26.8 C
Chicago
sobota, 28 czerwca, 2025

Amerykanie chcą szybkiego końca wojny w Ukrainie i preferują podejście Trumpa

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Wyborcze sondaże w USA konsekwentnie wskazują, że po niemal dwóch latach wojny w Ukrainie Amerykanie w większości chcą raczej jej szybkiego zakończenia niż dalszego wspierania Kijowa. Większość woli też podejście Donalda Trumpa niż obietnice pomocy Kamali Harris, a temat jest daleko na liście priorytetów.

Niemal 1000 dni po rozpoczęciu przez Rosję pełnowymiarowej agresji na Ukrainę prezydent Joe Biden i wiceprezydentka Kamala Harris w tej sprawie wciąż konsekwentnie trzymają się dwóch zasad – wspierać Ukrainę tak długo, jak to konieczne, i „nic o Ukrainie bez Ukrainy”. Z przedwyborczych badań opinii publicznej wynika, że takie podejście jest coraz mniej popularne wśród Amerykanów, którzy preferują obietnicę Donalda Trumpa, że szybko doprowadzi do zakończenia wojny.

Przykładem jest październikowy sondaż „Wall Street Journal”, według którego 50 proc. wyborców wskazało, że bardziej ufa podejściu Trumpa niż Harris (39 proc.). Z kolei środowe badanie YouGov dla tygodnika „The Economist” pokazuje, że 31 proc. wyborców chce zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy, 24 proc. – zwiększenia, a 25 proc. pozostawienia go na dotychczasowym poziomie. Z tego samego sondażu wynika, że większość wyborców niezależnych i republikańskich uważa Harris za zbyt proukraińską.
Jak pokazało wrześniowe badanie przeprowadzone przez Institute for Global Affairs (IGA) – najbardziej kompleksowe badanie opinii na temat polityki zagranicznej w okresie wyborczym – te tendencje są jeszcze bardziej wyraźne wśród wyborców w najważniejszych dla wyników wyborów stanach. Aż 66 proc. tych osób odpowiedziało twierdząco na pytanie, czy USA i sojusznicy powinni „naciskać na wynegocjowane porozumienie wojny w Ukrainie”.
„(Prezydent Ukrainy) Wołodymyr Zełenski ściga się z (amerykańskim) kalendarzem wyborczym, by wdrożyć swój +plan zwycięstwa+, który ma zakończyć wojnę na jego warunkach. Administracja Biden-Harris obiecała wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne. Jednak bardzo niewielu Amerykanów twierdzi, że negocjacje należy wstrzymać, dopóki Ukraina nie zyska lepszej pozycji negocjacyjnej (11 proc.) lub nie osiągnie pełnego zwycięstwa militarnego (10 proc.). Zamiast tego większość popiera wynegocjowane rozwiązanie kończące wojnę” – podsumowuje w rozmowie z PAP jeden z autorów badania Lucas Robinson.
„Jeśli chodzi o cele wojenne Stanów Zjednoczonych, niewielu Amerykanów twierdzi, że głównymi celami wsparcia USA (dla Ukrainy) powinno być osłabienie Rosji, by ukarać ją za jej agresję (15 proc.), lub przywrócenie granic Ukrainy sprzed 2022 r. (17 proc.). Amerykanie wydają się wrażliwi na ludzki koszt wojny i ostrożni w kwestii ryzyka eskalacji, które mogłoby towarzyszyć bezterminowemu wsparciu (Ukrainy) lub strategiom mającym doprowadzić do zdecydowanego zwycięstwa (Kijowa)” – dodaje.
Choć sprawa wojny w Ukrainie nie jest w czołówce tematów zajmujących wyborców – według badania IGA jest dopiero na 10. miejscu w hierarchii spraw związanych z bezpieczeństwem – to efekty zmiany nastrojów społecznych można łatwo zauważyć w obecnej kampanii wyborczej. Choć Harris na początku kampanii, podczas wieców i debaty z Trumpem stosunkowo często podkreślała swoje zobowiązanie do dalszego wspierania Ukrainy, w ostatnich tygodniach niemal o tym nie wspomina. Tymczasem Trump w niemal każdym wystąpieniu i wywiadzie powtarza swoją obietnicę szybkiego zakończenia wojny – jeszcze przed ewentualnym objęciem urzędu. Stopniowo też zaostrza retorykę, winą za rosyjską agresję obarczając Joe Bidena, a nawet Wołodymyra Zełenskiego.
„Wydaje mi się, że wsparcie dla Ukrainy rzeczywiście zaczyna być niepopularne wśród amerykańskiego społeczeństwa. No i z polskiego punktu widzenia zapowiadane przez Trumpa bardzo szybkie zakończenie wojny może wydawać się dość przerażające, bo nie wiemy, na jakich warunkach miałoby się to odbyć” – mówi PAP dr Paweł Markiewicz, szef waszyngtońskiego biura Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. „Osiągnięcie takiego +dealu+ bez mocnych gwarancji dla Ukrainy może tylko dać Rosji czas na przygotowanie kolejnych ataków. Obawiamy się, że może strona Trumpa tego nie odczytuje tak, jak my to im sygnalizujemy, że to jest zagrożenie naszej części Europy” – dodaje analityk.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

 

Trump: Jeśli Harris wygra, przywróci pobór do wojska i wyśle wasze dzieci na wojnę

Jeśli Kamala Harris wygra, wcieli wasze córki do wojska i wyśle je na wojnę – powiedział w niedzielę były prezydent Donald Trump podczas wiecu w Madison Square Garden w Nowym Jorku. Wiec obfitował w skrajną i miejscami rasistowską retorykę.

Podczas ponad siedmiogodzinnego wiecu w słynnej nowojorskiej hali, Trump ostrzegał swoich wyborców przed konsekwencjami wygranej jego rywalki. Stwierdził m.in., że Harris – którą określił jako „osobę o niskim IQ” – doprowadzi do III wojny światowej i przywróci pobór do wojska. „Wszyscy wasi synowie i córki dostaną małe wezwanie. Powiedzą wam: 'mamo, tato, co to za mały świstek papieru?’. 'Kochanie, to wezwanie do poboru. Wzywają cię, byś walczył w jakimś kraju, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam'” – opowiadał Trump.

 

Były prezydent twierdził też, że zarówno Harris, jak i Biden są marionetkami „nikczemnych sił”, „bezkształtnej grupy ludzi”, którzy są „wrogami wewnętrznymi”, bardziej niebezpiecznymi od zagranicznych wrogów Ameryki.”Od dziewięciu lat walczymy przeciwko najbardziej złowrogim i skorumpowanym siłom na Ziemi. Za sprawą swojego głosu możecie pokazać im raz na zawsze, że ten kraj nie należy do nich, ale do was” – podsumował Trump.

 

Wiec w Nowym Jorku, w którym uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi – był to prawdopodobnie największy wiec obecnej kampanii – jeszcze przed wydarzeniem był porównywany przez krytyków do niesławnego wiecu nazistów wiosną 1939 r. w tej samej hali. Do tych porównań – oraz określania Trumpa mianem faszysty – kpiąco nawiązywało kilku mówców poprzedzających kandydata Republikanów.

 

Mimo to, w przemówieniach z nich nie brakowało skrajnej, a miejscami rasistowskiej retoryki. Przyjaciel Trumpa David Rem określił Kamalę Harris mianem „antychrysta” i diabła, zaś biznesmen Grant Cardone stwierdził, że „ona i jej alfonsi zniszczą kraj” i wyraził przekonanie, że Demokratów trzeba „zarżnąć” w wyborach.

 

Prawicowy publicysta Tucker Carlson sugerował, że ewentualna wygrana Harris może być wynikiem przypadku i drwił z jej pochodzenia, określając ją jako „samoańsko-malezyjską, byłą prokurator z Kalifornii o niskim IQ” (w rzeczywistości Harris ma korzenie indyjsko-jamajskie).

 

Być może jednak największe kontrowersje wywołał otwierający wiec występ prawicowego komika Tony’ego Hinchcliffe’a znanego z podcastu „Kill Tony”.

 

Hinchcliffe nazwał Portoryko – terytorium wchodzącą w skład USA – „wyspą śmieci”, twierdził, że Latynosi „lubią robić dzieci”, korzystał też w swoich żartach ze stereotypów na temat Afroamerykanów i Żydów.

 

Jego słowa o Portoryko spotkały się nie tylko z potępieniem Harris i kandydata na prezydenta Tima Walza, ale również republikańskich polityków z Florydy, gdzie mieszka wielu Portorykańczyków.

 

„Ten żart nie wypalił nie bez powodu. Nie jest śmieszny i nie jest prawdziwy. Portorykańczycy to wspaniali ludzie i wspaniali Amerykanie” – skomentował na platformie X senator Rick Scott.

 

W niedzielę w Filadelfii o głosy mieszkańców wyspy zabiegała Harris, która odwiedziła portorykańską restaurację i uzyskała poparcie dwóch gwiazd muzyki pochodzących z tego terytorium: Ricky’ego Martina i . Portorykańczycy stanowią ok. 5 proc. populacji Pensylwanii, uważanego za najważniejszy z kluczowych stanów.

 

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

 

osk/wr/

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

👇 P O L E C A M Y 👇

Koniecznie zobacz nowy Polonijny Portal Społecznościowy "Polish Network v2,0"