Najprawdopodobniej to czołgi izraelskie ostrzelały jesienią 2023 roku biuro agencji AFP w Strefie Gazy – ustalili po wielomiesięcznym śledztwie dziennikarze 13 międzynarodowych organizacji medialnych. W ataku nikt nie zginął, ale biuro zostało poważnie uszkodzone, zniszczone zostały m.in. serwery.
Dochodzenie oparto na materiałach zarejestrowanych przez kamerę francuskiej agencji, która transmitowała obrazy na żywo; wówczas robiły to nieliczne organizacje prasowe – wyjaśniła AFP. Wykorzystano też m.in. zdjęcia satelitarne.
Pięciu ekspertów oceniło, że biuro zostało najprawdopodobniej uszkodzone przez pocisk czołgowy, a więc broń, którą nie dysponowała strona palestyńska. Specjaliści uznali, że hipoteza dotycząca trafienia gmachu przez rakietę lub pocisk przeciwpancerny, czym dysponowała terrorystyczna organizacja Hamas, jest o wiele mniej prawdopodobna. Bezpośrednio po incydencie armia izraelska zaprzeczyła, jakoby mierzyła w siedzibę agencji. Podkreślono, że „biuro AFP nie było celem ataku, a wyrządzone szkody mogły zostać spowodowane falą uderzeniową lub odłamkami”, zaś incydent jest badany przez wewnętrzny organ dochodzeniowy sztabu generalnego.
Po analizie prowadzący śledztwo dziennikarze doszli do wniosku, że ostrzał nastąpił z punktu położonego około 3 km. od redakcji AFP, w którym przed dniem ataku widziano czołgi okrążające miasto Gaza. Dyrektor AFP Phil Chetwynd twierdzi, że nie ma żadnych danych świadczących, aby w tym czasie w budynku znajdowali się bojownicy Hamasu, zaś rzecznik Związku Dziennikarzy Palestyńskich przekonuje, że był to celowy atak na ośrodek prowadzący transmisje na żywo.
„Chcemy jasnego i przejrzystego śledztwa w sprawie tego, co wydarzyło się w południowym Libanie (w ostrzale izraelskiego czołgu zginął tam w październiku dziennikarz agencji Reutera) oraz w naszym biurze w Gazie” – oświadczył Chetwynd. Dodał, że „każdy atak, w którym poszkodowani są dziennikarze lub infrastruktura prasowa, jest niezwykle poważny”. (PAP)
os/ ap/