Za najlepszy film tegorocznego Berlinale uznano włosko-francuski dokument „Fuocoammare” w reżyserii Gianfranco Rosiego.
Film Rosiego opowiada o życiu mieszkańców włoskiej Lampedusy, gdzie od lat docierają uchodźcy z Afryki. Odbierając nagrodę Rosi zadedykował ją mieszkańcom wyspy, którzy – jak mówił – zawsze byli niezwykle otwarci i akceptowali przyjezdnych. „Fuocoammare” od początku wymieniany był w gronie faworytów do Złotego Niedźwiedzia. Statuetkę dla „Zjednoczonych stanów miłości” można z kolei uznać za niespodziankę. Twórca filmu Tomasz Wasilewski mówił, że samo zaproszenie na festiwal było ogromnym szczęściem. Wasilewski dodawał, że choć dostał nagrodę za scenariusz to nigdy nie uznawał się za scenarzystę. „Może powinien zacząć” – zauważał ze śmiechem na konferencji prasowej. Akcja „Zjednoczonych stanów miłości” rozgrywa się na początku 1990 roku. Film pokazuje życie czterech kobiet w prowincjonalnym miasteczku. W tle dokonuje się polska transformacja ustrojowa. Na pierwszym planie są jednak emocje między bohaterami, a nie dziejąca się historia. Grand Prix berlińskiego festiwalu przypadła filmowi „Śmierć w Sarajewie” Danis Tanovic’a. Nagrodę za reżyserię odebrała z kolei Francuzka Mia Hansen-Løve za film „L’avenir”. O nagrody na Berlinale walczyło w tym roku 18 filmów.
IAR/Wojciech Szymański/Berlin/sk