2.4 C
Chicago
czwartek, 28 marca, 2024

Kto się nie zaszczepi, ten straci pracę i nie znajdzie nowej? Coraz więcej firm chce wprowadzić taki wymóg

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Szczepienie na COVID-19 jako warunek przyjęcia do pracy, a nawet utrzymania dotychczasowego zatrudnienia? Coraz więcej pracodawców, zwłaszcza w najsilniej dotkniętych restrykcjami branżach, rozważa wprowadzenie takiego wymogu – nie tylko w procesie rekrutacji, ale też wobec swej obecnej kadry. Mówiąc najprościej: kto się nie zaszczepi, ten może stracić pracę i nie znajdzie nowej.

Zdesperowani przedsiębiorcy z branży turystycznej, gastronomicznej, fitness, eventowej i konferencyjnej coraz gwałtowniej protestują przeciwko rządowym restrykcjom paraliżującym ich działalność. Jednocześnie jednak równie intensywnie głowią się nad tym, jak bezpiecznie wrócić do w miarę normalnego funkcjonowania. I dochodzą do wniosku, że jedynym skutecznym sposobem, przekonującym klientów – oraz odpowiednie władze i instytucje, z sanepidem na czele – jest zaszczepienie wszystkich pracowników na COVID-19.

 

Problem w tym, że szczepienia są na razie dostępne dla nielicznych, a przede wszystkim – nie są obowiązkowe. Właściciele firm zastanawiają się jednak coraz częściej, jak po pojawieniu się odpowiedniej liczby szczepionek skłonić całą załogę do szczepień.

 

– Z formalnego punktu widzenia, pracodawcy nie mają podstawy prawnej, by zmusić kogokolwiek do szczepienia na COVID, bo ono jest w świetle obowiązujących przepisów dobrowolne. Nie widzę jednak przeszkody, by wymóg szczepienia pojawił się w ofertach pracy, czyli rekrutacji do poszczególnych firm – mówi prof. Adam Mariański, znany ekspert prawny i doradca firm rodzinnych, szef Mariański Group, przewodniczący Krajowej Rady Doradców Podatkowych.

 

Wyjaśnia, że w obecnej sytuacji szczepienie przeciwko koronawirusowi może być uznane przez pracodawcę i reprezentację załogi (w tym działające w firmie związki zawodowe) za kluczowe dla dobra i bezpieczeństwa pracowników i ich rodzin. – Sądzę, że na takiej podstawie firma może uznać szczepienie nie tylko jako warunek przyjęcia do pracy, ale i dalszego zatrudnienia. Nie będzie to żadna dyskryminacja, pod warunkiem, że szczepienia staną się powszechnie dostępne, a dany pracownik nie będzie miał medycznych przeciwwskazań do zaszczepienia się – podkreśla prof. Mariański.

 

Wprost o wprowadzeniu powszechnego obowiązku szczepień w firmach mówi prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, minister finansów Gospodarczego Gabinetu Cieni BCC, członek Narodowej Rady Rozwoju, w przeszłości wiceminister finansów. Jego zdaniem, pracodawcy powinni żądać od wszystkich kandydatów do pracy zaświadczenia o szczepieniu na COVID-19.

 

– W celu wsparcia narodowego programu szczepień i przyspieszenia oraz upowszechnienia całego procesu więksi i mniejsi przedsiębiorcy mogliby tworzyć punkty szczepień dla swoich pracowników – przekonuje prof. Gomułka. W jego opinii, błyskawicznie poprawiłoby to bezpieczeństwo prowadzenia biznesu w Polsce, a tym samym przyspieszyło wychodzenie gospodarki i całego kraju z pandemicznego kryzysu. Chodzi z jednej strony o branże takie, jak przemysł czy budownictwo, w których pandemia spowodowała falę absencji pracowników (z powodu chorób, kwarantanny lub konieczności opieki nad dziećmi), a z drugiej – o całe sektory gospodarki, których los zależy od bezpieczeństwa bezpośrednich kontaktów z klientami, czyli turystykę, przewozy pasażerskie (w tym lotnictwo), hotelarstwo, gastronomię, fitness, organizację imprez, usługi osobiste (fryzjerzy, kosmetyczki, masaże)…

 

Zwłaszcza w najbardziej cierpiących dzisiaj, bo całkowicie sparaliżowanych branżach, których przychody spadły w pandemii o ponad 90 (a czasem wręcz 100) procent, szczepienia wszystkich pracowników (a czasem także klientów – taki warunek stawiają m.in. kolejne linie lotnicze) są postrzegane jako warunek przetrwania i dalszego funkcjonowania biznesu. Alternatywnym rozwiązaniem jest bankructwo i zwolnienie wszystkich pracowników. – A skoro tak, to tym bardziej nie można uważać wymogu szczepień za przejaw łamiącej konstytucję dyskryminacji – podkreśla prof. Mariański, uprzedzając ewentualne (i niemal pewne) zarzuty tzw. antyszczepionkowców i sceptyków szczepionkowych.

 

Temat nie pojawił się wraz z koronawirusem. Ruch tzw. antyszczepionkowców tężał już przed pandemią, co prowadziło do głośnych w całej Polsce sporów dotyczących m.in. przyjmowania dzieci do przedszkoli. Rodzice zaszczepionych (na odrę, ospę, polio itp.). w obawie o zdrowie swych pociech domagali się od szefów samorządowych i prywatnych placówek wprowadzenia oficjalnego wymogu: jeśli nie zaszczepisz swojego dziecka, to ono nie będzie mogło uczęszczać do przedszkola. Niektóre samorządy zaczęły premiować zaszczepione dzieci podczas rekrutacji, ale w całym kraju sytuacja jest zróżnicowana – wynika z zeszłorocznego raportu biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Zdaniem RPO, korzystne z punktu widzenia społeczeństwa i praw obywateli byłoby przyjęcie ustawy mobilizującej rodziców do obowiązkowych szczepień dzieci. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Spraw Społecznych, przed pandemią, nie było jednak zainteresowanie wprowadzeniem takiego rozwiązania. Dzisiaj część samorządów wskazuje poddanie dziecka obowiązkowym szczepieniom jako dodatkowe kryterium rekrutacyjne do publicznych żłobków czy przedszkoli. Za podstawę uznaje się art. 131 ust. 4 Prawa oświatowego.

 

Stanowi on, że w przypadku równorzędnych wyników w pierwszym etapie rekrutacji lub po zakończeniu tego etapu, gdy dana placówka nadal dysponuje wolnymi miejscami, w drugim etapie brane są pod uwagę kryteria określone przez organ prowadzący. Te uchwały samorządów są często zaskarżane przez wojewodów do sądów administracyjnych. W ich orzecznictwie zaczyna utrwalać się pogląd, że takie kryterium dostępu do publicznego przedszkola lub żłobka nie jest dyskryminujące dla dzieci, których rodzice nie złożyli odpowiedniego oświadczenia. Sądy wskazują, że wszyscy są równi wobec prawa również w sferze obowiązków ustawowych, tj. poddawania się szczepieniom.

 

Taki obowiązek wynika zaś wprost z ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Mówimy tu jednak o szczepieniach obowiązkowych. Tymczasem szczepienia przeciwko COVID-19 są, przynajmniej na razie, dobrowolne – podobnie jak szczepienia przeciw grypie. Ale i tutaj doświadczenia pracodawców nie są nowe. Już przed pandemią część firm i instytucji zaczęła wymagać od swych pracowników szczepień na grypę – motywując to bezpieczeństwem całej załogi oraz klientów. Już przed rokiem temat ten pojawił się m.in. w placówkach opieki zdrowotnej, przeżywających w okresach zimowych (zwłaszcza w styczniu i lutym) potężne kryzysy w związku z lawinowym wzrostem zachorowań (kilkaset tysięcy nowych przypadków miesięcznie to w Polsce smutna „norma”).

 

– Są istotne powody, dla których wprowadziliśmy obowiązek szczepienia. Pierwszym są absencje. Personel medyczny jest bardziej narażony na zachorowanie na grypę, bo ma cały czas do czynienia z chorymi. A brak jednej rejestratorki czy lekarza to w sezonie przeziębieniowym katastrofa. Drugim powodem jest odpowiedzialność za pacjentów: do lekarza zgłaszają się osoby z obniżoną odpornością. Pamiętamy głośną historię chłopaka, który trafił do szpitala po wypadku na motorze, a zmarł z powodu grypy przywleczonej przez personel – tłumaczyła serwisowi „Medexpress” Bożena Janicka, znana ekspertka od medycyny rodzinnej, szefowa Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Kazimierzu Biskupim.

 

Dlatego w coraz liczniejszych placówkach medycznych na grypę – ale też żółtaczkę typu B – szczepić muszą się wszyscy: lekarze, pielęgniarki, ratownicy, ale też kierowcy, magazynierzy i sprzątaczki. Bo każdy może być źródłem zakażenia – i śmiertelnego zagrożenia dla innych. Obowiązek posiadania tego typu szczepień jest coraz powszechniejszy w całej Europie – polscy lekarze wyjeżdżający do pracy na Zachód muszą przedstawić odpowiednie zaświadczenia. Zatem w tym obszarze już dość dawno obowiązuje zasada: nie zaszczepisz się, stracisz pracę i nie dostaniesz nowej. Istotna uwaga: wprowadzenie takiego warunku oznacza, że wszystkie wymagane przy zatrudnieniu (i kontynuacji zatrudnienia) iniekcje są dla pracowników bezpłatne. Równocześnie do każdego pracownika podchodzi się indywidualnie, aby sprawdzić, czy nie ma przeciwwskazań medycznych, z powodu których nie można mu podać szczepionki.

 

Coraz więcej placówek opieki zdrowotnej wprowadza pomysły na upowszechnienie szczepień promowane przez prof. Andrzeja Matyję, prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej. W reakcji na to, że w pierwszej fazie do zaszczepienia zgłosiło się tylko dwie trzecie lekarzy i połowa pielęgniarek ogłosił on w swej placówce, że osoby, które się nie zaszczepią (a nie mają ku temu medycznych przeciwwskazań), nie będą mogły pracować w tzw. części covidowej – w której przysługuje pracownikowi 100-procentowy dodatek do wynagrodzenia. I z dnia na dzień odsetek personelu nie zainteresowanego dobrowolnym szczepieniem stopniał niemal do zera. Nowe reguły na czas, gdy szczepionka na COVID-19 stanie się powszechnie dostępna, szykują też firmy ubezpieczeniowe. Niewykluczone, że w drugiej połowie 2021 roku lub z początkiem 2022 w ogóle nie będzie można w Polsce wykupić ubezpieczenia zdrowotnego bez aktualnego zaświadczenia o szczepieniu przeciwko koronawirusowi. A co z samorządami i instytucjami publicznymi?

 

– Tutaj wymóg szczepienia przy zatrudnieniu musiałby wprowadzić np. wójt czy burmistrz, a nie bardzo widzę do tego podstawę prawną. To oznacza, że taka decyzja byłaby przez antyszczepionkowców skarżona i pewnie byłaby uchylana przez wojewodów czy sądy administracyjne – przewiduje Kazimierz Barczyk, prezes Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski. W jego opinii jednak, samorządowcy powinni robić wszystko, by zachęcić pracowników do szczepień i wspierać państwo w usprawnieniu programu.

 

– Bez tego gospodarka nie ruszy, a całym branżom, w tym tak ważnym dla Krakowa i Małopolski jak turystyka, grozi fala bankructw i zwolnień – podkreśla Kazimierz Barczyk. Dodaje, że od powszechności szczepień w publicznych instytucjach, w tym urzędach, zależy, czy będą one pracować sprawnie, bez dotychczasowych zakłóceń. I czy będą bezpieczne – a więc lepiej dostępne – dla obywateli.

 

Jak pisaliśmy niedawno, w grudniu, na wieść o zatwierdzeniu przez amerykańskie i europejskie agendy medyczne pierwszej szczepionki na COVID-19, prezes australijskiej linii Qantas zapowiedział, że w przypadku połączeń międzynarodowych pasażerowie będą mogli wejść na pokład tylko z dokumentem potwierdzającym zaszczepienie na koronawirusa. Na Antypodach trwała już wtedy od paru miesięcy ożywiona dyskusja na temat tego, czy zaszczepienie przeciwko COVID-19 może być warunkiem zachowania pracy i szukania nowej. I niemal wszyscy zgodzili się, że nie tylko może – ale wręcz powinno. Wielu przedsiębiorców ogłosiło oficjalnie, że pracownicy, którzy się nie zaszczepią (a mogą), będą wyrzucani na bruk. Pracodawców wspierają związki zawodowe.

 

Wszyscy rozumieją bowiem, że powszechne szczepienie stało się kluczowym czynnikiem nie tylko w ochronie ludności przed dalszym i permanentnym rozprzestrzenianiem się wirusa, ale i funkcjonowaniu ponad połowy biznesów. Alternatywą dla szczepień są masowe bankructwa, których efektem będzie wzrost bezrobocia do rozmiarów niespotykanych od dziesięcioleci. Większość pracodawców zawczasu przygotowała procedury rekrutacji oraz oceny pracowników na czasy, gdy szczepionka na COVID-19 będzie powszechnie dostępna. Chcą, by prawo zwalniania niezaszczepionych zostało zapisane wprost w ustawie. Tłumaczą przy tym, że chodzi o względy biznesowe, a nie światopoglądowe:

 

nawet jeden antyszczepionkowiec, który zachoruje, może doprowadzić do dezorganizacji całego działu, a nawet spowodować upadek firmy. Nieosadzone w nauce przekonania nielicznych zagrażają więc dziś życiu i zdrowiu ludzi oraz istnieniu firm i instytucji. Australijczycy rozważają też wprowadzenie innych rozwiązań motywujących ludzi do szczepień, ze wstrzymaniem zasiłków socjalnych na czele. Dzięki takiej presji, w krótkim czasie ma się „dobrowolnie” zaszczepić 95 proc. populacji.

 

Zdaniem Katarzyny Siemienkiewicz, ekspertki Pracodawców RP ds. prawa pracy, pracodawca nie może wymagać od pracowników zaszczepienia się na COVID-19, bo nie ma przepisu, który by go do tego uprawniał. Nawet formalne uznanie wirusa SARS-CoV-2 jako szkodliwego czynnika w środowisku pracy (do czego w polskim systemie prawnym doszło 29 grudnia 2020 r.) nie może być, w jej opinii, podstawą do zlecenia pracownikowi szczepienia.

 

– Zgodnie z art. 20 ustawy z 5 grudnia 2008 roku o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, pracodawca może w celu zapobiegania szerzeniu się zakażeń i chorób zakaźnych wśród pracowników narażonych na działanie biologicznych czynników chorobotwórczych przeprowadzić zalecane szczepienia ochronne wymagane przy wykonywaniu określonych czynności zawodowych. Katalog wymaganych szczepień i rodzaj czynności zawodowych określa z kolei załącznik do rozporządzenia Rady Ministrów z 3 stycznia 2012 r., wydanego na podstawie delegacji ustawowej zawartej w ww. przepisie. Wśród tego wykazu nie ma szczepionki przeciwko COVID-19. Nie odnosi się on także do żadnego wykazu czynności zawodowych, dla których wirus SARS-CoV-2 byłyby biologicznym czynnikiem chorobotwórczym – wyjaśnia Katarzyny Siemienkiewicz w komentarzu dla serwisu Prawo.pl. – Oczywiście, zgodnie z art. 222(1) par. 1 k.p. w razie zatrudniania pracownika w warunkach narażenia na działanie szkodliwych czynników biologicznych pracodawca stosuje wszelkie dostępne środki eliminujące narażenie, a jeżeli jest to niemożliwe – ograniczające stopień tego narażenia, przy odpowiednim wykorzystaniu osiągnięć nauki i techniki.

 

Przepis ten jednak nie daje automatycznej podstawy dla pracodawcy, aby zobowiązać pracownika do szczepienia przeciwko SARS-CoV-2. Natomiast nakazuje pracodawcy ocenę stopnia narażenia na czynniki biologiczne w zakładzie pracy, odwołując przy tym m.in. do przepisów rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie szkodliwych czynników biologicznych dla zdrowia w środowisku pracy – dodała. – Pracodawca może na swój koszt umożliwić przeprowadzenie szczepień wśród pracowników. Pracownik, ani kandydat do pracy, nie ma obowiązku poddania się takiemu szczepieniu, bowiem szczepionka na SARS-CoV-2 nie znajduje się w katalogu szczepień obowiązkowych. Zatem odmowa pracownika zaszczepienie się nie może skutkować jego odpowiedzialnością porządkową czy stanowić uzasadnionej przyczyny rozwiązania umowy o pracę. Pracodawca w takim wypadku może wymagać od pracownika oświadczenia o odmowie szczepienia, aby uchronić się od ewentualnych roszczeń, wywodzonych z art. 222(1) k.p. – podsumowuje Katarzyna Siemienkiewicz. Zdaniem części ekspertów, pracodawca może jedynie zachęcać do szczepień i stwarzać do nich możliwość, np. fundując je.

 

W ich opinii, aby taka zachęta stała się skuteczna, konieczne są dalsze zmiany w polskim prawie. Aleksandra Kreczmer przekonuje w Prawo.pl, że wymaganie od pracownika szczepień byłoby możliwe przy wykazaniu, że jest to konieczne z uwagi na zatrudnianie pracownika w warunkach narażenia na działanie szkodliwych czynników biologicznych w myśl art. 2221 k.p. W takich sytuacjach pracodawca jest obowiązany do stosowania wszelkich dostępnych środków eliminujących narażenie, a jeżeli jest to niemożliwe – ograniczających stopień tego narażenia, przy odpowiednim wykorzystaniu osiągnięć nauki i techniki – mówi. I wskazuje, że prace związane z narażeniem na działanie szkodliwych czynników biologicznych zostały określone w rozporządzeniu ministra zdrowia z 22 kwietnia 2005 r. w sprawie szkodliwych czynników biologicznych w środowisku pracy oraz ochrony zdrowia zawodowo narażonych na te czynniki. Zgodnie z nim, takimi pracami są prace:

 

    • w zakładach produkujących żywność;

 

    • w rolnictwie;

 

    • podczas których dochodzi do kontaktu ze zwierzętami;

 

    • w jednostkach ochrony zdrowia;

 

    • w laboratoriach klinicznych, weterynaryjnych lub diagnostycznych;

 

    • w zakładach gospodarki odpadami;

 

    • przy oczyszczaniu ścieków;

 

    • w innych okolicznościach niż wymienione w lp. 1-7, podczas których jest potwierdzone narażenie na działanie czynników biologicznych.

 

Wirus SARS, jak podkreśla Kreczmer, znalazł się w wykazie szkodliwych czynników biologicznych w ww. rozporządzeniu ministra zdrowia. Został oznaczony grupą nr 3 (zagrożenia), co oznacza czynnik, który może wywoływać u ludzi ciężkie choroby, jest niebezpieczny dla pracowników, a rozprzestrzenienie ich w populacji ludzkiej jest bardzo prawdopodobne. Tym samym, w przypadku pracy we ww. okolicznościach oraz stwierdzeniu realnego narażenia na czynnik szkodliwy w postaci wirusa SARS, pracodawca powinien zalecić pracownikom szczepienie, w tym szczepienie na jego koszt. Aleksandra Kreczmer zaznacza, że zgodnie z par. 4 ust. 1 ww. rozporządzenia, pracodawca jest zobowiązany do podjęcia wszelkich dostępnych środków eliminujących narażenie lub ograniczających stopień tego narażenia.

 

– Szczepienie należy uznać za jeden najefektywniejszych sposobów przeciwdziałania chorobom zakaźnym, a często niezastąpiony przez inne dostępne środki ochrony. Nie zmienia to faktu, że pracodawca nie może zmusić pracownika do stosowania szczepień profilaktycznych, a pracownik może odmówić poddania się procedurze szczepień – mówi.

 

I dodaje: – W takiej sytuacji odpowiedzialność za ewentualne zachorowanie spada na pracownika, który powinien liczyć się z tym, że w przypadku zachorowania, np. na chorobę zawodową, będzie pozbawiony wszelkich świadczeń odszkodowawczych zgodnie ustawą o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych.

Red. AIP

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520