Rosja intensyfikuje wysiłki w celu atakowania infrastruktury cywilnej i obiektów rządowych w Ukrainie w nadchodzących dniach w związku z obchodzonym 24 sierpnia ukraińskim świętem niepodległości – ostrzegła w czwartek ambasada USA w Ukrainie, zachęcając amerykańskich obywateli do opuszczenia tego kraju.
W alercie bezpieczeństwa, opublikowanym w czwartek rano na stronie internetowej placówki dyplomatycznej, powołano się na informacje Departamentu Stanu USA.
„Rosyjskie ataki w Ukrainie stanowią ciągłe zagrożenie dla ludności cywilnej i infrastruktury cywilnej. Ambasada USA zdecydowanie zachęca amerykańskich obywateli do opuszczenia Ukrainy teraz, z wykorzystaniem prywatnego transportu naziemnego, jeśli jest to bezpieczne” – podkreślono (https://tinyurl.com/yhzsm7vr).
Jak zaznaczyła ambasada, sytuacja w zakresie bezpieczeństwa w Ukrainie jest „bardzo niestabilna, a warunki mogą ulec pogorszeniu bez ostrzeżenia”. „Obywatele USA powinni zachować czujność i podjąć odpowiednie kroki w celu zwiększenia świadomości zagrożeń” – czytamy w ostrzeżeniu.
Ukraina przygotowuje się do obchodów 33. rocznicy uzyskania niepodległości od Związku Radzieckiego. Dzień Niepodległości Ukrainy obchodzony jest 24 sierpnia.
Z Kijowa Iryna Hirnyk (PAP)
Ukraina/ Do Sum napływają uchodźcy z terenów graniczących z obwodem kurskim
Do Sum na północnym wschodzie Ukrainy napływają uchodźcy z terenów graniczących z obwodem kurskim w Rosji, do którego ponad dwa tygodnie temu wkroczyły ukraińskie wojska. Uciekają przed rosyjskimi bombardowaniami, pozostawiając za sobą dorobek całego życia.
„Wyjechałam z dziećmi ze strachu przed bombami lotniczymi, które zrzucają rosyjskie samoloty. KAB-y (kierowane bomby lotnicze) lecą tam o każdej porze dnia i nocy. Musiałam uciekać, bo dzieci dostawały ataków paniki i nie można było tam już wytrzymać” – powiedziała PAP Łesia, ewakuowana z przygranicznego Myropilla.
Minister spraw wewnętrznych Ukrainy Ihor Kłymenko informował niedawno, że z obwodu sumskiego należy ewakuować około 45 tys. osób. Uchodźcy, którzy wyjechali dotychczas z ostrzeliwanych miejscowości, trafiają do punktu recepcyjnego w Sumach, prowadzonego przez ukraińską organizację pozarządową Pluriton. Jej działalność wspiera Polska Akcja Humanitarna.
W siedzibie Pluritonu pani Łesia i jej dwóch synów zarejestrowali się jako wewnętrzni uchodźcy wojenni i otrzymali pomoc humanitarną. Gdyby nie mieli gdzie się zatrzymać, ośrodek zaproponowałby im nocleg. Jeśli chcieliby pojechać do innego miasta, dostaliby bezpłatne bilety na pociąg lub autobus.
„Długo siedzieliśmy w swojej wsi, bo jak tak rzucić wszystko, co masz? Pola pozasiewane, kury, koty, psy, kto je będzie karmił? Ale kilka dni temu bomby zabiły dwie sąsiadki. Mieszkały tuż obok, młode kobiety, zostawiły po troje dzieci. No, a poza tym, ile razy dziennie można zbiegać do piwnicy? Nie miałem innego wyjścia, uciekłem” – wzdycha starszy mężczyzna, który mieszkał ze wsi Zapsilla.
Ewakuacja z obszarów przygranicznych rozpoczęła się od razu po wkroczeniu Sił Zbrojnych Ukrainy do obwodu kurskiego 6 sierpnia. W pierwszej kolejności ewakuowano mieszkańców 23 miejscowości.
Wielu uchodźców potrzebuje pilnej pomocy psychologicznej. Niektórzy chcą się po prostu wygadać. Są też tacy, którzy tylko milczą. „Pracują z nimi nasi psycholodzy, którzy dzielnie to wszystko znoszą i pomagają im najlepiej, jak tylko potrafią” – tłumaczy wolontariuszka Pluritonu, Daria.
Polska Akcja Humanitarna finansuje wynajem pomieszczeń, w których działa ośrodek recepcyjny Pluritonu i zakupiła dla niego sprzęt oraz meble. Ze środków PAH opłacani są także pracownicy organizacji.
„Istniejemy w zasadzie dzięki PAH. Gdyby nie PAH, nie moglibyśmy działać i nieść pomocy, która jest tutaj niezbędna. Dzięki temu możemy pomagać ludziom” – podkreśla Daria.
Pierwsza, masowa fala uchodźców z rejonów Ukrainy sąsiadujących z Rosją, która nastąpiła po rozpoczęciu operacji kurskiej, już minęła. Mimo to każdego dnia do ośrodka Pluritonu nadal przychodzą ludzie.
„Teraz jest już spokojniej, bo w pierwszych dniach ludzie szli do nas od rana do nocy. Byli zagubieni, przerażeni, często w ogromnym stresie. Oni uciekają z jednym tobołkiem, z małymi dziećmi, pozostawiając za sobą wszystko i nie wiedząc, czy kiedykolwiek wrócą do domu. O ile ten dom nadal będzie stał” – mówi wolontariuszka w rozmowie z PAP.
Z Sum Jarosław Junko (PAP)
jjk/ szm/