Teksas jest gotowy na każdą apokalipsę, klęskę żywiołową, wojnę oraz inne katastrofy – a przynajmniej spora część Teksańczyków. Wynika to z faktu, że to w tym stanie – spośród wszystkich w USA – żyje najwięcej tzw. „preppersów” oraz survivalowców.
Kiedy myślimy o preppersach, wyobrażamy sobie ludzi, budujących bunkry i zaopatrujących je w konserwy i broń, aby móc przetrwać w post-apokaliptycznym scenariuszu. To oczywiście dobra interpretacja, ale nie zawsze, bo za survivalowców uważa się obecnie aż połowa Amerykanów. Twierdzą, że są gotowi na sytuację WSHTF – innymi słowy na katastrofę.
Ludzie boją się nie tylko asteroid, uderzających w ziemię, wojny atomowej, ale także m.in. tego, że sztuczna inteligencja zabierze im pracę. Nic dziwnego więc, że przygotowują się na najgorsze – pisze portal „postapocalypticmedia.com”.
Ponad 57 procent dorosłych Amerykanów uważa się obecnie za „survivalowców” lub „preppersów”, zgodnie z wynikami badania przeprowadzonego na próbie 3000 osób przez stronę internetową „Primal Survivor”, która jest zaangażowana w udzielanie użytkownikom przydatnych wskazówek dotyczących prepperingu. Jest to blisko 150 milionów osób.
Najwięcej z nich spotkamy w Teksasie – aż 13 932 949 osób, czyli 65% populacji Lone Star State uważa się za survivalowców.
Kto w takim wypadku jest najmniej przygotowany na najgorsze? Najwięcej ludzi żyje – pod tym względem – z dnia na dzień na Rhode Island. Tylko 17% mieszkańców tego stanu podjęło przygotowania na „apokalipsę” albo po prostu na trudne czasy.
Z badań „Primal Survivor” wynika jednak, że określanie się survivalowcem przez ponad połowę Amerykanów, to deklaracja na wyrost. Objawiają to odpowiedzi na inne pytania, zadane uczestnikom badania. Na pytanie, ile mogliby przeżyć, jeżeli całkowicie zabrakłoby prądu, większość respondentów wskazała, że jedynie przez tydzień. Jeden na ośmiu pytanych stwierdził, że prawdopodobnie nie przetrwałby drugiego dnia „apokalipsy”.
Red. JŁ