przypomnienia o sobie, np. w formie zamieszczanej grafiki AI w stroju papieskim. Nic nie wskazuje na to, by traktował papieża czy religię jako realny autorytet, mimo deklarowanego konserwatyzmu.
PAP: Czy papież Leon XIV zrewiduje nieco stanowisko Stolicy Apostolskiej wobec wojny na Ukrainie? Czy należy się spodziewać bardziej jednoznacznego wskazania w zakresie agresora w tej wojnie?
T.P.: Wydaje się, że w sprawie Ukrainy po Franciszku może być tylko lepiej. Poprzedni papież wyraźnie nie chciał rozumieć tej wojny w jednoznacznych kategoriach moralnych. Leon XIV, na co wskazuje już jego przybrane imię, odwołujące się do Leona XIII, papieża przełomu XIX i XX w., który bronił robotników najemnych w czasach rozwoju kapitalizmu, nie był dotychczas, do czasu gdy postawił na niego Franciszek, człowiekiem establishmentu. To oraz wieloletnie doświadczenie pracy wśród Peruwiańczyków dają nadzieję, że będzie stawał po stronie praw słabszych, zwłaszcza w odniesieniu do wielkiego kapitału. Czy przełoży się to na stosunek do agresorów w polityce międzynarodowej? Zobaczymy. Jego pierwsze wystąpienie wskazuje, że dystansował się do swojej ojczyzny, a wspominał Peru. Daje to na pewno Ukrainie nadzieję.
PAP: Czy nowy papież-Amerykanin oznacza inną politykę Watykanu wobec konfliktu Izrael-Palestyna? W USA od lat obserwowane są od lat silne związki z Izraelem. Czy pochodzący z Chicago papież swoją dotychczasową postawą pozwala nam wnioskować, jaką komunikację wobec zdarzeń w Strefie Gazy będzie prowadził Watykan?
T.P.: Na razie nie mamy w tej sprawie sygnałów, ale prawie pewne jest, że papież będzie wypowiadał się na rzecz zakończenia tego konfliktu, choć w sposób bardziej wyważony niż wskazywałoby na to bezwarunkowe poparcie Republikanów dla Izraela.
PAP: Leon XIV przez lata był misjonarzem. Jak będzie to wpływało na stanowisko Stolicy Apostolskiej wobec problemu migracji. Czy tu należy się spodziewać kontynuacji linii papieża Franciszka?
T.P.: Pod wieloma względami będzie to najprawdopodobniej kontynuacja linii Franciszka. Leonowi XIV na pewno bliżej w tej kwestii do poprzednika niż do obecnej administracji amerykańskiej. Krytykował on politykę imigracyjną Trumpa oraz wypowiedzi Vance’a, mówiąc, że Jezus nie nakazywał stopniowania miłości w stosunku do ludzi w zależności od ich pochodzenia. To będzie papież, który w kwestiach imigracji będzie zajmował stanowisko wyraźnie biblijne, czy – używając kategorii politycznych – lewicowe. Nie zawsze będzie się to jednak przekładało na inne aspekty polityki społecznej, np. prawa LGBT, choć równie dobrze może się okazać, że niepochlebne wypowiedzi sprzed kilkunastu lat o propagowanym przez media stylu życia niezgodnym z Ewangelią ulegną osłabieniu lub znaczącej zmianie.
PAP: Papież Amerykanin, wieloletni misjonarz w Peru, to docenienie w obrębie chrześcijaństwa bardzo licznej grupy wiernych z obu Ameryk?
T.P.: Tak, najwyższy czas. Kościół amerykański jest czwartym największym na świecie po brazylijskim i meksykańskim, a więc całe podium należy do obu Ameryk. To dynamiczne wspólnoty, zwłaszcza w odmianie latynoskiej. W przeciwieństwie do wymierającego kościoła europejskiego, który Franciszek nazywał „starszą, bezpłodną babcią”. Jednocześnie kościoły amerykańskie stawiają zupełnie nowe wyzwania nie tylko wobec biedy i przeludnienia, nierówności społecznych, ale także zmian kulturowych, nowych środków komunikacji, obyczajowości.
PAP: Czy papież z USA, papież z Ameryki Północnej, to jeszcze silniejsza pozycja tego państwa i kontynentu na arenie geopolitycznej?
T.P.: Choć Franciszek po wyborze na stolicę Piotrową nie odwiedził Argentyny, wydaje się, że papiestwo Leona XIV będzie okazją, by zwrócić uwagę świata nie nierówności ekonomiczne krajów rozwijających się oraz żywotność kontynentu amerykańskiego, w tym samego kościoła latynoamerykańskiego.
PAP: Czy obywatele USA dobrze znają swojego rodaka, nowego papieża?
T.P.: Leon XIV doszedł do swojej obecnej pozycji dłuższą, okrężną drogą, głównie poprzez Amerykę Łacińską i Europę. Wpierw spędził wiele lat w Peru, a później został szybko wyniesiony do zaszczytu kardynała przez papieża Franciszka, który w sumie wskazał dwa razy więcej kardynałów niż Jan Paweł II i to mimo o wiele przecież krótszego pontyfikatu. Tak więc Leon XIV nie należy do powszechnie znanych osób w swoim kraju, co oczywiście szybko ulegnie zmianie.
PAP: Jak wybór Leona XIV może wpłynąć na scenę polityczną w samych Stanach Zjednoczonych? Jak może rezonować np. wobec problemów z napływem migrantów do USA z Meksyku czy innych państw?
T.P.: To będzie trudny dwugłos: populistyczno-ksenofobiczny Trumpa i Vance’a z jednej strony oraz czysto biblijny i humanistyczny papieża z drugiej. Spodziewam się jednak, że ten drugi bez większego wpływu na politykę wewnętrzną USA. Trump będzie się powoływał na papieża wtedy, kiedy będzie to dla niego wygodne, ale ich stanowiska będą skrajnie odmienne zwłaszcza w kwestiach imigracji oraz praw pracowniczych i kapitalizmu.
Rozmawiał Tomasz Więcławski (PAP)