Jeszcze w marcu mieszkańcy krajów Azji Południowej nie wierzyli w nadejście drugiej fali pandemii. Rządy zezwoliły na tłumne obchodzenie świąt i wiece polityczne. Teraz brakuje szczepionek i tlenu medycznego. Strach przed lockdownem i utratą pracy jest jednak większy niż strach przed koronawirusem.
Masywny, drewniany wóz rusza do przodu. Tysiące ludzi zgromadzonych na placu Taumadhi w nepalskim Bhaktapurze wiwatują. „Raz, raz, raz!” – krzyczą mieszkańcy Thane, północnej części miasta, którzy ciągną liny przymocowane do wozu z posągiem bóstwa Bhajrawy. Odpowiadają im okrzyki mężczyzn z Kone, południowej części Bhaktapuru, szarpiących z całych sił za powrozy po drugiej stronie wozu. Kto przeciągnie bóstwo na swoją stronę miasta?
„W tamtym roku przez epidemię koronawirusa nie było święta Bisket” – mówi PAP Alok Tuladhar, ekspert zajmujący się kulturą Newarów w dolinie Katmandu. „Teraz, mimo nadchodzącej drugiej fali, ludzie długo walczyli o organizację święta” – dodaje, wspominając o wyroku Sądu Najwyższego wydanego na dwa dni przed świętem, które zakończyło się w niedzielę.
Wcześniej centrum kryzysowe dystryktu Bhaktapur ograniczyło obchody święta Bisket do świątynnych rytuałów bez udziału tłumów. „Gdyby nie orzeczenie sądu, mielibyśmy krwawe zamieszki” – uważa Sailesh Tamrakar, mieszkaniec południowej części miasta.
Według danych ministerstwa zdrowia w niedzielę wykryto ponad 1 tys. nowych przypadków koronawirusa na ledwie 5 tys. przeprowadzonych testów. Do połowy marca liczba zakażeń utrzymywała się poniżej stu na dzień.
„Ludzie przestali nawet nosić maski” – stwierdził w dzienniku „The Kathmandu Post” dr Tulsi Ram Bhandari. „Władze również przeoczyły ryzyko i nie egzekwowały surowo środków bezpieczeństwa” – uważa.
„Rząd ułatwił nawet dostęp zagranicznym turystom do Nepalu i w praktyce zniósł kwarantannę. Zresztą po wielotysięcznych wiecach w tym roku, nikt poważnie nie traktował przepisów” – tłumaczy PAP Pasang Lama, organizator trekkingów w regonie Everestu.
„Lekarze widzą wzrost zachorowań na granicy z Indiami, gdzie wykryto tzw. brytyjski wariant koronawirusa” – mówi PAP dr Prabhat Thapa, lekarz z Katmandu pracujący na oddziałach zajmujących się koronawirusem. „W Indiach również nie odwołano wyborów ani nie ograniczono wielkich świąt, w tym Kumbh Meli” – podkreśla.
Dopiero w sobotę premier Indii Narendra Modi zaapelował do liderów sekt hinduistycznych o ograniczenie święta Kumbh Mela w Haridwarze. Jedno z największych zgromadzeń religijnych na świecie rozpoczęło się 1 kwietnia.
„Podczas +królewskiej kąpieli+ w Gangesie tłum wypełniał całe nabrzeże!” – opowiada PAP Gopal Sharma, przedsiębiorca z Delhi, który spędził trzy dni w Haridwarze podczas Kumbh Meli. Według dziennika „The Hindu” 14 kwietnia 950 tys. pielgrzymów wzięło udział w rytualnej kąpieli. „Miałem obawy, bo media pisały o drugiej fali już w połowie marca, ale Kumbh Mela jest czymś wyjątkowym” – dodał.
Jak pisze dziennik „The Times of India”, dzień po apelu premiera asceci z największych grup religijnych zaczęli opuszczać Haridwar. Od 1 marca do 18 kwietnia dzienna liczba wykrytych przypadków w Indiach wzrosła od ok. 11 tys. do 275 tys. „The Indian Express” w obszernym artykule z niedzieli opisuje niedobory tlenu w stanie Maharasztra, gdzie druga fala jest najbardziej widoczna. Według informacji dziennika rząd Indii zamierza sprowadzić do kraju 50 tys. ton tlenu medycznego dla 12 najbardziej potrzebujących stanów.
„Ludzie panikują. Bardzo boją się kolejnego lockdownu” – mówi PAP Abhishek Choudhary, Nepalczyk pracujący na budowie w Delhi. Po ogłoszeniu ogólnokrajowej kwarantanny pod koniec marca 2020 r. ok. 10 mln robotników pracujących za dniówki opuściło wielkie miasta i ruszyło, w większości pieszo, do rodzinnych wiosek. Była to największa migracja w tej części świata od powstania Indii i Pakistanu w 1947 r.
„Teraz, wiele miesięcy po zniesieniu lockdownu, wciąż trudno o pracę. Jak tylko usłyszeliśmy, że idzie nowa fala, ludzie zaczęli znów wyjeżdżać na wioski” – opowiada 32-latek. „Nikt nie chce znów przeżywać tamtego koszmaru” – dodaje.
Kolejne władze stanowe wprowadzają ograniczenia, unikając słowa „lockdown”. W Bombaju, w stanie Maharasztra, już od połowy kwietnia nie można swobodnie poruszać się po ulicach. Rząd Delhi zamknął stolicę w weekend, a w poniedziałek po 30-proc. wzroście zachorowań, przedłużył ograniczenia o tydzień. Delhijska policja wzmocniła patrole, które mają przechwycić robotników uciekających z miasta.
Rząd zamierza przyspieszyć akcję szczepień, dlatego zezwolił na sprowadzanie zagranicznych szczepionek do kraju, w tym rosyjskiego Sputnika V. Agencja ANI poinformowała, że do Indii trafi co miesiąc 50 mln dawek rosyjskiej szczepionki.
Jednocześnie nieoficjalnie wstrzymano eksport produkowanej przez Serum Institute of India (SII) szczepionki firmy AstraZeneca, w tym do sąsiedniego Nepalu, Bangladeszu i Sri Lanki. W połowie kwietnia szef SII Adar Poonawalla apelował w mediach społecznościowych do rządu amerykańskiego o wstrzymania embarga na eksport półproduktów wykorzystywanych w produkcji szczepionek. Według dziennika „The Economic Times” Indie posiadają tylko 30 mln dawek szczepionki, a zapasy wyczerpią się w ciągu 10 dni.
W Bangladeszu zapasy sprowadzanej z Indii szczepionki AstraZeneca, skończą się w ciągu miesiąca – informował w sobotę dziennik „Dhaka Tribune”, powołując się na dane rządowe. Bangladesz miał otrzymywać 5 mln dawek miesięcznie, lecz transporty wstrzymano.
„W bocznych uliczkach sklepy są na wpół otwarte i ludzie zachowują się normalnie” – mówi PAP Samir Rahman, właściciel małej fabryki z Dakki, dodając, że mocno odczuwalny jest opór przeciw ograniczeniom. „Ludzie przede wszystkim chcą pracować, nawet jeśli grozi to zakażeniem” – uważa. „Strach przed utratą pracy i dochodów jest większy” – dodaje.
Podobnych argumentów używa rząd Pakistanu. „Premier Imran Khan kategorycznie ogłosił, że kraju nie stać na lockdown” – pisze w komentarzu redakcyjnym dziennik „Dawn”. Gazeta przypomina, że zaszczepiono ledwie 1,1 mln osób, chociaż zapowiadano ok. 15-20 mln w ciągu trzech miesięcy. Pakistan zdany jest na chińskie i rosyjskie szczepionki oraz program Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
„Chyba żadnego kraju w regionie Azji Pd. nie stać na kolejny lockdown” – ocenia dla PAP Nithya Mathasamy, ekspert zdrowia publicznego i ekonomista z Delhi. „Jednocześnie nie wykorzystano chwili oddechu podczas pandemii na przygotowania do kolejnej fali. Społeczeństwa uwierzyły też, że to już koniec epidemii” – podkreśla.
Z Katmandu Paweł Skawiński (PAP)
pas/ kib/