Ta zima była dla Kalifornii przełomowym czasem. Stan pustoszony od kilku lat przez bezlitosne susze wreszcie został zalany wodą. Choć nie obyło się bez wielu dramatów – gdyż wodę rozprzestrzeniały po stanie zamiecie, ulewy, tajfuny i powodzie – w dużej mierze stan na tym skorzysta. Policzono już, że na Kalifornią w ciągu tej „pory deszczowej” spadły 74 biliony (sic!) galonów wody.
Taka ilość wody, która zalała suchą, kalifornijską glebę, wystarczyłaby, aby dwukrotnie zapełnić jezioro Tahoe lub 110 milionów basenów o wymiarach olimpijskich.
W całym stanie w ciągu zimy spadło ok. 28 cali deszczówki.
Pomimo ilości wody, którą można byłoby wypełnić Rose Bowl 900 000 razy, nie jest to najbardziej mokry sezon zimowy, jaki kiedykolwiek widziała Kalifornia. Na Złoty Stan spadło najwięcej deszczu w latach 1982-1983, ze średnią 42,81 cali, według klimatologa stanu Kalifornia Michaela Andersona.
Dzięki dwunastu burzom atmosferycznym, które nawiedziły stan w ostatnim czasie, ze 100 proc. terytorium Kalifornii objętego stanem suszy zrobiło się już tylko 36 proc. – według US Drought Monitor.
Red. JŁ