Gubernator Florydy zawiesił w niedzielę swoją kampanię prezydencką. Ron DeSantis nie będzie ubiegał się o nominację Republikanów, ustępując pola faworytowi – Donaldowi Trumpowi. Na odchodne gubernator poparł swojego największego rywala. Teraz Trump musi pokonać – spośród liczących się kandydatów – tylko Nikki Healey, byłą ambasador USA przy ONZ.
Nie tak jak sądzono zakończyła się kampania gubernatora Florydy Rona DeSantisa. Swego czasu było to jedne z największych wydarzeń politycznych 2023 roku, a DeSantis długo budował napięcie i pozwalał plotkom rosnąć, zanim ujawnił decyzję o kandydowaniu. Targany kłopotami prawnymi Trump był wówczas na bocznym torze, więc DeSantis przez pewien czas stał się faworytem. Ale nie na długo.
W filmie opublikowanym w niedzielę w mediach społecznościowych DeSantis oznajmił wyborcom swoją decyzję, a następnie poparł w prawyborach Donalda Turmpa. Stwierdził, że jasne stało się, że „większość republikańskich wyborców chce dać Donaldowi Trumpowi kolejną szansę”.
On i jego zespół – jak mówił – zastanawiali się, jak można kontynuować tę kampanię po zajęciu drugiego, ale bardzo odległego wobec Trumpa, miejsca w prawyborach w Iowa.
„Nie mogę prosić naszych zwolenników, aby poświęcali swój czas i przekazywali swoje zasoby, jeśli nie mamy jasnej drogi do zwycięstwa” – dodał DeSantis. „W związku z tym zawieszam dziś moją kampanię”.
Niektórych komunikat gubernatora Florydy bardzo ucieszył – w tym jego największego konkurenta po stronie Republikanów, gubernatora Kalifornii Gavina Newsoma.
„Wyprzedaż wszystkich produktów Rona DeSantisa już dziś!” – napisał na X uradowany włodarz Złotego Stanu.
Kilkanaście miesięcy temu uważano, że to właśnie Newsom i DeSantis zawalczą o fotel prezydenta w ostatecznych wyborach. Newsom nie zdecydował się jednak przeciwstawić Bidenowi, a DeSantis – jak już wiemy – nie zdołał przyćmić republikańskiej gwiazdy, jaką wciąż pozostaje Donald Trump.
Red. JŁ