27.7 C
Chicago
poniedziałek, 2 czerwca, 2025

120 lat temu we Wrześni doszło do strajku dzieci przeciw germanizacji

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

120 lat temu, 20 maja 1901 r., dzieci ze szkoły we Wrześni w Wielkopolsce zbojkotowały naukę religii w języku niemieckim. Uczniów ukarano chłostą, rodziców skazywano na kary więzienia. Mimo represji bojkot niemieckiego trwał we Wrześni do 1904 r. Protest odbił się echem we wszystkich trzech zaborach i w wielu krajach Europy.

Strajk dzieci i rodziców z Wrześni był zwieńczeniem oporu wobec zwalczania języka polskiego przez władze pruskie. Konstytucja Wielkiego Księstwa Poznańskiego z 1815 r. zapewniała, że język polski będzie traktowany na równi z niemieckim. Już kilka lat później rozpoczął się proces ograniczania jego używania w sądownictwie i edukacji na poziomie gimnazjów. Usunięcie księcia Antoniego Radziwiłła z funkcji namiestnika przyspieszyło to działanie. Już w latach czterdziestych ograniczono nauczanie języka polskiego głównie do szkół elementarnych i ostatnich klas gimnazjów. Zupełnie zlikwidowano jego nauczanie w seminariach nauczycielskich.

Historyczna szkoła we Wrześni

Celem Kulturkampfu w czasach kanclerstwa Ottona von Bismarcka było m.in. całkowite wyrugowanie języka polskiego z przestrzeni publicznej. W szkołach planowano wprowadzenie nauczania religii wyłącznie po niemiecku. Był to ostatni przedmiot stanowiący ostoję języka polskiego. W 1883 r. w Jarocinie doszło do pierwszego strajku szkolnego. Grupa uczniów odmówiła udzielania odpowiedzi na pytania zadawane po niemiecku. Pierwsza próba całkowitej eliminacji języka polskiego zakończyła się niepowodzeniem. Kolejne protesty wybuchły w latach 1890–1892. Większość z nich zakończyła się złamaniem oporu uczniów i nauczycieli. Władze wprowadziły również zachęty dla nauczycieli, którzy mieli germanizować polskich uczniów. Przyznawano im wysokie dodatki finansowe, nazywane „wschodniokresowymi”. Sięgały 2/3 zwyczajnej pensji.

W 1900 r. władze regencji poznańskiej wprowadziły rozporządzenie nakazujące nauczanie religii w dwóch ostatnich klasach szkół podstawowych w języku niemieckim. Miało ono wejść w życie 1 kwietnia 1901 r., czyli w dzień rozpoczęcia nowego roku szkolnego. „Ażeby to przejście ułatwić, należy wszystkim biedniejszym uczniom dostarczyć podręczników potrzebnych do niemieckiej nauki religii” – stwierdzano w zarządzeniu władz. We Wrześni i w wielu innych miasteczkach zaboru pruskiego większość uczniów odmówiła ich przyjęcia. Ci, którzy pobrali katechizmy, oddawali je następnego dnia.

Oskarżeni w procesie wrzesińskim w 1901

Września w 1901 r. liczyła ok. 5,5 tys. mieszkańców. 75 proc. z nich było Polakami. W okolicy brakowało zakładów przemysłowych. Miasteczko było centrum usługowym dla okolicznych wsi. Wśród jego mieszkańców dominowali rzemieślnicy. We Wrześni żywy był patriotyzm. Potajemnie świętowano kolejne rocznice bitwy pod Miłosławiem i niedalekim Sokołowem w czasie wiosny ludów w 1848 r. W miejscowej szkole katechizmy w języku niemieckim pojawiły się dopiero po kilku tygodniach od rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Prawie 40 uczniów zbojkotowało niemieckie książki. Wielu z nich oddawało je, trzymając przez mundurek, tak aby nie splamić sobie rąk. Inni odmawiali odpowiedzi.

Protest wywołał wściekłość jednego z nauczycieli, należącego do Hakaty (Niemieckiego Związku Marchii Wschodniej) Johana Scholzchena, który pierwszy zastosował wobec uczniów surowe kary. Protestujących przetrzymywano dłużej w szkole, a najbardziej opornych wychłostano. Społeczność Wrześni znalazła się na skraju otwartego wypowiedzenia posłuszeństwa władzom niemieckim. 15 maja do miasteczka przybyli polscy parlamentarzyści – Zygmunt Dziembowski, Józef Głębocki i ks. Antoni Stychel. W swoich wystąpieniach wsparli protestujących mieszkańców, ale namawiali do legalnej obrony swoich praw.

20 maja 1901 r. czternastu uczniów odmówiło nauki niemieckiej pieśni religijnej. Zarządzono karę chłosty. Dziewczęta bito po rękach, a chłopców po pośladkach. Karę wykonywał wspomniany Scholzchen. „Jeżeli uczeń po kilkukrotnym zapytaniu [o słowa pieśni – przyp. red.] nie odpowiadał, otrzymywał trzy łapy. Po czym czyniono różne obietnice co do przyszłości dzieci. Gdy i to nie pomogło, grożono karami. W końcu zadawano jeszcze raz pytania i jeżeli dziecko i tym razem nie odpowiadało, otrzymywało jeszcze raz trzy łapy, i to takie, od których skóra pękała na dłoni. Po wymierzeniu kary puszczano dzieci zbite cieleśnie i moralnie zmaltretowane do domu” – wspominała po latach uczestniczka strajku Bronisława Śmidowicz. Krzyki dzieci i widok wychodzących ze szkoły ściągnął przed nią ok. 200 mieszkańców miasteczka. Ich pojawienie się nie zatrzymało wymierzania kar, ale uczniów wypuszczano tylnym wejściem. Dyrektor szkoły udał się po wsparcie policji, jednak nie mógł w pełni ufać policjantom, ponieważ córka jednego z nich brała udział w strajku.

Wreszcie kilkanaście osób wdarło się do środka. Ze szczególną wściekłością zaatakowali zastępcę dyrektora szkoły Feliksa Koralewskiego, traktowanego przez miejscową społeczność jako odszczepieńca. „Psiakrew, psi diabeł, pies niemiecki, wydrapię ci oczy, zabijcie go na śmierć” – krzyczała żona miejscowego murarza Nepomucena Piasecka. Uciekający pracownicy szkoły byli ścigani ostrzeżeniami, że zostaną powieszeni. Policja usunęła protestujących z budynku. Sytuacja na krótko się uspokoiła, ale pojawienie się nauczycieli ochranianych przez policjantów na nowo rozpaliło emocje. Po południu władze ściągnęły posiłki policyjne z Miłosławia. Patrolowali ulice i chronili mieszkania nauczycieli, szczególnie Koralewskiego. Do kolejnej manifestacji doszło następnego dnia, lecz groźba interwencji policji zmusiła mieszkańców do rozejścia. Tego dnia „Dziennik Poznański” stanął w obronie dzieci i ich rodziców: „Oskarżeni więcej nic nie chcieli, jak zadokumentować, że nie chcą, aby dzieci uczyły się religii w obcym języku, i zaprotestować przeciwko nadmiernemu biciu dzieci. […] Trudno się więc dziwić, że gdy pewnego dnia przeszło do tak ostrej egzekucji większej liczby dzieci, na widok rozpłakanych i z bólu krzyczących ze szkoły wychodzących dzieci, zebrała się większa liczba mieszkańców Wrześni przed szkołą i oburzeniu swemu dała wyraz”.

Niespełnianie obowiązku szkolnego trwało wiele miesięcy. Zimą 1902 r. na ogólną liczbę 158 dzieci strajkowało ok. 120. Protest ostatecznie wygasł dopiero w roku szkolnym 1904/1905. Do strajków doszło też w innych miastach zaboru pruskiego, m.in. Miłosławiu, Pleszewie, Gostyniu, Krobi i Szlejewie.

W listopadzie 1901 r. przed sądem w Gnieźnie stanęło 25 uczestników strajku. Proces zamienił się w starcie polskich dążeń narodowych z germanizacją. „Dlaczego tak prześladujecie polską mowę dzieci? Jeżeli nie umiecie mówić po polsku, to nie udzielajcie dzieciom żadnego wykładu religii, my wcale nie potrzebujemy takiego wykładu, jaki jest obecnie w użyciu. My, matki, będziemy same dbały o pożyteczny wykład. Tylko nie katujcie nam naszych dzieci” – zeznawała jedna z matek strajkujących dzieci. Sąd uznał, że był to bunt i zakłócenie porządku publicznego. Uczestników protestu skazano na kary od dwóch do dwóch i pół miesiąca więzienia.

Na ławie oskarżonych zasiadł także miejscowy fotograf, który we współpracy z niemieckim wydawnictwem wydał ok. 17 tys. pocztówek przedstawiających pobite dzieci oraz ich rodziny. Kartki pocztowe rozeszły się po wszystkich trzech zaborach i dotarły do innych krajów Europy. Fotograf i jego pomocnicy zostali skazani na kary grzywny i aresztu.

Odpowiedź niemieckich polityków była równie bezwzględna i wpisywała się w walkę z polskością. „Jeśli we Wrześni doszło do ofiar, to są to ofiary tej agitacji, która nie może pogodzić się z tym, że Poznańskie i Pomorze stały się niepowrotnie niemiecką ziemią. […] Uważam kwestię kresów wschodnich nie tylko za jedną z najważniejszych kwestii naszej polityki, lecz za taką kwestię, od której rozwoju należy przyszłość naszej ojczyzny” – oświadczył w styczniu 1902 r. kanclerz Rzeszy Bernhard von Bülow.

Strajk był wielkim impulsem organizacyjnym dla Polaków w zaborze pruskim. W Poznaniu i innych miastach powstawały liczne komitety zbierające środki na wsparcie rodzin z Wrześni oraz obronę oskarżonych. W 1903 r. władze zawiesiły ich działalność i rozpoczęły śledztwo przeciwko ich działaczom. Środowiska patriotyczne w pozostałych zaborach udzielały gościny niektórym uczniom z Wrześni i umożliwiały im ukończenie szkół. W Warszawie i we Lwowie doszło do protestów młodzieży pod konsulatami Niemiec. W grudniu 1901 r. w stolicy Królestwa Polskiego ukazała się odezwa wzywająca do podobnego strajku przeciwko rusyfikacji. „Chwila nadeszła. Moskwa przed światem całym potępiła Prusaków, żądajcie teraz od niej nauki religii w języku ojczystym. Wy, którzyście tak długo milczeli, pójdźcie za przykładem bohaterskich dzieci poznańskich” – pisali autorzy anonimowej ulotki. W 1902 r. w Królestwie Polskim wybuchło jedenaście strajków szkolnych. Ich kulminacja przypadła na lata 1905–1908.

Pomnik Dzieci Wrzesińskich we Wrześni

Największym echem międzynarodowym odbił się list otwarty cieszącego się światową sławą Henryka Sienkiewicza: „Zapadł niesłychany wyrok! Nie podniesiono na żadnego ze szkolnych katów ręki, nie było napaści ani czynów przemocy, a jednak rodziców tych małych dzieci skatowanych przez pruską szkołę sądy pruskie ukarały długim więzieniem za to, że pod wpływem rozpaczy i litości wypowiedzieli zbyt głośno słowa oburzenia przeciw takiej szkole i takim nauczycielom […] Po skatowaniu dzieci skazano na więzienie rodziców, którzy pracowali na ich chleb. Czy chodziło również o to, by bohaterskie dzieci pomarły z głodu? Niech się więc poruszą serca wszystkich naszych matek! Dajmy chleba dzieciom, przynieśmy pociechę rodzicom, że ich nieszczęsne dzieci nie będą zmuszone żebrać. Prawo Boże, prawo chrześcijańskie, nakazuje nam litość nad dziećmi, wszystkimi, a cóż dopiero, gdy chodzi o takie dzieci”.

https://dzieje.pl/

Michał Szukała (PAP)

 

Prof. G. Kucharczyk: Września 1901 była kolejnym ważnym dowodem na zagrożenie niemieckie

Strajk szkolny we Wrześni zapoczątkował falę podobnych protestów, które zaangażowały uczniów i rodziców. Można powiedzieć, że był to „strajk rodzinny”. Wydarzenie to wzbudziło wielkie zainteresowanie i oburzenie Polaków we wszystkich zaborach – mówi PAP prof. Grzegorz Kucharczyk, historyk z PAN i Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. 120 lat temu, 20 maja 1901 r., rozpoczął się strajk przeciw germanizacji.

Polska Agencja Prasowa: W jaki sposób władze niemieckie prowadziły na początku XX w. politykę intensywnej germanizacji Wielkopolski? Jaki był ostateczny cel tych działań, Wielkopolska miała się stać regionem na wskroś niemieckim?

 

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Proces germanizacji miał ten sam cel przez cały okres zaborów. Po drugim rozbiorze, a więc tuż po włączeniu Wielkopolski do Prus, przysłani tam urzędnicy pruscy pisali, że ich celem jest „stopienie” i scalenie tych ziem z resztą kraju. Język niemiecki i kultura niemiecka miały zdominować polskość. Oczywiście z czasem zmieniały się metody. W epoce rządów Ottona von Bismarcka, jako premiera Prus i kanclerza Rzeszy, zwiększył się nacisk germanizacyjny. Przejawem tych działań było rugowanie języka polskiego z urzędów i szkół oraz walka o ziemię. W 1886 r. z inicjatywy Bismarcka powołano Komisję Kolonizacyjną (Königlich Preußische Ansiedlungskommission für Westpreußen und Posen), której celem był wykup polskich majątków ziemskich w zaborze pruskim. Uderzano więc w podstawy tożsamościowe, ale również majątkowe.

 

Należy też przypomnieć o polityce Kulturkampfu, która zmierzała do zwalczania wpływów Kościoła, który był ostoją polskiej tożsamości. Działania Prusaków przybrały więc wymiar ostrej walki narodowościowej. Dla władz pruskich nie było tajemnicą, że stopienie polskości i katolicyzmu na tych terenach jest faktem. Uznali więc za konieczne osłabienie struktury, która nie była przez nich bezpośrednio kontrolowana. Z tych działań i tego konfliktu wyrastają wydarzenia z początku XX w. Ważnym kontekstem tych działań jest również rozwój niemieckiego nacjonalizmu i zaangażowanie w ten nurt coraz szerszych kręgów społeczeństwa Niemiec.

 

PAP: Kościół był jedną z ostoi tożsamości narodowej, ale Wielkopolska szczególnie kojarzy się także z nurtem pracy organicznej, wielkiego, tworzonego oddolnie niezależnego ruchu społecznego. W jaki sposób polskie organizacje tego zaboru sprzeciwiały się polityce germanizacyjnej?

 

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Mówi się, że ruch pracy organicznikowskiej był swoistą polską „samomodernizacją”. Trzeba zdawać sobie sprawę, że wiek XIX to okres modernizacji dokonywanej przez wszystkie państwa Europy, we wszystkich wymiarach życia. Polacy zostali pozbawieni możliwości samodzielnego dokonania modernizacji, bo nie posiadali własnego państwa. Warto o tym przypomnieć, ponieważ coraz częściej w przestrzeni publicznej pojawiają się stwierdzenia, że „zabory były szansą modernizacyjną”. Było dokładnie odwrotnie. W wyniku utraty własnego państwa zostaliśmy pozbawieni podstawowego narzędzia procesu modernizacji. Zostaliśmy zmuszeni do tworzenia instytucji obok państwa pruskiego. Ich celem była nie tylko modernizacja, ale, jak mówił ojciec pracy organicznej w Wielkopolsce Karol Marcinkowski, także pobudzenie „towarzyskości społecznej” i „kredytu społecznego”, czyli zaufania pomiędzy różnymi warstwami polskiego społeczeństwa. Temu celowi miały służyć polskie spółdzielnie, instytucje bankowe, czytelnie, koła śpiewacze. Taka działalność miała podnosić poziom egzystencji Polaków, ale i budować tkankę społeczną.

 

W tym procesie rola Kościoła także była kluczowa. Wsparcie dla takich inicjatyw jak Towarzystwo Naukowej Pomocy dla Młodzieży Wielkiego Księstwa Poznańskiego autorstwa Marcinkowskiego ze strony polskich duchownych, takich jak abp Marcin Dunin, i jego następców – było zasadnicze. Fenomenem Wielkopolski było też ogromne grono księży społeczników, którzy angażowali się jako tzw. patroni, czyli de facto prezesi różnego rodzaju organizacji społecznych i gospodarczych. Można wymienić m.in. najbardziej znanego w tym gronie ks. Piotra Wawrzyniaka, który pełnił funkcję patrona Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych. Ważną rolę odegrali również księża Augustyn Szamarzewski i Antoni Stychel, który założył Katolickie Towarzystwo Robotników Polskich. Byli nie tylko kapłanami, ale mówiąc dzisiejszym językiem, także doskonałymi menedżerami. Swoją pozycję zawdzięczali nie tyle swojej woli, ile wsparciu miejscowej ludności polskiej ze wszystkich warstw społecznych. Byli proszeni o obejmowanie ważnych funkcji, ponieważ duchowni byli postrzegani jako osoby zaufania publicznego.

 

Modernizacja w łączności z tradycją to jeden z wymiarów procesów, o których rozmawiamy w kontekście historii Wielkopolski. Polacy wiele zawdzięczali także umiejętności wykorzystywania możliwości, które dawały Prusy jako państwo prawa. Potrzebny był jednak również kapitał finansowy. Dostarczali go polscy ziemianie, tacy jak gen. Dezydery Chłapowski, Seweryn Mielżyński, August Cieszkowski. Zadaniem duchownych było dostarczanie kapitału moralnego. Synergia tych kapitałów dawała sukces, którym okazała się oddolna „samomodernizacja”.

 

PAP: Siłą, która najintensywniej zwracała uwagę na zagrożenie, którym była germanizacja, była narodowa demokracja pod przywództwem Romana Dmowskiego. W jaki sposób wydarzenia roku 1901 zostały wykorzystane przez polityków tego nurtu w zaborze pruskim i pozostałych dwóch zaborach?

 

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Strajk szkolny we Wrześni zapoczątkował falę podobnych protestów, które zaangażowały uczniów i rodziców. Można powiedzieć, że był to „strajk rodzinny”. Wydarzenie to wzbudziło wielkie zainteresowanie i oburzenie Polaków we wszystkich zaborach. Głos w obronie dzieci zabrali przedstawiciele polskiego życia kulturalnego, tacy jak Henryk Sienkiewicz czy Maria Konopnicka. Za ich sprawą o strajku dowiedziała się zachodnia opinia publiczna w Europie. O zajściach tych pisały dzienniki w zaborze austriackim i rosyjskim. Była to więc kwestia przekraczająca granice nie tylko zaborów, lecz i odbijająca się szerokim echem w całej Europie.

 

Narodowa demokracja zwracała uwagę na zagrożenie niemieckie. W opinii jej działaczy największym wrogiem polskiej sprawy narodowej były Niemcy, ponieważ były prężne cywilizacyjnie. Przodowali w wielu przejawach życia kulturalnego, naukowego i cywilizacyjnego. Wystarczy spojrzeć na listę laureatów Nagrody Nobla przyznawanych na początku XX w. W zestawieniu z nimi Rosja była znacznie słabsza. W 1908 r. Dmowski w książce „Niemcy, Rosja i kwestia polska” stwierdził, że Rosję czeka kolejna rewolucja, znacznie straszniejsza niż ta z roku 1905 i jej skutkiem może być długoletnie wyłączenie tego kraju z polityki europejskiej. Można powiedzieć, że Dmowski i pozostali politycy endecji nie pomylili się w swoich prognozach.

 

PAP: Czy propaganda rosyjska próbowała wykorzystać wydarzenia z Wrześni do przedstawienia Imperium Rosyjskiego w roli obrońcy słowiańszczyzny w obliczu zagrożenia niemieckiego?

 

Prof. Grzegorz Kucharczyk: W prasie odwołującej się do wielkoruskiego nacjonalizmu pojawiały się takie akcenty, ale nie były dominujące. Nawet w kręgach odwołujących się do idei „Wielkiej Rusi” i panslawizmu wątek wspólnej walki Słowian nie był jeszcze eksploatowany zbyt intensywnie. Był to już okres dojrzewania dwóch przeciwstawnych bloków polityczno-militarnych, ale dopiero w okresie bezpośrednio poprzedzającym I wojnę światową te wątki będą pojawiały się znacznie częściej. W kontekście ataków Prus na Kościół i katolików w zaborze pruskim pisano nawet, że są to działania słuszne, bo również dla Rosji pozycja Kościoła jest zagrożeniem. Nastawienie propagandy rosyjskiej zmieniło się dopiero w ostatnich latach przed wybuchem wojny światowej.

 

PAP: Jaką rolę odegrała walka z germanizacją w kształtowaniu się nowoczesnej tożsamości Wielkopolan w kolejnych latach?

 

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Września była kolejnym ważnym dowodem na zagrożenie niemieckie i brak jakiejkolwiek tolerancji Berlina dla polskich dążeń narodowych. Wiedziano o tym wcześniej, bo Polacy w Wielkopolsce doświadczyli już Kulturkampfu, ale to wydarzenie było szczególnie spektakularne ze względu na brutalność wobec dzieci. W naturalny sposób pobudzało to emocje. Kilka lat po strajku wrześnieńskim kolejnym dowodem intencji Berlina była tzw. ustawa kagańcowa. W 1908 r. uchwalono prawo zmierzające do wyrugowania języka polskiego z przestrzeni publicznej. W ślad za nią poszła kolejna ustawa o przymusowym wykupie ziemi. W ten sposób Prusy weszły na ścieżkę „ustawodawstwa wyjątkowego”. Oba te akty prawne dotyczyły bowiem tylko wschodnich prowincji Prus, a więc tylko Polaków. Kruszyła się pruska zasada państwa prawa. Do tej pory Niemcy chlubili się tworzeniem państwa opartego na prawie, odrzucającego zasady typowe dla rosyjskiej autokracji. Złamanie prawa własności było dowodem odrzucenia tych zasad. Przypomnijmy, że wcześniej Komisja Kolonizacyjna działała wyłącznie w oparciu o czynniki ekonomiczne oraz prawo pierwokupu i nie miała prawa przymusowego wywłaszczania Polaków. Strajk we Wrześni był zatem ważnym i symbolicznym wydarzeniem, ale kolejne lata utwierdzały Wielkopolan i wszystkich Polaków w przekonaniu o narastaniu nacisku germanizacyjnego.

 

Po 1989 r. można dostrzec tendencję do rzadszego mówienia o tej sprawie, być może ze względu na jej częstą obecność w propagandzie komunistycznej. Wydaje się, że jednak na poziomie lokalnym, wśród małych ojczyzn Wielkopolski pamięć o tamtych wydarzeniach jest dość powszechna i żywa. Sprawy zaboru pruskiego zbyt rzadko pojawiają się również w edukacji szkolnej. Jeśli spojrzymy na podręczniki szkolne, to okres zaborów jest ujmowany przez pryzmat zaboru rosyjskiego. Walka o polskość w zaborze pruskim jest na dalszym planie, a przecież właśnie w Wielkopolsce, jak pisał na kartach „Myśli nowoczesnego Polaka” Dmowski, wykuwał się „nowy, czynny typ Polaka”, który jest otwarty na modernizację, ale korzeniami trwa w tradycji.

 

https://dzieje.pl/

 

Rozmawiał Michał Szukała (PAP)

 

szuk / skp /

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

👇 P O L E C A M Y 👇

Koniecznie zobacz nowy Polonijny Portal Społecznościowy "Polish Network v2,0"