Trzej osadzeni, którzy w styczniu uciekli z więzienia w Kalifornii, porwali taksówkarza i naradzali się, czy należy go zabić.
Long Hoang Ma, mający ponad siedemdziesiąt lat dziadek ośmiorga wnuków, przybył do Stanów Zjednoczonych w 1992 roku. Swoje niezależne usługi taksówkarskie ogłasza w wietnamskiej gazecie. Zgłoszenie, które mogło go kosztować życie, otrzymał 22 stycznia.
Taksówkarz nie miał pojęcia, że trzej pasażerowie, których zabrał sprzed restauracji, tego samego dnia uciekli z więzienia w hrabstwie Orange. O wszystkim dowiedział się dopiero, kiedy porywacze włączyli telewizor. – Byłem w stu procentach przekonany, że zginę – mówi.
Uciekinierzy – Jonathan Tieu, Hossein Nayeri i Bac Tien Duong – powiedzieli taksówkarzowi, że musi im pomóc. Przez kilka dni woził ich od motelu do motelu, gdzie pili alkohol i palili papierosy, debatując nad tym, co trzeba zrobić z Ma. Piątego dnia dojechali aż do San Jose. Taksówkarz relacjonuje, że tam Nayeri i Duong pokłócili się, a nawet wdali się w konfrontację fizyczną. Ten pierwszy mówił, żeby zabić taksówkarza, drugi radził, aby go oszczędzić. W końcu Duong zabrał Ma i wrócił z nim na południe Kalifornii, gdzie później oddał się w ręce władz. Jego dwóch kompanów złapano dzień później w San Francisco.
Taksówkarz nie doznał żadnych obrażeń. Choć ma za sobą traumatyczne przeżycia, nadmienił, że jest wdzięczny jednemu z porywaczy.
– Bac Duong uratował mi życie. Bardzo mu dziękuję – powiedział.
(hm)