16.7 C
Chicago
piątek, 6 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 87

Politycy partii demokratycznej na proteście pracowników federalnych w Chicago

0

W Chicago odbył się protest pracowników federalnych. W środę zebrali się przed budynkiem Kluczynski Federal Building w dzielnicy Loop. Protestowali przeciwko zwolnieniom pracowników federalnych prowadzonym przez departament wydajności rządu pod kierownictwem Elona Muska.

 

 

„Ciężko pracujemy. Wykonujemy swoje zadania by pomóc mieszkańcom USA. To nie tylko cios w nas ale w obywateli” – powiedziała Lorie McCann, prezes National Treasury Employees Union Local 10. W proteście wzięli też udział politycy reprezentujący Illinois w Waszyngtonie. „Doceniamy was, ponieważ chronicie nas wszystkich i bez was nie moglibyśmy być tam, gdzie jesteśmy. Dziękujemy za waszą wytrwałość” – powiedziała demokratyczna kongreswoman Robin Kelly.

Prezydent Donald Trump i Musk bronią cięć w federalnych agencjach a co za tym idzie zwolnień pracowników i tłumaczą te działania planami oszczędnościowymi oraz próbą zwiększenia wydajności agencji federalnych. „Gdyby chodziło o oszczędność pieniędzy, nie pozbyliby się inspektorów generalnych” – mówił z kolei kongresman Mike Quigley.

 

BK

„To dzień, w którym Greenpeace został pociągnięty do odpowiedzialności”. Organizacja musi zapłacić 667 mln dolarów za szkody spowodowane protestami przeciwko budowie rurociągu Dakota Access

0

Organizacja ekologiczna Greenpeace została sądownie zobowiązana do zapłaty niemal 667 mln dolarów odszkodowania firmie Energy Transfer zajmującej się transportem rurociągami ropy naftowej i gazu ziemnego. Wyrok jest konsekwencją roli, jaką zdaniem sądu organizacja odegrała w protestach przeciwko budowie rurociągu Dakota Access.

Środowe orzeczenie sądu w Dakocie Północnej jest wynikiem procesu, w którym Energy Transfer oskarżyło Greenpeace o finansowanie protestujących, którzy w latach 2016-2017 nielegalnie zakłócali budowę rurociągu, powodując straty materialne, a także o rozpowszechnianie dezinformacji na temat tej kontrowersyjnej inwestycji, zlokalizowanej w pobliżu rezerwatu Standing Rock.
Po dwóch dniach obrad sędziowie przysięgli uznali organizację za winną. Ich orzeczenie obejmuje m.in. odszkodowania za zniesławienie, naruszenie własności prywatnej oraz udział w spisku. Greenpeace stanowczo zaprzecza zarzutom, określając proces jako atak na wolność słowa. Prawnicy organizacji zapowiedzieli złożenie apelacji od wyroku.
„Jesteśmy organizacją, która działa na rzecz obrony praw. Nasze działania polegają na pokojowych protestach” – podkreśliła Deepa Padmanabha, prawniczka Greenpeace, w wypowiedzi dla agencji Reuters. Dodała również, że rola organizacji w demonstracjach była marginalna.
Adwokat Energy Transfer, Trey Cox, argumentował, że „brutalne i destrukcyjne” protesty Greenpeace nie mieszczą się w ramach prawnie chronionej wolności wypowiedzi. „Dzisiejszy werdykt ławy przysięgłych stanowi jasny sygnał, że działania Greenpeace zostały uznane za nieakceptowalne, niezgodne z prawem i sprzeczne z normami społecznymi. To dzień, w którym Greenpeace został pociągnięty do odpowiedzialności” – oświadczył Cox.
Budowa rurociągu Dakota Access spotkała się z ostrym sprzeciwem ze strony organizacji ekologicznych i plemion rdzennych Amerykanów, którzy obawiali się, że inwestycja doprowadzi do skażenia lokalnych źródeł wody i pogłębi zmiany klimatyczne. Projekt, rozpoczęty w 2016 roku, został ukończony w roku następnym. Rurociągiem Dakota Access transportowanych jest około 40 proc.ropy naftowej wydobywanej w regionie Bakken w Dakocie Północnej.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

Niemieccy komentatorzy: „Putin traktuje Trumpa jak swojego agenta”. Zapomnieli o swoich interesach z Rosją w czasach Merkel?

0

Niemieccy komentatorzy oceniają bardzo krytycznie wyniki wtorkowej rozmowy telefonicznej Trumpa z Putinem. Prezydentowi Rosji zależy na osłabieniu Ukrainy i włączeniu jej do swojej strefy wpływów, a prezydent USA, traktowany jak rosyjski agent, dał się wciągnąć do gry, którą może przegrać – twierdzą niemieckie media.

„Putin traktuje Trumpa jak swojego agenta” – pisze Nikolas Busse w internetowym wydaniu „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. „Celem rosyjskiego prezydenta jest słaba Ukraina, którą będzie mógł ponownie włączyć do swojego obszaru władzy. Ameryka nie powinna brać udziału w tej grze, gdyż byłby to dla niej kiepski +deal+” – ostrzega niemiecki komentator.
„Nie wiadomo, o czym Trump i Putin rozmawiali przez telefon. Z opublikowanych po rozmowie oświadczeń wynika jednak, że droga do pokoju w Ukrainie jest dłuższa niż przedstawia to amerykański prezydent” – pisze Busse. Komentator podkreślił, że Putin domaga się zakończenia pomocy wojskowej dla Ukrainy, co „demaskuje jego poglądy na zakończenie wojny”. Putin chce „słabej, porzuconej przez Zachód Ukrainy, którą będzie mógł z powrotem włączyć do swojej strefy panowania – za pomocą działań politycznych lub pewnego dnia stosując ponownie przemoc” – czytamy w „FAZ”.
„Putin może traktować Trumpa jak oficer prowadzący swojego agenta. Prezydent USA łamie dla niego opór Kijowa i ma osiągnąć podobny cel u Europejczyków, gdyż w przypadku pomocy wojskowej, dużo od nich zależy” – tłumaczy Busse zastrzegając, że nie można robić zarzutów Putinowi, iż tak postępuje.
„Prezydent Rosji wykorzystuje po prostu szansę, którą oferuje mu Trump będący mieszanką despotyzmu i naiwności. Trudno zrozumieć, jak można traktować to jako wyraz amerykańskiej siły” – pisze komentator „FAZ”. Jego zdaniem zapewnienia Trumpa, że rozmowy były „wspaniałe”, niewiele znaczą. Trump niewiele zyskuje na „dealach” z Putinem, które przynoszą przede wszystkim zdobycze terytorialne Rosji w Ukrainie.
„Do zakończenia wojny jeszcze daleko” – ocenił komentator „Sueddeutsche Zeitung” Stefan Kornelius. Rozmowa Trumpa z Putinem przyniosła niewiele konkretnych rezultatów, a prezydent USA „stał się nagle częścią gry, którą może przegrać”. Trump musiał dojść do irytującego dla niego wniosku, że jego wyobrażenia o tempie i robieniu interesów niewiele znaczą w zideologizowanym świecie Putina. Nie może mu być obojętny fakt, że został wciągnięty w konflikt, który na końcu zostanie oceniony przez świat jako zwycięstwo lub porażka Trumpa. A ten prezydent nie lubi przegrywać – dodał autor.
Trump będzie musiał przyjąć do wiadomości, że za porozumienie musi zapłacić wygórowaną cenę. Rosyjskie dogmaty nie pozwolą na to, by wystąpił w roli „neutralnego osiłka”. Putin myśli w kategoriach stref wpływów i państw wasalnych, reszta Europy mówi o samostanowieniu, suwerenności i wiążącym prawie. Jeżeli Trump stanie po stronie Moskwy, przegra przed sądem historii i światowej opinii publicznej. Ale nawet gdyby Trump podporządkował się Rosji, to Ukraina i reszta Europy nie ugną się przed maksymalnymi żądaniami – uważa komentator.
Skutkiem ubocznym rozmów Trump – Putin jest relatywizacja wyłącznej winy Rosji za tę wojnę. Zdaniem komentatora, wielką niewiadomą jest wola pokoju ze strony Rosji, chociaż ona też „traci oddech” pod względem militarnym i ekonomicznym. Strategia Rosji polega na przeczekaniu, aż znudzony Trump straci zainteresowanie Ukrainą. Skutki uderzą w Europę. Dlatego niemiecka decyzja o uruchomieniu biliona euro na wojsko i infrastrukturę przyszła w ostatnim możliwym czasie – ocenił komentator „Sueddeutsche Zeitung”.
„Prezydent USA zapewnia szefowi Kremla korzyści bez domagania się prawdziwej rekompensaty. To nie skończy się dobrze” – pisze publicystka „Handelsblatt” – największego niemieckiego dziennika ekonomicznego. Rozmowa telefoniczna między Trumpem a Putinem nie przyniosła przełomu, a jedynie skompromitowała prezydenta USA – oceniła Mareike Mueller. Autorka zaznaczyła, że 30-dniowa przerwa w atakach na infrastrukturę energetyczną nie ma nic wspólnego z kompleksowym zawieszeniem broni. „Waszyngton musi teraz pokazać, że jest w stanie być twardy wobec Rosji” – pisze komentatorka. Jeśli Trump nie zareaguje na ewentualne złamanie przerwy w wymianie ognia i ponownie zawiesi dostawy broni, to okaże się być „chorągiewką na wietrze”. W ten sposób nie zapewni sobie szacunku Kremla, a bez szacunku nie można grać roli poważnego pośrednika.
„To, co Trump określa jako +deal+, jest w rzeczywistości dla Ukrainy wyrazem kolonizacji” – pisze Stefan Schocher w „Die Welt”. „Bogactwa naturalne i żyzne ziemie w Ukrainie były od zawsze obiektem pożądania ze strony obcych mocarstw. Negocjacje Trumpa z Putinem bez obecności Kijowa, budzą w Ukrainie złe wspomnienia z przeszłości” – czytamy w komentarzu.
„Rozmawiacie przez telefon o życiu i śmierci, a następnie o hokeju. Wasza rozmowa skręca w kierunku pięknego tematu, jakim jest możliwość ponownego meczu amerykańskich i rosyjskich hokeistów. Trump jest oczarowany” – czytamy w największym niemieckim tabloidzie „Bild”. „Rozmówcą Trumpa jest profesjonalny szpieg. Do 1990 r. Putin był oficerem KGB. Nauczył się wprowadzać w błąd, ukrywać, udawać” – pisze Josef Wagner.
Komentator przypomniał, że Trump pochodzi z rodziny milionerów i jest showmanem, natomiast Putin pochodzi z biednej rodziny, a jego dzieciństwo naznaczone było bójkami. „Był chuliganem” – podkreślił dziennikarz „Bilda”.„Co stało się po odłożeniu przez Trumpa i Putina słuchawek? W kierunku Ukrainy wystrzelono setki dronów. Trump mówi, że rozmowa była wspaniała. Być może hokeiści znów zagrają przeciwko sobie. A ludzie będą nadal umierać” – czytamy w „Bildzie”.

Jacek Lepiarz (PAP)

 

lep/ san/

Mięso z drukarki to nasza przyszłość?

0

Trójwymiarowy druk może stać się z czasem jednym z filarów produkcji żywności – uważa Marcin Popielarz, jeden z patronów wystawy „CLEVERFOOD. For everyone” w Centrum Nauki Eksperyment w Gdyni, poświęconej zdrowemu i zrównoważonemu podejściu do żywienia.

Druk 3D, hodowle komórkowe czy wykorzystanie owadów są ważnymi elementami nowego podejścia do żywienia, uwzględniającego dbałość o planetę. Według eksperta duże znaczenie mają tu już małe kroki, które każdy może podjąć.
„Widać coraz silniejszą tendencję do dbania o to, co nas otacza. Dotyczy to także spraw związanych z jedzeniem. Mówi się o tzw. diecie planetarnej, która będzie mniej zagrażała dobrostanowi Ziemi. Najprostsza rzecz to zredukowanie mięsa w diecie. Już jeden stek tygodniowo mniej zrobi dużą różnicę, ponieważ produkcja wołowiny jest najbardziej obciążająca dla środowiska. 2-3 całkowicie wegetariańskie posiłki w tygodniu mogłyby naprawdę wiele zmienić” – powiedział PAP Marcin Popielarz, chef patron restauracji Biały Królik w Gdyni i head chef restauracji Biôłi Trus w Leśnym Dworze.
Jak ocenił, dzisiaj mięso jest „absurdalnie tanie”. „Nawet mniej zamożne rodziny mogą sobie na nie pozwolić 6-7 razy w tygodniu. To zasługa wielkich hodowli, w których jednak dużo gorzej dba się o jakość. Tych hodowli jest obecnie tak wiele, że służby sanitarne nie są nawet w stanie ich skontrolować. Dlatego bywało, że np. cała partia kurczaka była zakażona salmonellą. Takie sytuacje będą się częściej zdarzały, jeśli my jako konsumenci nie zmienimy naszych przyzwyczajeń” – ostrzegł ekspert.
Jak podkreślił, dla środowiska niekorzystny jest również długodystansowy transport. „Kolejny nurt związany z dbaniem o planetę dotyczy kupowania w miarę możliwości produktów lokalnych. W Polsce to nie jest takie proste, ponieważ sezon wegetacyjny mamy relatywnie krótki. Dużo łatwiej jest w cieplejszych krajach, jak Hiszpania czy Portugalia” – zaznaczył.
Zachęcił, by latem zwracać uwagę np. na to, skąd pochodzą truskawki czy borówki.
Według niego przyszłość będzie w ogromnej mierze zależała od nowoczesnych technologii. „Jedną z nich są uprawy hydroponiczne, czyli bezglebowa uprawa roślin prowadzona w kulturach wodnych. Widziałem kiedyś, jak w jednej z takich upraw na wysokich pionowych rusztowaniach uzyskiwano nawet duże, ciężkie kapusty. Takie uprawy można doskonale łączyć z hodowlą ryb, które wzbogacają wodę w potrzebny roślinom potas” – tłumaczył ekspert.
Zwrócił też uwagę na ogromny potencjał biotechnologii. „Przyszłość żywienia odmienią hodowle mięsa z komórek. Miałem okazję jeść w Izraelu tak stworzonego wołowego steka. Mogłem skrytykować tylko jedno: był zbyt idealny. Powiedziałbym, że nasycenie tłuszczem było zbyt doskonałe. Z pewnością da się tę technologię ulepszyć tak, aby uzyskiwane w ten sposób mięso jeszcze bardziej przypominało naturalne. Na razie taka hodowla mięsa jest jeszcze horrendalnie droga, zajmują się nią startupy działające w Izraelu, USA czy w Niemczech. Jednak to tylko kwestia czasu, zanim stanieje” – wspomniał.
Dodał, że hodowle mięsa komórkowego można łączyć z drukiem 3D. „Sam jadłem łososia wydrukowanego z mięsa, które było wyhodowane z komórek i przekładane rybim tłuszczem. Podobnie zbudowany jest żywy łosoś – właśnie dlatego tak łatwo się +płatkuje+, że tkanka mięśniowa przekładana jest tkanką tłuszczową” – opisał.
Marcin Popielarz uważa, że trójwymiarowy druk może stać się jednym z filarów produkcji żywności.
„Jestem przekonany, że drukarki 3D będą wykorzystywane coraz szerzej. Niedawno na pokazie zorganizowanym właśnie w Centrum Nauki Eksperyment z materiału roślinnego wydrukowaliśmy steki. Wykorzystaliśmy m.in. białko z fasoli, buraki i tłuszcz kokosowy. Goście byli zachwyceni. Na razie to technika eksperymentalna, ale myślę, że w przyszłości będzie powszechna – za 25 lat takie drukarki i odpowiednie materiały będą po prostu do kupienia w sklepach” – powiedział.
Inna technologia, która może odmienić obciążający planetę transport jedzenia, to liofilizacja.
„Proszę sobie wyobrazić, że ktoś siedzi sobie w biurze, a w kuchni ma urządzenie podobne do ekspresu do kawy. Wkłada do niej niewielki pojemnik i po dwóch minutach dostaje pełen posiłek ugotowany np. w Korei. Tak działa nowoczesna liofilizacja, w której produkty spożywcze pozbawia się wody w ekstremalnie niskiej temperaturze, a potem odzyskuje w temperaturze ok. 90 st. C. Nie mówimy więc tylko o prostych liofilizatach, które już dzisiaj są popularne, ale np. o dużych kawałkach mięsa. Takie jedzenie zachowuje wszystkie swoje walory, w tym smak i strukturę. Sam ze swoim zespołem pracowałem nad taką technologią. Niestety, nie udało nam się ukończyć tego projektu ze względu na koszty. Bo to podejście dzisiaj jest jeszcze drogie” – zrelacjonował.
Ekspert opowiedział się także za wykorzystaniem owadów w produkcji żywności.
„Opory przed nimi tak naprawdę istnieją tylko w naszych głowach. Zawsze porównuję tę sytuację do postrzegania szczurów. Wydają nam się brudne, kojarzą się z chorobami. Tymczasem szczur pod względem budowy przypomina w dużej mierze królika. Gdy byłem w Tajlandii, spróbowałem wszystkich owadów, jakie tylko się dało. Szef mieszczącej się w Rio de Janeiro jednej z najbardziej znanych restauracji świata – Alex Atala – serwuje gościom duże, mięsiste robaki żyjące tylko w specjalnym rodzaju drewna. Smaży je na węglu drzewnym tak, że przybierają postać lepkiej pianki. Klienci zachwycają się tym smakiem. Najlepszy dressing, jaki kiedykolwiek jadłem był oparty na zmielonych mrówkach” – podkreślił Marcin Popielarz.
Niekoniecznie jednak chodzi o to, byśmy jedli całe amazońskie robaki, mrówki czy świerszcze.
„Z owadów robi się domieszki i mączki podnoszące wartość odżywczą, np. zwiększające ilość białka albo zastępujące jakiś składnik. Obecnie na Ziemi żyje 8 miliardów ludzi i z każdą dekadą jest nas coraz więcej. Przy tym trendzie musimy coś zrobić, aby ludzkość wyżywić i nie zniszczyć planety. Uważam, że wykorzystanie owadów może w tym bardzo pomóc” – wyjaśnił.
Choć dziś lekarze i dietetycy słusznie przestrzegają przed wysoce przetworzoną żywnością, według niego nie należy się obawiać pogorszenia walorów zdrowotnych jedzenia, które będzie tworzone nowoczesnymi sposobami.
„Na przykład mięso hodowane z komórek jest czystsze niż jakiekolwiek inne. Materiały do drukarek 3D robi się z naturalnych substancji, np. wykorzystuje się w nich kolagen czy naturalny tłuszcz. Chcę też podkreślić, że może dzisiaj te technologie to jeszcze ciekawostki, ale w przyszłości mogą stać się podstawą produkcji żywności” – podsumował Marcin Popielarz.
Serwis Nauka w Polsce (naukawpolsce.pl) objął wystawę „CLEVERFOOD. For everyone” patronatem medialnym.

Marek Matacz (PAP)

Ornitolog: Wróbli w miastach i na wsiach jest coraz mniej

0

W ciągu ostatniej dekady populacja wróbla w Polsce zmniejszyła się o ok. 1,5 miliona par lęgowych, co oznacza ponad 20-proc. spadek ich liczebności. Kiedyś stada wróbli liczyły po kilkaset osobników, dziś widok kilkudziesięciu jest rzadkością – podkreślił ornitolog prof. Grzegorz Neubauer.

Z okazji Międzynarodowego Dnia Wróbla specjalista z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN przypomniał, że wróbel to ptak, który od wieków towarzyszy człowiekowi, adaptując się do zmieniających się warunków środowiskowych. Przybył do Europy z cieplejszych regionów, m.in. Bliskiego Wschodu i Azji Południowej, podążając za rozwojem rolnictwa i osadnictwa ludzkiego.
„W przeszłości, zwłaszcza w okresie intensywnego wykorzystania zwierząt gospodarskich, wróble znajdowały obfite źródła pożywienia w postaci rozsypanego ziarna. Wraz z postępem technologicznym i zmianami w rolnictwie dostępność takiego pokarmu zaczęła maleć, a wróbli zaczęło ubywać” – powiedział w rozmowie z PAP prof. Neubauer.
Jednak w ostatnich kilku dekadach sytuacja zaczęła się pogarszać wyjątkowo szybko. W wielu regionach świata – nie tylko na wsiach, ale i w miastach – naukowcy obserwują niepokojący spadek liczebności wróbli. Dane monitoringowe wskazują, że od 2013 r. liczebność tego gatunku w Polsce zmalała o około 1,5 miliona par lęgowych (z 6,5 mln do 5,1 mln), co oznacza ponad 20-procentowy spadek.
W Wielkiej Brytanii i Holandii od lat 80. XX w. populacja wróbla zmniejszyła się o połowę, a najnowsze badania francuskich naukowców sugerują, że w Paryżu ubyło nawet 90 proc. tych ptaków.
Specjaliści wymieniają kilka możliwych przyczyn tego zjawiska, choć – jak wyjaśnił prof. Neubauer – żadna z nich nie została w pełni potwierdzona. „Oczywiście wróble straciły swoje podstawowe źródło pożywienia, jakim były ziarna rozsypywane przez rolników, ale to jest zaledwie część problemu. Skąd takie pogorszenie ich stanu w ostatnich dekadach, także w miastach, nie do końca wiemy” – powiedział.
Jednym z czynników może być utrata miejsc lęgowych w wyniku modernizacji budynków i rozwoju urbanizacji. „Wróble lubią się gnieździć w szczelinach starych budynków, a nowoczesne budownictwo, z gładkimi elewacjami i szczelnie zamkniętymi przestrzeniami, nie daje im takich możliwości. Jednak, co ciekawe, francuscy naukowcy wykazali niedawno, że liczebność wróbli praktycznie nie różni się w dzielnicach nowoczesnych i takich, w których dominują stare, niewyremontowane budynki” – zaznaczył ornitolog.
Badania przeprowadzone w Kanadzie i USA wykazały z kolei, że pułapką dla ptaków żyjących w miastach mogą być szklane fasady i szyby budynków. Z powodu kolizji z nimi ginie tam odpowiednio ok. 25 mln i 600 mln osobników rocznie.
Innym powodem może być wzrost liczebności drapieżników, żywiących się wróblami. Naukowcy podkreślają przede wszystkim rolę krogulca, którego populacja w ostatnim czasie nieco się zwiększyła, oraz kota domowego. „W Polsce koty często są puszczane luzem, a są w stanie upolować naprawdę dużą liczbę ptaków” – przypomniał naukowiec.
Znaczenie, w jego opinii, może mieć także zwiększona liczba kolizji ptaków z samochodami. Pewną rolę mogą odgrywać również: zanieczyszczenia środowiska, hałas i sztuczne światło. Spadek liczebności wróbli powinien niepokoić nie tylko ze względów przyrodniczych, ale także ze względu na jego praktyczne konsekwencje dla człowieka. Wróble odgrywają bowiem istotną rolę w ekosystemie miejskim i rolniczym, pomagając w regulacji populacji owadów, także tych powodujących straty w uprawach. Ich znikanie możemy odczuć w postaci większej liczby owadów w miastach czy wzrostu zapotrzebowania na chemiczne środki ochrony roślin.
„Historia pokazuje, że drastyczne zmniejszenie liczebności wróbli może prowadzić do bardzo poważnych konsekwencji. Przykładem jest akcja przeprowadzona w latach 50. XX w. w Chinach, kiedy zarządzone przez władze masowe tępienie tych ptaków doprowadziło do plagi szarańczy i klęski głodu, w wyniku której zmarło kilkadziesiąt milionów ludzi” – przypomniał prof. Neubauer.
W jego ocenie nie sposób precyzyjnie wskazać wszystkich konsekwencji spadku liczebności wróbli, ale jedno jest pewne – są one istotnym ogniwem w skomplikowanej sieci zależności ekologicznych. Nawet w stosunkowo uproszczonych ekosystemach miejskich ich rola nie jest bez znaczenia. Dlatego należy prowadzić działania ochronne na różnych poziomach – od monitorowania populacji, przez ograniczanie chemicznych środków ochrony roślin, po zachowanie zielonych przestrzeni w miastach i instalowanie budek lęgowych.

 

Katarzyna Czechowicz (PAP)

 

kap/ zan/ js/

Codziennie piją alkohol lub wchodzą w inne zachowania problemowe. Polska ma duży problem, jeśli chodzi o uzależnienia wśród żołnierzy

0

Mamy problem z uzależnieniami wśród żołnierzy – powiedział PAP prof. Mariusz Jędrzejko z Centrum Profilaktyki Społecznej. Wskazał, że system wojskowy jest bezwzględny i choć powinien pomagać tym ludziom, to tak się nie dzieje.

Zdaniem prof. Mariusza Jędrzejki, pedagoga społecznego, specjalnego i socjologa, Polska ma duży problem, jeśli chodzi o uzależnienia wśród żołnierzy.
„I nie mówimy o setkach, ale o dużo szerszej grupie ludzi, którzy codziennie piją alkohol lub wchodzą w inne zachowania problemowe i ryzykowne, aby w ten sposób odreagować stres, przemęczenie, silne emocje, napięcie” – zaznaczył. Podkreślił przy tym, że jego zamiarem nie jest stygmatyzowanie tej grupy, tylko zwrócenie uwagi na to, że mamy kłopot, jak także na fakt, że „tym ludziom należy odpowiednio pomagać”.
Zwrócił uwagę, że tej pomocy nie dostają, ponieważ brakuje wyspecjalizowanej kadry. Wskazał na przykład, że „w wielkiej, liczącej ponad trzy tysiące osób, jednostce wojskowej, jednej z najważniejszych w Polsce” jest jedna pani psycholog, a „powinien być tam cały zespół, choćby dlatego, że członkowie tej jednostki operują sprzętem wartym setki milionów dolarów”.
Zdaniem prof. Jędrzejki, przyczyną takiego stanu rzeczy jest „niczym nieuzasadnione przekonanie, że w armii są tylko twardzi ludzie, po szkołach oficerskich i akademiach, po misjach i wspólnej służbie w sztabach NATO. To bajka”.
Terapeuta podkreślił, że w dużej części wojsko jest odzwierciedleniem ogólnej kondycji psychicznej społeczeństwa. A ta jest zła – 1,6 mln Polaków skorzystało w ubiegłym roku ze zwolnień od lekarzy psychiatrów. „Rozbudowujemy wiele struktur centralnych, zapominając, że najtrudniej jest tam, na dole” – zaznaczył.
Podsumował, że „mamy na czołgi K2, Abramsy, mamy na rakiety, F-35, a nie mamy na wsparcie psychologiczne żołnierzy”.
W jego opinii aby zacząć rozwiązywać problem uzależnień w wojsku, warto by było stworzyć zintegrowane, profesjonalne studia podyplomowe dla specjalistów mających pracować z wojskiem, znających specyfikę służby. Podniósł, że to jest unikatowe środowisko, mające specyficzne obciążenia, żyjące w permanentnym stresie i gotowości do działania w każdej chwili, z użyciem broni włącznie. „Dotyczy to wszystkich służb mundurowych” – dodał.
Jego zdaniem, jeśli w Polsce pojawia się jakiś problem z uzależnieniem, np. ostatnio od fentanylu, to jest tylko kwestią czasu, aby dotarł on do wojska i innych służb.
Mariusz Jędrzejko zauważył także, że żołnierz, jeśli złamie nogę, może pójść na L4, natomiast jak „złamie” głowę, już nie. Zaapelował, aby wprowadzić dla żołnierzy płatny trzymiesięczny urlop na poratowanie zdrowia, również psychicznego, które jest integralną częścią zdrowia człowieka.
„Ciągle słyszymy, że żołnierz musi być silny, gotowy, ale przecież jest tylko człowiekiem i, jak każdy, choruje, cierpi, przeżywa, tylko może lepiej to kryje” – powiedział.
W jego ocenie system wojskowy jest bezwzględny, a państwo nie daje swoim żołnierzom koniecznej podpory, żeby się wykaraskali z kłopotów, gdy coś złego się dzieje. „A przecież część z ich problemów to wynik tego, co się dzieje w armii” – podniósł.Wywiad z prof. Jędrzejką ukaże się w serwisie po godz. 6.
Mira Suchodolska (PAP)

 

mir/ lm/

Polska wydała prawie 323 mln zł na blisko 25 tys. Starlinków dla Ukrainy

0

W latach 2022-2024 Polska wydała prawie 323 mln zł na ponad 24,5 tys. terminali Starlink i ich abonament, które zostały przekazane Ukrainie; w tym roku szacowany koszt abonamentu ma wynieść ponad 77 mln zł – wynika z odpowiedzi resortu cyfryzacji dla PAP.

Ministerstwo podkreśliło ponadto, że nigdy nie stwierdzono, by przedmiotem sprzedaży w serwisach internetowych były udostępnione przez Polskę Starlinki dla Ukrainy.
Resort cyfryzacji w odpowiedzi na pytania PAP przekazał, że w latach 2022-2024 Instytut Łączności – Państwowy Instytut Badawczy (IŁ-PIB), na zlecenie Ministra Cyfryzacji, zakupił w celu „użyczenia” Ukrainie 24 560 terminali systemu satelitarnej łączności Starlink. Z tego w latach 2022-2023, czyli za rządów Zjednoczonej Prawicy, zakupiono 19 560 Starlinków, a pod koniec 2024 roku 5 tys. – dodano.
Podkreślono, że dzięki udostępnianiu terminali stworzone są „odpowiednie warunki dla zapewnienia łączności na terytorium Ukrainy”. Zwrócono uwagę, że pozwala to na świadczenie usług komunikacji elektronicznej obywatelom tego kraju przebywającym zarówno na Ukrainie, jak i w Polsce, w związku z działaniami wojennymi.
Z danych udostępnionych przez MC wynika, że w latach 2022-2024 na Starlinki dla Ukrainy wydano prawie 323 mln zł, zarówno na terminale, jak i ich abonament, który trzeba opłacać co miesiąc. Terminale zakupione do 2023 roku kosztowały 28,7 mln zł, a te kupione w 2024 r. (5 tys.) – ok. 9 mln. Abonament obejmuje ponad 24 tys. terminali Starlink oraz 5 150 terminali udostępnionych przez inne podmioty. W ramach umów zawartych przez Ministra Cyfryzacji miesięczny koszt jednego abonamentu wynosi w przypadku standardowej usługi 528,90 zł brutto, a abonamentu specjalnego – 1 383,75 zł brutto.
Według przedstawionej prognozy, pomiędzy styczniem a wrześniem 2025 roku resort wyda na abonament Starlinków użytkowanych w Ukrainie ponad blisko 77,8 mln zł, a na terminale w Polsce 295 060 zł. Z udostępnionych danych wynika ponadto, że na polskie potrzeby zakupiono ok. 1000 Starlinków.
„Wszystkie wydatki były poniesione z Funduszu Pomocy, utworzonego na podstawie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa” – podkreślił resort. Jak dodał, abonamenty Starlink opłacane są z budżetu państwa. Podkreślono, że Polska płaci jedynie „faktycznie aktywowane” usługi, zgłaszane każdorazowo przez stronę ukraińską, zgodnie z zapotrzebowaniem.
Opłacane także były „faktycznie aktywowane” usługi na terminalach wykorzystywanych w Polsce podczas wyborów parlamentarnych w roku 2023, samorządowych oraz europejskich w roku 2024, oraz działania terminali udostępnionych Państwowej Straży Pożarnej w okresie powodzi na Dolnym Śląsku – przekazało MC. „Podobnie będzie w przypadku wyborów prezydenckich w 2025 roku” – zapowiedziano. Resort podkreślił, że Instytut Łączności – PIB dysponuje szczegółowym spisem numerów seryjnych udostępnionych Starlinków oraz na bieżąco monitoruje także sposób ich użycia i konsultuje się w tym zakresie z ukraińskim partnerem tj. Ministerstwem Transformacji Cyfrowej (MTD) Ukrainy.
„IŁ-PIB wielokrotnie weryfikował ogłoszenia w serwisach internetowych i nigdy nie stwierdzono, by przedmiotem sprzedaży były udostępnione przez Polskę Starlinki” – podkreśliło Ministerstwo Cyfryzacji.
Resort przekazał, że z 5 tysięcy kupionych przez Polskę Starlinków pod koniec 2024 r., Ukraina odebrała 1584. Pozostałe czekają w magazynie zarządzanym przez Instytut Łączności. Za ich odbiór jak i transport odpowiada strona ukraińska.
Ministerstwo przypomniało, że na mocy ustawy wsparcie w zakresie zapewnienia łączności za pośrednictwem terminali Starlink jest udzielane do 30 września 2025 r. Termin był już zmieniany ustawowo w związku z przedłużającym się konfliktem na terenie Ukrainy i wynikał ze stosownych decyzji wykonawczych Rady UE.
„Ministerstwo Cyfryzacji do tej pory nie otrzymało informacji o ewentualnym wstrzymaniu świadczenia usług w ramach zakupionych przez Polskę terminali systemu satelitarnej łączności Starlink. Nie mamy też informacji o ew. rozmowach dotyczących zastąpienia systemu Starlink innym rozwiązaniem” – podkreślono.
Operatorem konstelacji Starlink jest firma Starlink Services LLC, która w całości jest własnością SpaceX, spółki miliardera Elona Muska. Według danych, jakie SpaceX udostępnił pod koniec lutego na swojej stronie internetowej, na orbitę wyniesiono w sumie 7946 satelitów. Z tego 6751 jest aktywnych.
Na początku marca Musk napisał na portalu X, którego także jest właścicielem, że jeżeli wyłączy system Starlink, to cały front na Ukrainie upadnie. W odpowiedzi minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podał, że Starlinki dla Ukrainy finansuje polskie Ministerstwo Cyfryzacji kwotą około 50 milionów dolarów rocznie. Musk odpisał, że to mała część kosztów.
Monika Blandyna Lewkowicz (PAP)

 

 

mbl/ mick/ mhr/

14 Polaków czeka na deportację z USA

0

Po serii kontrowersyjnych odesłań niemieckich turystów Berlin skontaktował się z innymi krajami UE, by ustalić, czy nastąpiła „zmiana w amerykańskiej polityce imigracyjnej”. Statystyki polskiego MSZ jej nie potwierdzają – informuje w czwartek portal Wyborcza .pl.

Portal zaznaczył, że trojgu obywatelom Niemiec odmówiono ostatnio wjazdu do USA i umieszczono w ośrodkach dla imigrantów. Nasiliło to obawy, że w sieć zapowiadanej przez Donalda Trumpa „największej akcji deportacyjnej w dziejach kraju” mogą zostać złapani także obywatele państw UE.
Ze statystyk przesłanych „Wyborczej” przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wynika, że od początku roku z USA deportowano jednego Polaka (przy czym nastąpiło to jeszcze przed zaprzysiężeniem Trumpa, czyli przed 20 stycznia), a co najmniej 14 kolejnych zostało zatrzymanych.
„Spośród 14 osób, które dopiero mają podlegać deportacji, a o których poinformowano urzędy konsularne, trzy dopuściły się złamania amerykańskich przepisów migracyjnych, pozostałe popełniły przestępstwa lub wykroczenia” – poinformował resort, zastrzegając, że zwykle zatrzymani w celu deportacji nie szukają pomocy konsula.
Według MSZ ani konsulowie innych państw UE, ani polscy nie odnotowali do tej pory znaczącego zwiększenia liczby zapytań i wniosków dotyczących deportacji.
Portal dodał, że w 2024 roku, czyli za rządów Joego Bidena, Urząd ds. Imigracji i Ceł (ICE) poinformował o 67 deportacjach polskich obywateli.
Według Wyborczej .pl zdecydowana większość Polonii w USA ma uregulowany status prawny. MSZ ocenia, że nielegalnie w Ameryce może przebywać do 30 tys. osób. Po rozpoczęciu akcji deportacyjnej w USA polskie konsulaty wyznaczyły dodatkowe dyżury także poza swoimi siedzibami i zostały „postawione w stan wyższej gotowości”. (PAP)

mmu/ js/

Metamorfoza premiera Tuska: Apeluje do prezydenta o jak najszybsze podpisanie ustawy o ograniczeniu prawa do azylu

0

Premier Donald Tusk zaapelował w czwartek do prezydenta Andrzeja Dudy o jak najszybsze podpisanie ustawy o ograniczeniu prawa do azylu. Zapowiedział też, że niedługo pojedzie na granicę, by sprawdzić ostatnie inwestycje infrastrukturalne.

W czwartek szef rządu udaje się do Brukseli na posiedzenie Rady Europejskiej.
„Chciałbym dzisiaj bardzo gorąco zaapelować do pana prezydenta, aby złożył jak najszybciej, najlepiej dzisiaj podpis pod ustawą, która umożliwi nam zawieszenie czasowe prawa do składania wniosków o azyl” – powiedział Tusk.
Premier podkreślił, że jest to kluczowe narzędzie w ochronie polskiej granicy. Dodał, że „jest już gotowe rozporządzenie i gdy tylko pod ustawą pojawi się podpis prezydenta, to na najbliższym posiedzeniu rządu we wtorek rozporządzenie zostanie wprowadzone i wejdzie w życie”.

 

Dodał, że presja na granicy z Białorusią organizowana przez Alaksandra Łukaszenkę „znowu wzrasta”. Podkreślił, że nasze służby są w „pełni zmobilizowane”. Tusk zapowiedział, że niedługo uda się na granicę, by sprawdzić ostatnie inwestycje infrastrukturalne.
Nowelizacja ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP zakłada możliwość wprowadzenia czasowego, terytorialnego ograniczenia prawa do azylu. Ograniczenie prawa do złożenia wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej będzie mogło zostać wprowadzone rozporządzeniem Rady Ministrów na wniosek Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Powinno uwzględniać „potrzebę zapobieżenia destabilizacji sytuacji wewnętrznej” w kraju oraz mieć na celu „możliwie jak najmniejsze ograniczenie praw cudzoziemców zamierzających ubiegać się o udzielenie ochrony międzynarodowej”. Zgodnie z nowelą, ograniczenie będzie miało charakter czasowy, a jednorazowo okres obowiązywania ograniczenia nie będzie mógł przekroczyć 60 dni. Okres ten będzie mógł być przedłużony na czas oznaczony. (PAP)

500 metrów zamiast 700 od najbliższych zabudowań. Rząd idzie na rękę sektorowi wiatrakowemu

0

Jest wola polityczna rządu, aby projekt został przyjęty przez parlament jeszcze przed majowymi wyborami prezydenckimi – powiedziała w rozmowie z „Rzeczpospolitą” minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska. Jej zdaniem jest spora przestrzeń, aby obniżyć ceny energii.

Gazeta przypomniała w czwartek, że rząd przyjął kierunkowo projekt nowelizacji ustawy wiatrakowej zmieniającej minimalną odległość lokowania farm wiatrowych od zabudowań z 700 m do 500 m. Zapytała, czy formalnie przyjmie ją do końca tygodnia.
„W piątek do godziny 12.00 wszystkie zainteresowane strony mają czas na zapoznanie się z ostatnimi zmianami w projekcie ustawy. Na ostatniej prostej pojawiły się jeszcze uwagi Urzędu Regulacji Energetyki czy Prokuratorii Generalnej. Te dodatkowe konsultacje mają na celu tylko i wyłącznie dopięcie tego projektu do ostatniego szczegółu, by na etapie prac w Sejmie nie wprowadzać już żadnych istotnych zmian merytorycznych” – odpowiedziała minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska.
„Wierzę, że tym razem projekt zostanie przyjęty już ostatecznie przez Radę Ministrów w piątek w trybie obiegowym. Musimy mieć pewność co do treści tego projektu w każdym detalu. Jest on niezwykle wrażliwy społecznie, o czym mieliśmy okazję przekonać się kilkakrotnie. Dlatego lepiej dać sobie jeszcze parę godzin na przeczytanie wszystkich ostatnich zmian” – dodała.
Minister została zapytana, czy parlament zdąży przyjąć ustawę przed wyborami prezydenckimi.
„Taka jest wola polityczna rządu, aby projekt został przyjęty przez parlament przed majowymi wyborami prezydenckimi. Ustawa może więc trafić na biurko prezydenta Andrzeja Dudy przed pierwszą turą wyborów. Dotychczas pan prezydent nie zawetował żadnej z ustaw Ministerstwa Klimatu i Środowiska przyjętych przez parlament po grudniu 2023 r. Mam nadzieję, że przyjmie tę ustawę ze zrozumieniem interesu publicznego. Jeśli jednak jej nie podpisze, ustawa będzie czekać na nowego gospodarza Pałacu Prezydenckiego” – powiedziała.
Odniosła się także do pytania, czy patrząc na spadające ceny energii na TGE, widzi konieczność dalszego mrożenia cen energii po 30 września.
„W mojej ocenie jest przestrzeń do obniżenia cen energii elektrycznej już poprzez same taryfy, które zatwierdza prezes URE. Po 1 października nowe taryfy dla gospodarstw domowych mogą znacząco spaść. Dzisiaj w taryfie, to ok. 623 zł za MWh, a cena mrożona do końca września wynosi 500 zł za MWh. Jeśli spółki energetyczne obniżą taryfy do ok. 500 zł za MWh, nie będzie konieczności dalszego mrożenia. Moim zdaniem przestrzeń jest” – oświadczyła.
Gazeta zauważyła, że zdaniem części ekspertów ceny mogłyby spaść m.in. poprzez powrót obliga giełdowego.
„Rozmawiamy, także w naszym ministerstwie, o ewentualnym powrocie obliga giełdowego. Chcemy zwiększyć konkurencję między firmami energetycznymi, które teraz w dużym zakresie realizują transakcje na rynku pozagiełdowym. Poprosiłam o aktualną analizę nasze departamenty merytoryczne. Na tej podstawie zdecydujemy o ewentualnym powrocie do obliga i jego poziomie” – zapowiedziała. (PAP)

Odpowiedzieli na zaproszenie Trumpa: Niemal 70 tys. białych mieszkańców RPA wyraziło zainteresowanie przeprowadzką do USA

0

Niemal 70 tys. białych mieszkańców Republiki Południowej Afryki wyraziło zainteresowanie przeprowadzką do Stanów Zjednoczonych, odpowiadając na zaproszenie prezydenta Donalda Trumpa.

Prezes Południowoafrykańskiej Izby Handlowej w USA (Saccusa), Neil Diamond, poinformował w środę, że strona internetowa izby cieszy się ogromnym zainteresowaniem osób, poszukujących szczegółowych informacji na temat programu przesiedlenia. Diamond podkreślił, że lista Afrykanerów chcących się przeprowadzić do Stanów Zjednoczonych liczy obecnie 67 042 osoby, głównie w wieku od 25 do 45 lat.
„Mają od dwóch do trzech osób na utrzymaniu, więc jest to wyraźny sygnał, że osoby wyrażające zainteresowanie są w rzeczywistości młodszym pokoleniem, być może pokoleniem, które nie w pełni skorzystało z dobrodziejstw naszego kraju i stara się zapewnić swoim dzieciom lepsze możliwości” – tłumaczył zainteresowanie programem prezes Diamond w rozmowie z południowoafrykańskim nadawcą Newzroom Afrika.
W lutym prezydent USA wydał rozporządzenia wykonawcze, w którym stwierdził, że Afrykanerzy – potomkowie głównie holenderskich osadników z XVII wieku – kwalifikują się do statusu uchodźcy, ponieważ byli „ofiarami niesprawiedliwej dyskryminacji rasowej”. Niemal następnego dnia pod ambasadą USA w Pretorii pojawiło się kilka tysięcy białych mieszkańców RPA, aby wyrazić swoje poparcie dla Trumpa. Niektórzy mieli plakaty z napisami: „Panie Donaldzie Trumpie bardzo dziękuję”; „Uczyńmy RPA znów wielką” i „Uznajmy biały naród tak, jak uznano Izrael”.
Inicjatywa prezydenta USA pojawiła się po tym, gdy w styczniu prezydent RPA Cyril Ramaphosa podpisał ustawę zezwalającą na wywłaszczenie ziemi bez odszkodowania w przypadkach uznanych za służące „interesowi publicznemu”. Prawo to było odpowiedzią na długotrwałe żądania redystrybucji ziemi. Choć w RPA niektórzy biali mieszkańcy twierdzą, że doświadczają dyskryminacji z powodu koloru skóry, to w rękach białej mniejszości, stanowiącej około 7 proc. populacji, znajduje się ponad 70 proc. prywatnych gruntów rolnych.
Trump wydał rozporządzenie wykonawcze oferujące status uchodźcy Afrykanerom, argumentując, że spotyka ich „zatwierdzona przez państwo dyskryminacja rasowa”.
Ramaphosa tłumaczył, że nikomu nie skonfiskowano ziemi, a wprowadzone przepisy mają zagwarantować „sprawiedliwy i uczciwy dostęp do ziemi zgodnie z konstytucją”.
Prezydent USA nie przyjął tych wyjaśnień. Obciął natomiast wszelką pomoc, jaką dotychczas RPA otrzymywała od Stanów Zjednoczonych. W minionym tygodniu amerykański sekretarz stanu Marco Rubio uznał ambasadora RPA w USA, Ebrahima Rasoola, za persona non grata, nazywając wrogiem Ameryki i politykiem podżegającym do rasizmu.(PAP)

Prezydent Donald Trump podpisze rozporządzenie o zamknięciu Departamentu Edukacji

0

Biały Dom poinformował , że prezydent Donald Trump podpisze w czwartek rozporządzenie wykonawcze o zamknięciu Departamentu Edukacji. Była to jedna z jego kluczowych obietnic w kampanii wyborczej – przypominają media.

Zapowiedzianą decyzję kwestionuje grupa demokratycznych prokuratorów w niektórych stanach. W minionym tygodniu złożyli oni pozew sądowy, aby zablokować działania administracji prezydenta Trumpa zmierzające do likwidacji resortu oraz zwolnienia prawie połowy jego personelu.

 

Według mediów rozporządzenie nakazuje szefowej Departamentu Edukacji Lindy McMahon „podjęcie wszelkich niezbędnych kroków w celu ułatwienia zamknięcia Departamentu Edukacji i zwrócenia władzy edukacyjnej amerykańskim stanom, przy jednoczesnym zapewnieniu skutecznego i nieprzerwanego dostarczania niezbędnych świadczeń i programów”. Pozostałe fundusze resortu nie mogą „promować DEI (Diversity, Equity and Inclusion – co można przetłumaczyć jako Różnorodność, Równość i Integracja – PAP), ani też ideologii płci”.

 

Trump wielokrotnie wzywał do likwidacji resortu, nazywając go „wielkim oszustwem”. Zaproponował jego zamknięcie w okresie swojej pierwszej prezydentury, ale Kongres nie podjął działań. Republikanie od dawna starali się uszczuplić finansowanie i wpływy Departamentu Edukacji.

 

McMahon obiecała, że federalne finansowanie szkół przyznane przez Kongres w celu pomocy okręgom i uczniom o niskich dochodach będzie kontynuowane. Utrzymane mają zostać pożyczki studenckie i skodyfikowane usługi dla dzieci niepełnosprawnych.

 

Trump przyznał w zeszłym miesiącu, że będzie potrzebował poparcia Kongresu, który decyduje o finansowaniu, a także wsparcia ze strony związków zawodowych nauczycieli.

 

Zdaniem zwolenników utrzymania departamentu jest on niezbędny dla zachowania wysokich standardów edukacji publicznej. Oskarżają oni Republikanów o próbę promowania edukacji nastawionej na zysk i zwracają uwagę, że natychmiastowe zamknięcie departamentu mogłoby zakłócić udzielanie pomocy finansowej w wysokości dziesiątków mld dolarów placówkom edukacyjnym od przedszkola do 12 klasy oraz dofinansowanie czesnego dla studentów college’ów.

 

Resort edukacji nadzoruje w USA około 100 tys. szkół publicznych i 34 tys. szkół prywatnych, jakkolwiek ponad 85 proc. finansowania szkół publicznych pochodzi od władz stanowych i lokalnych.

 

Reuters wylicza, że Departament Edukacji zapewnia m.in. federalne dotacje dla szkół i programów, pensje nauczycieli zajmujących się dziećmi ze specjalnymi potrzebami, finansowanie programów artystycznych oraz wymianę przestarzałej infrastruktury. Nadzoruje również wydatkowanie 1,6 bln dolarów na pożyczki studenckie.

 

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

 

ad/ san/

Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej krytykuje decyzję prok. Wrzosek ws. B. Skrzypek, ale jednocześnie apeluje o zaprzestanie hejtu

0

Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Przemysław Rosati zaapelował w środę o zakończenie hejtu wobec funkcjonariuszy publicznych, m.in. wobec prokurator Ewy Wrzosek ,adwokatów Jacka Dubois oraz Krzysztofa Gotkowicza. Każdy powinien mieć możliwość wykonywania swoich obowiązków bez obawy o ataki i nienawiść – dodał.

Apel Rosatiego związany jest ze sprawą śmierci Barbary Skrzypek. Wieloletnia współpracowniczka prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego zmarła w sobotę 15 marca. 12 marca była przesłuchiwana w warszawskiej prokuraturze okręgowej w charakterze świadka w śledztwie dotyczącym powiązanej z PiS spółki Srebrna i niedoszłej inwestycji – wybudowania dwóch wieżowców na należącej do spółki działce w Warszawie. Politycy PiS, w tym lider partii, uważają, że jest związek między przesłuchaniem kobiety a jej śmiercią.
Prok. Wrzosek, która prowadziła przesłuchanie, nie dopuściła do udziału w nim pełnomocnika Barbary Skrzypek Krzysztofa Gotkowicza. Jednocześnie w czynnościach udział brali pełnomocnicy pokrzywdzonego w sprawie austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera Jacek Dubois oraz Krystian Lasik.
Wrzosek poinformowała we wtorek, że wystąpiła z wnioskiem o zapewnienie jej ochrony z uwagi na „niezliczoną liczbę kierowanych wobec niej gróźb karalnych i nawoływania do popełnienia przestępstw na jej szkodę, w tym niewyobrażalnej kampanii hejtu i nienawiści, inspirowanej przez osoby publiczne i polityków”. W środę przekazała, że ochrona została jej przyznana.
W środę do tej sprawy odniósł się prezes NRA. „Nie dla hejtu wymierzonego w Panów adwokatów: Krzysztofa Gotkowicza, Jacka Dubois, Romana Giertycha i Krystiana Lasika” – napisał na platformie X Rosati. Giertych, choć nie brał udziału w przesłuchaniu, sam jest jednym z pełnomocników Birgfellnera. „Nie dla hejtu skierowanego przeciwko Pani Prokurator Ewie Wrzosek” – dodał.
„Nikt nie ma prawa niszczyć ludzi. Każdy powinien mieć możliwość wykonywania swoich obowiązków bez obawy o ataki i nienawiść. Hejt, szczególnie ten wymierzony w osoby wykonujące funkcje publiczne jest nie tylko niesprawiedliwy, ale także niebezpieczny. Nie musimy się ze sobą zgadzać, ale szacunek i poszanowanie godności drugiego człowieka są wartościami, których nie wolno nam porzucać” – napisał Rosati.
Prezes NRA zwracał we wtorek uwagę, że prokurator powinien był dopuścić do udziału w przesłuchaniu Gotkowicza. Wskazywał, że choć formalnie decyzja ta była prawidłowa, to w swojej 15-letniej praktyce zawodowej nie zdarzyło mu się jeszcze, by prokurator odmówił udziału pełnomocnika w przesłuchaniu świadka. „Zasadą jest, że adwokaci są dopuszczani do udziału jako pełnomocnik świadka” – argumentował Rosati.
Zgodnie z art. 87 Kodeksem postępowania karnego „osoba niebędąca stroną może ustanowić pełnomocnika, jeżeli wymagają tego jej interesy w toczącym się postępowaniu”. Prokurator może odmówić dopuszczenia do udziału w postępowaniu takiego pełnomocnika, jeżeli „uzna, że nie wymaga tego obrona interesów osoby niebędącej stroną”.
Śledztwo ws. śmierci Skrzypek prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. We wtorek ujawniła ona, po przeprowadzonej tego dnia sekcji zwłok, że przyczyną śmierci był rozległy zawał serca.(PAP)

Kalifornia jest jedynym stanem, który pobiera podatek od emerytur weteranów. To może się zmienić

0

Kalifornia jest jedynym stanem w USA, który nie stosuje żadnych ulg podatkowych w stosunku do emerytur dla byłych wojskowych. To może się jednak wkrótce zmienić za sprawą projektu ustawy, którq pozwalałby weteranom odliczać 20 tys. dolarów rocznie od podstawy podatku dochodowego.

Pomysłodawca ustawy, członek stanowego Zgromadzenia James Ramos, uważa, że jego projekt spowoduje zatrzymanie w stanie byłych wojskowych, których część – jak wiele innych grup społecznych i firm – zdecydowała się na przeprowadzkę do innych regionów Stanów Zjednoczonych.

Projekt zakłada wprowadzenie kwoty wolnej od podatku na poziomie 20 tys. dolarów rocznie dla wojskowych emerytów, których dochód wynosi nie więcej, niż 125 tys. dolarów rocznie. W zeszłym roku podobną ustawę przedstawił w stanowym senacie senator Kelly Seyarto. Jego projekt zakładał całkowite zwolnienie emerytur weteranów z podatku, ale nie uzyskał aprobaty legislatury.

Według najnowszych danych Departamentu Obrony USA w Kalifornii mieszka około 1,4 miliona byłych wojskowych, z czego 141 tys. otrzymuje świadczenie emerytalne, które przysługuje żołnierzom po zakończeniu kariery. Dodatkowo 26 000 osób otrzymuje świadczenia dla rodzin poległych żołnierzy.

Red. JŁ

Przez epidemię odry w Teksasie USA może stracić status kraju wolnego od tej choroby

0

Przedstawicielka teksańskiej ochrony zdrowia ostrzega, że epidemia odry w tym stanie i sąsiednich stanach może wymknąć się spod kontroli. Jej zdaniem opanowanie ognisk choroby może potrwać nawet rok, a w tym czasie może się ona jeszcze bardziej rozprzestrzenić.

Podczas konferencji prasowej zorganizowanej przez Big Cities Health Coalition – forum zrzeszającego departamenty zdrowia największych miast w USA – Katherine Wells, dyrektorka ds. zdrowia publicznego w mieście Lubbock, ostrzegła, że „jesteśmy w fazie wzrostu liczby przypadków”.

„Zakażenia wciąż się rozprzestrzeniają, a dodatkowo zwiększyliśmy zdolność do testowania, więc wykrywamy więcej przypadków” – powiedziała Wells. „Myślę, że ta epidemia potrwa cały rok, zanim uda się ją całkowicie opanować” – ostrzega urzędniczka.

Lubbock, które reprezentuje Wells, stanowi obecnie epicentrum zachorowań na odrę w Teksasie. Do tej pory w tym stanie wykryto 279 przypadków zachorowania na odrę, ale domniemywa się, że skala problemu jest znacznie większa. Choroba rozprzestrzeniła się w Teksasie na 11 powiatów, ale dotarła już także do sąsiadujących ze stanem Nowego Meksyku i Oklahomy. W Nowym Meksyku wykryto 38 przypadków, a jedna osoba zmarła. W Oklahomie znane są 4 przypadki zachorowania.

Jeśli epidemia potrwa dłużej niż 12 miesięcy, Stany Zjednoczone mogą stracić status kraju, który wyeliminował odrę. USA osiągnęły ten status w 2000 roku, a w 2019 roku niemal go utraciły z powodu epidemii w Nowym Jorku.

Red. JŁ

Kobieta wysyłała do więzień listy nasączone narkotykami. Grozi jej kilkadziesiąt lat więzienia

0

Mieszkance Nowego Jorku grozi do 20 lat więzienia za każdy z postawionych jej zarzutów oraz łączna grzywna do 250 tys. dolarów. 33-latka jest oskarżona o wytwarzanie, dystrybucję i dostarczanie listów, których koperty oraz zawartość w postaci kartek papieru były nasączane syntetyczną substancją, zawierającą kanabinoidy (marihuana). „Narkotykowe listy” sprzedawała w mediach społecznościowych, oferując ich wysyłkę do zakładów karnych.

33-letnia Maya McIntosh jest oskarżona o produkowanie, dystrybuowanie i posiadanie z zamiarem dystrybucji syntetycznego kanabinoidu o nazwie MDMB-4en-PINACA. Jest to substancja w formie płynnej, którą McIntosh wytwarzała w swoim domu z dostarczanych w przesyłkach kurierskich chemikaliów.

Po spreparowaniu substancji o działaniu psychoaktywnym – podobnym do marihuany – kobieta nasączała substancją kartki i koperty na listy. Te były następnie sprzedawane w mediach społecznościowych z opcją ich wysyłki do więzień. McIntosh dbała, aby przesyłki były jak najmniej podejrzane – koperty wyglądały tak, jakby pochodziły z kancelarii adwokackich. Za to ostatnie 33-latka otrzymała dodatkowy zarzut bezprawnego posiadania i wykorzystywania środków identyfikacji.

Koperty, które trafiały do więzień, mogły być następnie wykorzystane jako zawartość „skrętów”, które osadzeni palili w celu odurzenia się.

Za każdy z zarzutów grozi McIntosh do 20 lat więzienia. Ponadto sąd może zasądzić grzywnę w wysokości 250 tys. dolarów za inne zarzuty. Po odbyciu kary 33-latka może dodatkowo zostać objęta dozorem sądowym na okres od 3 lat do dożywocia.

Red. JŁ

Floryda chce zakazać fluoru w kranówce. W ustawach ani razu nie użyto słowa „fluor”

0

Prawodawcy z Florydy chcą całkowicie zakazać dodawania fluoru do wody pitnej. Kwestii tej poświęcili aż dwa obszerne projektu ustaw, które są obecnie procedowane w legislaturze w Tallahassee.

Co dość osobliwe, w żadnym z projektów – ani HB 651, ani SB 700 – nie wymieniono wprost słowa „fluor”. W propozycjach jest mowa o szeregu różnych kwestii – od budżetu na kontrolę populacji komarów, aż po zasady ukrytego noszenia broni.

W HB 651 zawarto jednak przepis, który zakazuje „stosowania jakichkolwiek dodatków przeznaczonych głównie do celów zdrowotnych”. Natomiast SB 700 zakazuje stosowania „dodatków poprawiających jakość wody” do celów innych niż eliminowanie zanieczyszczeń lub poprawa jakości wody, wykluczając wszystko, co ma na celu cele zdrowotne”.

Autorami projekty ustawy HB 651 są posłowie do stanowej Izby Kaylee Tuck z Lake Placid i Danny Alvarez z powiatu Hillsborough. Tuck przyznała po wtorkowym posiedzeniu Komisji ds. Mieszkalnictwa, Rolnictwa i Turystyki Izby Reprezentantów Florydy, która zatwierdziła jej projekt do dalszego procedowania, że choć w ustawie nie ma mowy o fluorze, to w rzeczywistości zakazuje ona stosowania pierwiastka.

„Staramy się rozróżnić czystą wodę i zdrową wodę” – powiedziała Tuck.

„Chcemy dać rodzicom i mieszkańcom wybór” – stwierdził z kolei senator Keith Truenow podczas posiedzenia senackiej komisji, która zatwierdziła projekt SB 700, również dotyczący fluoru. „Jeśli ktoś nie chce fluoru w wodzie, to nie może po prostu z niego zrezygnować, ponieważ jest on dodawany do systemu wodociągowego” – wyjaśnił polityk.

Red. JŁ

Eliminacje MŚ 2026: Początek teoretycznie łatwy, ale… wpadek polskiej reprezentacji w przeszłości nie brakowało

0

Polscy piłkarze w najbliższych meczach eliminacji mistrzostw świata w Warszawie – ze 142. w światowym rankingu Litwą i 168. Maltą – będą zdecydowanymi faworytami. W XXI wieku było już jednak kilka przypadków, gdy zaliczyli wstydliwe wpadki. Nawet obecna kadra Michała Probierza.

Litwini spadli jesienią do dywizji D Ligi Narodów, czyli na czwarty, najniższy poziom. Przegrali wszystkie mecze w tej edycji – po dwa razy z Rumunią, Kosowem i Cyprem.
Na marcowe spotkania powołanie do litewskiej kadry otrzymali m.in. piłkarze z klubów polskiej 1. ligi (drugi poziom) – Dominykas Barauskas z Górnika Łęczna i Titas Milasius z ostatniej w tabeli Pogoni Siedlce.
Natomiast Malta występowała jesienią w Lidze Narodów w dywizji D. Zajęła drugie miejsce w trzyzespołowej grupie, za Mołdawią, a przed Andorą, z którą – w ostatnim meczu – zremisowała 19 listopada u siebie 0:0.
Najbardziej znane nazwisko w reprezentacji tego kraju to… James Lee Carragher z występującego na trzecim poziomie w Anglii Wigan Athletic. 22-letni obrońca otrzymał maltańskie obywatelstwo w lutym, więc jeszcze nie zadebiutował w drużynie narodowej. Daleko mu jednak do sławy ojca – Jamiego, który przez całą karierę występował w Liverpoolu, m.in. w 2005 roku triumfował z „The Reds” w Lidze Mistrzów, a w kadrze Anglii rozegrał 38 meczów.
Tymczasem reprezentacja Polska, obecnie 35. w światowym rankingu, spadła jesienią z najwyższej dywizji Ligi Narodów w dramatycznych okolicznościach – po golu w doliczonym czasie gry w meczu ze Szkocją w Warszawie (1:2).
Trener Probierz ma obecnie problemy kadrowe. Z powodu kontuzji nie wystąpią piłkarze Interu Mediolan – Piotr Zieliński i Nicola Zalewski. Nawet jednak bez kilku liderów obowiązkiem reprezentacji, mającej w składzie graczy m.in. Barcelony, Arsenalu Londyn, Aston Villi, Feyenoordu Rotterdam czy Galatasaray Stambuł, są pewne zwycięstwa nad dwoma najbliższymi rywalami.
Na wszelki wypadek, ku przestrodze, warto jednak przypomnieć, że w XXI wieku reprezentacja Polski zaliczyła kilka sensacyjnych wpadek.
Aż trzy z nich miały miejsce w 2023 roku, w tym dwukrotnie z Mołdawią. Najpierw – jeszcze pod wodzą Fernando Santosa – przegrała w Kiszyniowie 2:3, a jesienią, już z Probierzem w roli selekcjonera, zremisowała w Warszawie 1:1.
Skalę tych sensacji obrazuje miejsce Mołdawii w rankingu FIFA. Przed czerwcowym meczem była dopiero 171. na światowej liście (Polska wówczas 23.), a w października 2023 – losowana z piątego koszyka w eliminacjach Euro 2024 reprezentacja – zajmowała 159. miejsce (Polska – 30.), m.in. za Botswaną, Lesotho, Jemenem, Andorą, Burundi i Sierra Leone.
„Zdobyliśmy cztery punkty w dwóch meczach z Polską, nie spodziewaliśmy się tego przed rozpoczęciem eliminacji. Jesteśmy szczęśliwi, dla nas ten remis to jak zwycięstwo” – przyznał selekcjoner Mołdawii Serghei Clescenco.
W pierwszym meczu obu drużyn, 20 czerwca 2023, biało-czerwoni prowadzili do przerwy 2:0, a mogli znacznie wyżej. W drugiej części, zwłaszcza w końcówce meczu, nastąpiła kompletnie niezrozumiała zapaść polskiego zespołu i ostatecznie porażka w Kiszyniowie 2:3.
„Co się stało w drugiej połowie? Nie wiem, nie jestem w stanie tego wytłumaczyć” – przyznał ówczesny selekcjoner Santos.
Nawet kilkanaście tygodni później wspominał na konferencji prasowej: „Po porażce z Mołdawią wyszedłem ze stadionu zawstydzony, chciałem się ukryć. Po takim meczu można jedynie spuścić głowy i wrócić w ciszy do domu”.
Eksperci też nie mieli złudzeń. „Ten mecz przejdzie do historii. Nie ma co ukrywać, katastrofa” – powiedział PAP były kapitan reprezentacji Waldemar Prusik.
Od czasu istnienia rankingu FIFA, czyli od ponad 30 lat, nigdy wcześniej biało-czerwoni nie stracili punktów z tak nisko notowanym przeciwnikiem.
Wcześniej po raz ostatni Polska, prowadząc do przerwy 2:0, przegrała mecz w… sierpniu 1935 roku, gdy uległa u siebie w towarzyskim spotkaniu Jugosławii 2:3.
Na zaledwie jednym punkcie w dwóch meczach z Mołdawią nie kończy się lista zaskakujących wyników biało-czerwonych w eliminacjach Euro 2024. 10 września 2023 polscy piłkarze przegrali na wyjeździe z 65. wówczas (i obecnie) w rankingu FIFA Albanią 0:2.
Przykry był nie tylko wynik, ale przede wszystkim styl gry w Tiranie – Polacy nie stworzyli praktycznie żadnej dogodnej sytuacji, nie licząc anulowanego gola z powodu spalonego.
Kibice reprezentacji Albanii czekali na zwycięstwo nad Polską… 70 lat. Poprzednio ich drużyna dokonała tego w listopadzie 1953 roku – również 2:0 w Tiranie, ale w towarzyskim spotkaniu.
„Bardzo dobrze rozumiem rozczarowanie kibiców. Ja też to odczuwam, moi piłkarze również. Bo to jest naturalne, że kibice teraz cierpią i są źli, mają do tego prawo. My również jesteśmy źli i smutni” – przyznał po wrześniowej porażce Santos.
Rozczarowany był też prezes PZPN Cezary Kulesza i kilka dni później doświadczony Portugalczyk przestał pełnić obowiązki selekcjonera.
Wpadek kadry narodowej w 2023 roku było prawie tyle, ile łącznie wcześniej w ciągu 30 lat.
W 1997 i 2007 roku Polakom przydarzyły się na Kaukazie Południowym porażki z – odpowiednio – Gruzją i Armenią. Inna sprawa, że wyprawa piłkarska w tamte rejony zawsze jest niewiadomą i może skończyć się przykro, o czym przekonało się wiele wyżej notowanych drużyn.
Polacy ulegli Gruzji 0:3 w eliminacjach MŚ 1998 i ostatecznie nie awansowali do turnieju we Francji.
Natomiast porażka z Armenią 0:1 w kwalifikacjach Euro 2008 nie okazała się kosztowna, ponieważ kadra prowadzona wówczas przez Leo Beenhakkera zdołała awansować do finałowego turnieju w Austrii i Szwajcarii.
Dużym echem odbiła się porażka z Łotwą 0:1 na Łazienkowskiej w Warszawie we wrześniu 2002 roku, za kadencji Zbigniewa Bońka, w nieudanych eliminacjach Euro 2004.
Ten rezultat odebrano w Polsce jako kompromitację, ale z drugiej strony warto przypomnieć, że Łotysze dysponowali wówczas całkiem solidną drużyną. Na przykład Marians Pahars w latach 1999-2006 występował z powodzeniem w Southampton FC, Andrejs Rubins w Crystal Palace (2000-03), Juris Laizans w CSKA Moskwa (2001-05). Inną gwiazdą zespołu był Maris Verpakovskis, który po odejściu ze Skonto Ryga grał m.in. w Dynamie Kijów, Getafe, Celcie Vigo i Hajduku Split.
Łotysze zajęli drugie miejsce w polskiej grupie, następnie okazali się lepsi w barażach o awans od Turków. A w turnieju finałowym w Portugalii, choć nie wyszli z grupy, potrafili zremisować z Niemcami 0:0.
W czerwcu 2013 biało-czerwoni zaliczyli wpadkę z… Mołdawią. W eliminacjach mistrzostw świata 2014, za kadencji trenera Waldemara Fornalika, reprezentacja zremisowała w Kiszyniowie 1:1, a wynik został ustalony już do przerwy. Na gola Jakuba Błaszczykowskiego w siódmej minucie odpowiedział pół godziny później Eugen Sidorenco.
Wtedy jednak Polska była notowana znacznie niżej niż obecnie. W lipcu 2013 roku w rankingu FIFA, również na skutek remisu z Mołdawią, zajmowała dopiero 75. miejsce. Mołdawia awansowała wówczas ze 134. na 125. lokatę.
Wyjazdowy remis z teoretycznie znacznie słabszym rywalem Polacy zanotowali także 4 września 2016 roku – 2:2 w Astanie z Kazachstanem 2:2 na inaugurację eliminacji mistrzostw świata 2018.
Ta wpadka była jednak w pewnym sensie… wkalkulowana w tamtejsze eliminacje. Nawet niektórzy działacze PZPN przewidywali kłopoty z Astanie. Podopieczni trenera Adama Nawałki dwa miesiące wcześniej dotarli do ćwierćfinału Euro 2016, gdzie dopiero w rzutach karnych musieli uznać wyższość późniejszych triumfatorów – Portugalczyków.
W PZPN obawiano się, że po sukcesie we Francji taki „przeskok” i mecz na sztucznej murawie w dalekim Kazachstanie może być trudny, m.in. pod względem mentalnym.
Polacy do przerwy prowadzili 2:0, ale między 51. i 58. minutą dwie bramki dla Kazachstanu zdobył Siergiej Chiżniczenko, były napastnik m.in. Korony Kielce. Jak się okazało, ten remis nie zaszkodził kadrze Nawałki, która awansowała bezpośrednio na mundial w Rosji.
Przed istnieniem rankingu FIFA biało-czerwonym również zdarzały się wpadki. W październiku 1984 roku kadra prowadzona przez Antoniego Piechniczka zremisowała w Mielcu z Albanią 2:2 w eliminacjach MŚ 1986. Wprawdzie Albańczycy okazali się mocni dla każdego w grupie (pokonali u siebie Belgów 2:0 i zremisowali z Grecją 1:1), ale Polska była wówczas trzecim zespołem świata – taką lokatę zajęła w MŚ 1982. Mimo remisu kadra Piechniczka poleciała w 1986 roku na mundial do Meksyku.
Bardziej kosztowny okazał się remis 0:0 z Cyprem w Gdańsku w kwietniu 1987 roku, ponieważ ekipa Wojciecha Łazarka nie zdołała awansować później do mistrzostw Europy 1988.
„Przedwczesny dyngus piłkarzy” – zatytułował relację z rozegranego tydzień przed Wielkanocą meczu z Cyprem „Przegląd Sportowy”. Drużyna gości była wtedy outsiderem europejskiego futbolu.
Mecz z Litwą odbędzie się w piątek, a z Maltą trzy dni później, oba na PGE Narodowym.
Oprócz tych drużyn rywalami biało-czerwonych w grupie G kwalifikacji MŚ 2025 będą: Finlandia, która po sześciu porażkach z rzędu spadła z dywizji B Ligi Narodów, a także przegrany z ćwierćfinałowego dwumeczu LN między Hiszpanią i Holandią.
Bezpośredni awans na mundial wywalczą zwycięzcy 12 grup. O pozostałe cztery aż 16 drużyn powalczy w barażach – trafi do nich 12 zespołów z drugich miejsc grup eliminacji MŚ oraz cztery najlepsze z klasyfikacji końcowej Ligi Narodów, które nie ukończyły fazy grupowej europejskich kwalifikacji na dwóch czołowych lokatach.
Za kadrą Probierza nieudana jesień 2024, zakończona spadkiem do dywizji B Ligi Narodów. Paradoksalnie jednak ten fakt oraz m.in. bardzo złożone zasady grudniowego losowania eliminacji MŚ sprawiły, że biało-czerwoni trafili w grupie na trzech rywali na pewno w ich zasięgu. Zajęcie co najmniej drugiego miejsca, zwłaszcza przy tak korzystnym terminarzu, wydaje się więc obowiązkiem. Oczywiście pod warunkiem, że nie powtórzą się takie wpadki jak niedawne z Mołdawią…

Autor: Maciej Białek (PAP)

Kazachstan/ W zachodniej części kraju spadł trzymetrowy dron; to drugi taki przypadek

0

W obwodzie zachodniokazachstańskim spadł we wtorek trzymetrowy dron – poinformowaly w środę kazachskie portale internetowe. To drugi taki przypadek w ciągu ostatnich kilku tygodni.

Statek bezzałogowy spadł w rejonie taskalińskim (odpowiedniku powiatu), sąsiadującym od północy z rosyjskim obwodem saratowskim. Policję powiadomili mieszkańcy wsi Atameken. Obiekt spadł w terenie niezamieszkanym, nie ma doniesień o ofiarach czy stratach. Wezwana na miejsce policja i oraz służby saperskie powiadomiły, że odnaleziony w stepie dron ma około trzech metrów długości.
Według portalu Uralskaja Niediela to nie pierwszy taki przypadek w ostatnich tygodniach. 18 lutego w rejonie bokejordyńskim, najdalej wysuniętym na zachód i graniczącym z rosyjskim obwodem astrachańskim, również spadł dron, lecz mniejszy, mierzący ok. 1,2 m.
O ile w przypadku drona znalezionego we wtorek żadne z kazachstańskich mediów nie określiło, jakiego jest typu, o tyle o tym sprzed kilku tygodni portal Tengri News napisał, że jego charakterystyka przypomina rosyjski dron Orłan-10. Ten sam portal podkreślił jednak, że władze nie poinformowały o jakichkolwiek rezultatach śledztwa, jedyna lakoniczna informacja mówi o tym, że wszczęto postępowanie z artykułu kodeksu karnego dotyczącego nielegalnej produkcji, nabywania lub używania specjalnych środków technicznych do niejawnego pozyskiwania informacji.
Portal Uralskaja Niediela, który jako pierwszy powiadomił o znalezieniu trzymetrowego drona, nie spekuluje, do kogo mógł należeć, informuje jedynie lakonicznie, że w leżącym nieopodal rosyjskim obwodzie saratowskim drony należące do armii ukraińskiej często atakują lotnisko oraz magazyny paliw.
Kazachstan zajmuje oficjalnie neutralne stanowisko wobec wojny na Ukrainie, nie popierając żadnej ze stron konfliktu. Władze kraju wielokrotnie podkreślały poszanowanie integralności terytorialnej Ukrainy i odmówiły uznania aneksji ukraińskich terytoriów przez Rosję. Jednocześnie Kazachstan utrzymuje z nią bliskie relacje gospodarcze i polityczne, m.in. z uwagi na fakt, że oba kraje są członkami Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, lecz stara się umiejętnie balansować w polityce zagranicznej i zacieśniać współpracę także z Zachodem oraz Chinami.(PAP)

 

loa/ kar/

Rozmowy Trump-Putin: Waszyngton zapewnia, że osiągnięto postęp i zapowiedział nową rundę negocjacji

0

Po rozmowach telefonicznych prezydenta USA Donalda Trumpa ws. rozejmu na Ukrainie, kolejno z przywódcą Rosji Władimirem Putinem i osobno z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, Waszyngton zapewnia, że osiągnięto postęp. Zapowiedział nową rundę negocjacji. Na Ukrainie ostrzały wciąż trwają.

Wynikiem wtorkowej rozmowy z Putinem jest – według komunikatu Białego Domu – ustalenie, że pierwszym krokiem w kierunku zakończenia walk będzie zawieszenie broni dotyczące ataków na infrastrukturę i instalacje energetyczne. Przywódcy uzgodnili też rozpoczęcie na Bliskim Wschodzie negocjacji w sprawie zawieszenia broni na Morzu Czarnym oraz dalszych kroków w stronę pokoju.
Porozumienie w sprawie obiektów energetycznych i infrastruktury jest jednak dużo węższe niż amerykańska propozycja 30-dniowego zawieszenia broni w przestrzeni powietrznej, na morzu i lądzie, na którą wcześniej w negocjacjach z USA zgodziła się Ukraina. W ocenie wielu komentatorów ów częściowy rozejm zadeklarowany przez Putina jest jedynie niewielkim ustępstwem.
Nie ma też oznak, by był respektowany. Kreml ogłosił po rozmowie, że Putin zgodził się na wstrzymanie ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną na 30 dni. Według komunikatu miał już wydać armii odpowiedni rozkaz. Doradca Zełenskiego Mychajło Podolak oświadczył jednak, że 150 dronów rosyjskich zaatakowało w nocy z wtorku na środę infrastrukturę energetyczną na wschodzie Ukrainy.
Komentatorzy zwracają uwagę, że Putin – jak głosi komunikat Kremla – w tej samej rozmowie z Trumpem oznajmił, że warunkiem Moskwy w negocjacjach pokojowych jest całkowite wstrzymanie zagranicznej pomocy wojskowej i wywiadowczej dla Ukrainy. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oznajmił w środę, że Putin rozmawiał z Trumpem o tym żądaniu Moskwy. Tymczasem prezydent USA mówił we wtorek, że kwestia pomocy dla Ukrainy nie została poruszona.
Rozmowa telefoniczna Trump-Zełenski odbyła się w środę po południu. Po jej zakończeniu Trump poinformował, że celem było „uzgodnienie stanowisk Rosji i Ukrainy w kwestii ich żądań i potrzeb” i zapewnił: „Jesteśmy jak najbardziej na dobrej drodze”. Zełenski po rozmowie powiadomił, że delegacje ukraińska i amerykańska są gotowe spotkać się w najbliższych dniach w Arabii Saudyjskiej.
Więcej konkretów przyniosło oświadczenie Białego Domu, które głosi, że Trump zasugerował w rozmowie z Zełenskim, iż Stany Zjednoczone mogą przejąć ukraińskie elektrownie atomowe w celu zapewnienia im bezpieczeństwa. Prezydent USA obiecał także, że będzie współpracował z obiema stronami konfliktu, by uprowadzone na Ukrainie dzieci wróciły do domu. W komunikacie tym zapowiedziano, że zespoły dwóch stron spotkają się w Arabii Saudyjskiej, by „omówić rozszerzenie rozejmu na Morze Czarne”, zmierzające do całkowitego zawieszenia broni.
Doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz poinformował ze swojej strony, że ustalił ze stroną rosyjską, iż wkrótce w Arabii Saudyjskiej spotkają się zespoły negocjacyjne USA i Rosji. Negocjatorzy chcą „skoncentrować się na wprowadzeniu w życie i rozszerzeniu częściowego rozejmu” uzgodnionego z Putinem – zapowiedział Waltz. Specjalny wysłannik USA ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff powiedział w środę, że spodziewa się, iż pełen rozejm na Ukrainie wejdzie w życie w ciągu dwóch tygodni.
Wśród tych deklaracji przedstawiciele państw europejskich podkreślają, że Rosja faktycznie nie poszła na ustępstwa. Minister obrony Niemiec Boris Pistorius ocenił, że zgoda Putina w sprawie 30-dniowego zaprzestania ataków na ukraińskie obiekty energetyczne „nic nie znaczy”, a Trump będzie musiał uzyskać większe ustępstwa od przywódcy Rosji. Szefowa dyplomacji UE Kaja Kallas oceniła jako niedopuszczalne rosyjskie żądania dotyczące zakończenia zachodniego wsparcia wojskowego dla Kijowa. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz i prezydent Francji Emmanuel Macron podkreślili, że w sprawie pokoju nie może być żadnych decyzji ponad głową Ukrainy. (PAP)

awl/ szm/

Śp. Barbara Skrzypek spocznie w sobotę w jej rodzinnych Gorlicach

0

Pogrzeb Barbary Skrzypek, wieloletniej współpracowniczki Jarosława Kaczyńskiego, odbędzie się w sobotę 22 marca w jej rodzinnych Gorlicach – podano w nekrologu opublikowanym przez rodzinę. Udział w uroczystościach pogrzebowych zapowiedział prezydent Andrzej Duda.

Zgodnie z informacją zamieszczoną w nekrologu, uroczystość pogrzebową rozpocznie modlitwa różańcowa w Bazylice Narodzenia NMP w Gorlicach (Małopolska) o godz. 12.15, a msza święta pogrzebowa rozpocznie się o godz. 13.00. Barbara Skrzypek spocznie na cmentarzu parafialnym w Gorlicach.
Barbara Skrzypek zmarła 15 marca w wieku 66 lat, trzy dni po przesłuchaniu w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie w sprawie spółki Srebrna i tzw. dwóch wież. Według wstępnych wyników sekcji zwłok przyczyną śmierci był rozległy zawał serca.
Prezydent Duda we wtorkowym oświadczeniu podkreślił, że „trudno zaprzeczyć”, iż zapaść zdrowotna Skrzypek nastąpiła niedługo po jej przesłuchaniu w prokuraturze. Zażądał też od premiera Donalda Tuska wyjaśnień w sprawie okoliczności przesłuchania, które prowadziła prokurator Ewa Wrzosek.
We wtorek po południu Prokuratura Okręgowa w Warszawie opublikowała zanonimizowany protokół przesłuchania Skrzypek. Wynika z niego, że trwało ono ponad cztery godziny, a w jego trakcie zarządzono krótką przerwę. Prokurator Wrzosek podkreśliła, że przesłuchanie przebiegło w przyjaznej atmosferze i nie zgłaszano do niego uwag. Politycy PiS wskazują jednak, że pełnomocnik Skrzypek nie został dopuszczony do udziału w czynnościach.
Śledztwo w sprawie śmierci Barbary Skrzypek prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar zapowiedział dokładne wyjaśnienie wszystkich okoliczności zgonu, a także analizę zasadności decyzji prok. Wrzosek o odmowie udziału pełnomocnika w przesłuchaniu.(PAP)
autor: Szymon Bafia

 

szb/ par/

Minęło już 3,5 roku, a wyrok dla adwokata od „trumny na kółkach” jeszcze się nie zapadł

0

Sąd Rejonowy w Olsztynie zaplanował na 1 kwietnia mowy końcowe w procesie łódzkiego adwokata Pawła K. oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym zginęły dwie kobiety. W środę sąd wysłuchał biegłego. Potwierdził on, że ofiary miały zapięte pasy.

Proces Pawła K. dotyczy wypadku drogowego we wrześniu 2021 r. pod Barczewem. Niedługo po tym zdarzeniu adwokat nagrał film, w którym stwierdził, że była to konfrontacja bezpiecznego samochodu z „trumną na kółkach” i m.in. dlatego te kobiety zginęły. Wypowiedź opublikowana w mediach społecznościowych zbulwersowała opinię publiczną.
W środę sąd wysłuchał lekarza, który wykonywał sekcję zwłok i opisał w opinii dla sądu odpowiadające pasom bezpieczeństwa ślady na ciele ofiar. Potwierdził on, że można jednoznacznie przyjąć, że obie kobiety miały zapięte pasy. Przypomniał, że to samo wynika z zeznań policjanta, który był na miejscu zdarzenia.
Na rozprawie nie było oskarżonego ani jego dwóch obrońców. Sąd przekazał, że obrońcy wystąpili o odroczenie rozprawy. Argumentowali, że nie mieli czasu na przeanalizowanie dodatkowej opinii biegłego lekarza, która wpłynęła do sądu we wtorek około południa. Sąd nie uwzględnił tych wniosków. Uznał, że na końcowym etapie procesu zapoznanie się z liczącym 4,5 strony dokumentem zajęłoby kilkanaście minut.
Po wysłuchaniu biegłego sąd zdecydował jednak o przerwaniu rozprawy do 1 kwietnia, co ma umożliwić oskarżonemu i jego obrońcom wygłoszenie mów końcowych. W tym dniu, jeśli nie wpłyną nowe wnioski dowodowe, sąd planuje zamknąć przewód sądowy i wysłuchać mów końcowych stron.
Według aktu oskarżenia Paweł K., kierując mercedesem, umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym. Zdaniem prokuratury przekroczył podwójną linię ciągłą i zjechał na przeciwny pas ruchu, czym doprowadził do nieumyślnego wypadku drogowego – zderzenia z prawidłowo jadącym z przeciwka audi 80. W rezultacie kierująca i pasażerka audi zginęły na miejscu.
Proces w tej sprawie toczy się od lutego 2023 r. Paweł K. na pierwszej rozprawie nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Zaprzeczył, że zjechał na przeciwległy pas ruchu.
W śledztwie okazało się także, że w organizmie adwokata wykryto śladowe ilości kokainy. Były one zbyt małe, by prokuratura sformułowała zarzut prowadzenia auta pod wpływem narkotyków. Paweł K. pytany w wywiadzie telewizyjnym o obecność narkotyku w organizmie powiedział: „świadomie kokainy nie spożywałem nigdy”.
Prokuratura w czasie śledztwa zabezpieczyła majątek oskarżonego o wartości 300 tys. zł. (PAP)
mbo/ joz/

Aplikacje oparte o chatboty sztucznej inteligencji niebezpieczne dla dzieci

0

Aplikacje oparte o chatboty sztucznej inteligencji są niebezpieczne dla dzieci – ostrzegają eksperci, z którymi rozmawiała PAP. Narzędzia te nie weryfikują wieku użytkowników, zacierają granice między rzeczywistością a imaginacją, mogą promować treści seksualizujące, samookaleczenia, ekstremizm.

Od około trzech lat, dzięki sukcesowi Chata GPT, wielką popularność, przede wszystkim wśród dzieci i młodzieży, zyskały platformy pozwalające na kreowanie postaci za pomocą sztucznej inteligencji. Chatboty tworzą emocjonalną więź między systemem a użytkownikiem naśladując ludzką konwersację. Wykorzystują do tego duże modele językowe (LLM).
Jedną z najpopularniejszych platform jest Character.AI, z której w grudniu 2024 roku korzystało ponad 27 milionów osób. Teoretycznie użytkownicy muszą mieć skończone 13 lat, ale aplikacja nie sprawdza wieku. Podobne platformy stworzyli także giganci technologiczni, w tym Meta i Google.
Graphika – amerykańska firma badająca społeczności internetowe opublikowała w marcu 2025 roku raport poświęcony chatbotom sztucznej inteligencji. Jego autorzy twierdzą, że już istniejące społeczności internetowe, w tym np. grupy promujące samookaleczenia, zaburzenia odżywiania, np. anoreksję, czy łączące amatorów rzeczywistych przestępstw (ang. real-life crime), szybko zaczęły masowo wykorzystywać chatboty. Najpopularniejsze społeczności to dwie grupy: chatboty z treściami niebezpiecznymi dla życia (ang. not safe for life, NSFL) oraz nieodpowiednimi w miejscu pracy (ang. not safe for work, NSFW).
Na pięciu wiodących platformach (poza Character.AI badano także SpicyChat, Chub AI, CrushOn.AI i JanitorAI) Graphika zidentyfikowała ponad 10 tys. chatbotów, które angażowały się w odgrywanie seksualnych ról z udziałem nieletnich. Inne często kreowane postacie to ekstremiści, włącznie z masowymi strzelaninami, nazistami, antysemitami czy rasistami.
Zdaniem Aleksandra Poniewierskiego, eksperta nowych technologii i członka Rady Doradców Politechniki Warszawskiej, wszystkie te aplikacje są używane także i w Polsce, w tym przez nastolatki. „Nie ma żadnej bariery wejścia, ponieważ platformy nie weryfikują wieku, są darmowe, a sztuczna inteligencja nie ma ograniczeń językowych” – powiedział w rozmowie z PAP.
Podkreślił, że dorośli na podstawie doświadczenia są w stanie odseparować kontekst od przekazywanej treści, czego dzieci nie umieją. „Sztuczna inteligencja przenosi to, czego się nauczyła w świecie dorosłych na rozmowę z dziećmi, bo nie wie, że rozmawia z nieletnim i nie umie z nim konwersować” – dodał Poniewierski.
Według Doroty Minty, psycholożki z Instytutu Wsparcia Psychologicznego ESTARE, takie chatboty to bardzo niepokojące zjawisko, ponieważ zacierają granicę między rzeczywistością, a imaginacją. „Liczne badania potwierdzają, że nadmierne uczestniczenie w wirtualnym świecie prowadzi do zaburzeń w rozwoju młodego mózgu” – dodała.
Amerykański dziennik The Los Angeles Times napisał, że senator z Kalifornii Steve Padilla zaproponował w lutym 2025 roku ustawę, która ograniczy możliwości działania takich platform.
Jacek Walaszczyk, partner w firmie EY, ekspert od spraw cyberbezpieczeństwa i współautor kampanii informacyjnej realizowanej z NASK „Ostrożni w sieci”, powiedział PAP, że Polska nie potrzebuje osobnych regulacji prawnych, ponieważ w 2024 roku Unia Europejska przyjęła Akt w sprawie sztucznej inteligencji, zgodnie z którym takie chatboty mogą być zabronione.
„Akt jest w trakcie wdrażania, więc na razie jesteśmy na przedpolu bitwy i nasza młodzież może korzystać z tych aplikacji” – mówił Walaszczyk i dodał, że do końca sierpnia 2024 roku każdy kraj unijny powinien stworzyć agencję odpowiedzialną za monitorowanie i ściganie niedozwolonych narzędzi sztucznej inteligencji. „Dodatkowo przepisy nakazują, by chatbot się przedstawił, więc już od sierpnia użytkownik będzie wiedział, czy rozmawia z człowiekiem, czy z maszyną” – dodał.
The Los Angeles Times napisał, że firma Character Technologies Inc. (właściciel Character.AI) została pozwana przez wiele osób, w tym przez matkę 14-letniego chłopca, który popełnił samobójstwo. Według rodziców, odkąd rozmawiał z chatbotem nazywającym się Daenerys Targaryen (jedna z bohaterek książki i serialu „Gra o tron”), jego stan psychiczny zaczął się gwałtownie pogarszać.
Popularnym chatbotem na Character.AI był też „Psycholog”, któremu zwierzali się nastolatkowie. Według Minty, najważniejszą kwestią w takim przypadku jest odpowiedzialność za porady. „Czy ponosi ją właściciel platformy, czy twórca chatbota” – podkreśliła psycholożka. Jej zdaniem, można wykorzystywać narzędzia cyfrowe do wsparcia psychologicznego, „ale pod warunkiem połączenia ich z etyczną odpowiedzialnością zawodową”.
Eksperci są zgodni, że jedynym sposobem zapewnienia dzieciom bezpiecznego korzystania ze sztucznej inteligencji jest ich edukowanie.
Zdaniem Minty, trzeba „tak reagować, jakby dziecko wpadło w złe towarzystwo”. Według Walaszczyka rodzice powinni tłumaczyć, iż narzędzia sztucznej inteligencji nie są doskonałe, ponieważ opierają się tylko na tym, co jest w internecie, czyli z jednej strony na wartościowych, ale z drugiej na śmieciowych treściach. „Dzieci muszą wiedzieć, że po drugiej stronie jest maszyna, a informacje trzeba weryfikować” – dodał.
Poniewierski przypomniał, że Character.AI opiera się na Chacie GPT3,5. „To bardzo zawodne narzędzie, często podające nieprawdziwe informacje i sugerujące, także nieletnim, niepoprawne bądź wręcz niebezpieczne działania” – powiedział. (PAP)
mrb/ js/

Czy Trzaskowski albo ratusz warszawski otrzymują informacje ze śledztw prowadzonych przez prokurator Wrzosek? – pyta PiS

0

Politycy PiS zadali w środę kilka pytań do kandydata KO na prezydenta Rafała Trzaskowskiego, m.in. czy jego kampania jest koordynowana z działaniami prok. Ewy Wrzosek oraz czy „potępia działania, których dopuściła się prok. Wrzosek” podczas przesłuchania Barbary Skrzypek.

„Sztab Rafała Trzaskowskiego i prezydent Trzaskowski nie ma żadnych związków z prok. Ewą Wrzosek” – powiedziała PAP rzeczniczka klubu KO, członkini sztabu Rafała Trzaskowskiego Dorota Łoboda.
Barbara Skrzypek, wieloletnia współpracowniczka prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, zmarła w sobotę, 15 marca. Wcześniej, w środę 12 marca, była przesłuchiwana w charakterze świadka w śledztwie dotyczącym powiązanej z PiS spółki Srebrna – chodzi o sprawę wybudowania dwóch wieżowców na należącej do tej spółki działce w Warszawie. Przesłuchanie w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie prowadziła prok. Ewa Wrzosek. Uczestniczyli w nim też adw. Jacek Dubois i adw. Krystian Lasik – dwaj pełnomocnicy austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera, który ma status pokrzywdzonego w tej sprawie.
W kontekście tej sprawy posłowie PiS podczas środowej konferencji prasowej w Sejmie zadali kilka pytań Trzaskowskiemu oraz jego sztabowi wyborczemu.
„Czy Rafał Trzaskowski potępia tego typu działania, których dopuszcza się prok. Wrzosek? Mamy na myśli przesłuchiwanie osoby, która jest na emeryturze, która jasno mówi o swoich problemach zdrowotnych, o swoim zdenerwowaniu, która prosi o obecność pełnomocnika (…), a przesłuchanie odbywa się w sytuacji trzy na jeden” – pytał poseł PiS Radosław Fogiel.
„Czy kampania Rafała Trzaskowskiego jest koordynowana z działaniami prokurator Wrzosek? Czy jej działania mające na celu prześladowanie i niszczenie przeciwników politycznych PO są koordynowane z kampanią Rafała Trzaskowskiego? Czy tak jak w 2020 r., dzisiaj również kampania Rafała Trzaskowskiego albo ratusz warszawski otrzymują informacje ze śledztw prowadzonych przez prokurator Wrzosek? Czy istnieje taka komunikacja, czy jakakolwiek korespondencja, wymiana informacji, pomiędzy prokuraturą, prok. Wrzosek a kampanią Trzaskowskiego albo warszawskim ratuszem” – mówił poseł PiS.
Fogiel dodał, że w 2020 r. podczas poprzedniej kampanii prezydenckiej, prok. Wrzosek „angażowała się i wspierała kampanię Rafała Trzaskowskiego”. „Wiele wpisów w mediach społecznościowych, zdjęcia z marszu 4 czerwca, marszu KO, wspieranie jednego z kandydatów KO do PE. Bardzo jasne wyrażanie sympatii politycznych” – wyliczał Fogiel, nawiązując do śledztwa dotyczącego ujawniania osobom nieuprawnionym informacji z prowadzonych postępowań karnych.
„To wobec niej (Wrzosek – PAP) skierowano wniosek o uchylenie immunitetu prokuratorskiego pod zarzutem przekazywania urzędnikowi ratusza Michałowi D. informacji ze śledztwa. Media szeroko relacjonowały SMS-y prok. Wrzosek, która dla Rafała przekazywała informacje dotyczące pamiętnego wypadku miejskiego autobusu, kiedy okazało się że kierowca był pod wpływem substancji odurzających, gdzie nadzór ze strony miasta był niewystarczający” – powiedział.
Jak dodał, „ta sprawa została umorzona, ukręcono tej sprawie łeb, wtedy, kiedy nastały rządy prokuratura, ministra (Adama) Bodnara w nielegalnej prokuraturze” – mówił Fogiel.
„Te trzy pytania stawimy dzisiaj głośno. Oczekujemy odpowiedzi od Rafała Trzaskowskiego; czy on współpracuje z prok. Wrzosek, czy prok. Wrzosek wspiera go w kampanii, czy jasno się od niej odetnie?” – podsumował Fogiel.
W 2022 r. Prokuratura Regionalna w Szczecinie skierowała do Sądu Najwyższego wnioski o uchylenie immunitetów dwóm warszawskim prokuratorom: Ewie Wrzosek i Małgorzacie M.. Prokuratura formułowała wówczas wobec nich zarzuty dotyczące przekazania osobom nieuprawnionym informacji z toczącego się postępowania, niedopełniania obowiązków służbowych i – wobec prok. Wrzosek – także zaangażowania się w działalność polityczną.
Według prokuratury, tłem zarzutów była kampania prezydencka w 2020 r. oraz dwa wypadki warszawskich autobusów, które miały miejsce w tym czasie. Do pierwszego z nich doszło nieopodal mostu im. Grota-Roweckiego, w którym zginęła jedna osoba. Kierowca autobusu został wówczas oskarżony o prowadzenie pojazdu po zażyciu narkotyków.
Prokurator Wrzosek, która wypowiadała się na temat tego śledztwa, zaprzeczyła treściom opublikowanym przez szczecińską prokuraturę. Dodawała, że jej telefon był inwigilowany przy użyciu systemu Pegasus, który umożliwia manipulowanie treściami znajdującymi się w urządzeniach elektronicznych.
W poniedziałek wszczęte zostało postępowanie w sprawie śmierci Barbary Skrzypek. Szef MS, prokurator generalny Adam Bodnar zobowiązał Prokuratora Krajowego, by wszystkie okoliczności wyjaśniono „skrupulatnie, kompleksowo i transparentnie”. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga pod nadzorem Prokuratury Krajowej. We wtorek zarządzono sekcję zwłok Barbary Skrzypek – według jej wstępnych wyników przyczyną zgonu był bardzo rozległy zawał serca.
Politycy PiS, w tym Jarosław Kaczyński, uważają, że jest związek między przesłuchaniem w prokuraturze a śmiercią Barbary Skrzypek. Podnosili, że skarżyła się ona na kłopoty ze zdrowiem, a w przesłuchaniu nie mógł wziąć udziału jej pełnomocnik adw. Krzysztof Gotkowicz.
Do sprawy wielokrotnie odnosiła się prokuratura, która opublikowała we wtorek protokół przesłuchania; wynika z niego m.in., że trwało ono od godz. 10 do g. 14.40, a w trakcie odbyła się jedna przerwa. Przedstawiciele prokuratury wskazywali, że decyzję, by w przesłuchaniu nie uczestniczył pełnomocnik podjęto na podstawie art. 87 par. 3 Kpk, „uznając, że nie wymaga tego obrona interesów” Barbary Skrzypek, która nie była stroną w sprawie, zeznawała jako świadek.
Prok. Wrzosek zapewniała, że Barbara Skrzypek i jej pełnomocnik nie zgłaszali uwag co do przebiegu przesłuchania i że odbyło się ono w przyjaznej atmosferze. Zapowiedziała kroki prawne wobec osób sugerujących, że zachodzi związek między przesłuchaniem a śmiercią Barbary Skrzypek. (PAP)

rbk/ mrr/

Eliminacje MŚ 2026: Z Litwą kadra po raz 18. pod wodzą Probierza. Dotychczasowy bilans trenera praktycznie remisowy

0

Piątkowy mecz z Litwą w Warszawie w eliminacjach mistrzostw świata będzie 18. występem piłkarskiej reprezentacji Polski pod wodzą Michała Probierza. Dotychczasowy bilans tego selekcjonera to sześć zwycięstw, pięć remisów i sześć porażek. Bramki: 28-27 na korzyść biało-czerwonych.

52-letni Probierz przejął kadrę we wrześniu 2023 roku po tym, jak z powodu słabych wyników PZPN za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt z Portugalczykiem Fernando Santosem.
Zadebiutował w nowej roli 12 października 2023 w wyjazdowym meczu kwalifikacji Euro 2024 z Wyspami Owczymi, wygranym przez Polaków 2:0. Później były eliminacyjne remisy w Warszawie z Mołdawią i Czechami po 1:1, po których stracili szanse na bezpośredni awans do ME. Drugie zwycięstwo pod wodzą Probierza to towarzyskie 2:0 z Łotwą także na PGE Narodowym.
Ubiegłoroczne występy biało-czerwoni zainaugurowali w Warszawie, wygrywając w barażowym półfinale z Estonią 5:1. Pięć dni później zremisowali w Cardiff z Walią 0:0 po 120 minutach gry, ale w konkursie rzutów karnych zapewnili sobie awans do mistrzostw Europy.
Przed turniejem w Niemczech w spotkaniach towarzyskich zespół Probierza wygrał z Ukrainą 3:1 i Turcją 2:1, a selekcjoner do ośmiu przedłużył wtedy serię meczów bez porażki.
Została ona przerwana przez Holendrów w pierwszym spotkaniu Euro 2024 – w Hamburgu „Pomarańczowi” zwyciężyli 2:1. W drugim Polacy ulegli Austriakom 1:3, co oznaczało, że pożegnają się z imprezą po fazie grupowej. Na koniec występów na niemieckich boiskach zremisowali z Francją 1:1.
Jesień 2024 to Liga Narodów. Na inaugurację drużyna narodowa zwyciężyła w Glasgow Szkotów 3:2, a później… było tylko gorzej. Porażka w Osijeku z Chorwacją 0:1, przegrana 1:3 z Portugalią i remis 3:3 z Chorwacją na własnym terenie, a wreszcie 1:5 w Porto i 1:2 na PGE Narodowym ze Szkocją, co przesądziło o ostatnim miejscu w grupie i opuszczeniu najwyższej dywizji LN.
W piątek spotkaniem z Litwą biało-czerwoni otworzą kolejny rozdział, a do końca roku rozegrają sześć spotkań eliminacyjnych i dwa towarzyskie.
 
Bilans występów reprezentacji Polski pod wodzą Michała Probierza: 

rok 2023

12.10, Thorshavn: Wyspy Owcze - Polska        0:2 (0:1) el. ME
15.10, Warszawa: Polska - Mołdawia            1:1 (0:1) el. ME
17.11, Warszawa: Polska - Czechy              1:1 (1:0) el. ME
21.11, Warszawa: Polska - Łotwa               2:0 (1:0)

rok 2024

21.03, Warszawa: Polska - Estonia             5:1 (1:0) el. ME
26.03, Cardiff: Walia - Polska                0:0; karne: 4-5 el. ME
07.06, Warszawa: Polska - Ukraina             3:1 (3:1)
10.06, Warszawa: Polska - Turcja              2:1 (1:0)
16.06, Hamburg: Polska - Holandia             1:2 (1:1) ME
21.06, Berlin: Polska - Austria               1:3 (1:1) ME
25.06, Dortmund: Polska - Francja             1:1 (0:0) ME
05.09, Glasgow: Szkocja - Polska              2:3 (0:2) LN
08.09, Osijek: Chorwacja - Polska             1:0 (0:0) LN
12.10, Warszawa: Polska - Portugalia          1:3 (0:2) LN
15.10, Warszawa: Polska - Chorwacja           3:3 (2:3) LN
15.11, Porto: Portugalia - Polska             5:1 (0:0) LN
18.11, Warszawa: Polska - Szkocja             1:2 (0:1) LN
--------------------------------------------------------------------------
bilans: 17 meczów; 6 zwycięstw Polski, 5 remisów, 6 porażek; bramki: 28-27.

strzelcy goli:  

4 - Sebastian Szymański, Piotr Zieliński  
3 - Robert Lewandowski, Nicola Zalewski
2 - Adam Buksa, Przemysław Frankowski, Jakub Piotrowski, Karol Świderski, 
1 - Dominik Marczuk, Krzysztof Piątek, Kamil Piątkowski, Michał Skóraś, Sebastian 
    Walukiewicz
samobójczy - Karol Mets (Estonia)

(PAP)

 

pp/ co/