El Cajon w Kalifornii rozważało zniesienie statusu miasta-sanktuarium, aby móc spełnić żądania władz federalnych, które zagroziły miastu karami, jeżeli lokalna administracja nie będzie współpracować ze służbami imigracyjnymi. Wówczas El Cajon zostało ostrzeżone przez potencjalnymi karami przez władze stanowe, które zabroniło lokalnym władzom współpracy z agencjami federalnymi.
Władze El Cajon znalazły się w patowej sytuacji – wręcz na linii ognia batalii, toczącej się pomiędzy władzami stanu Kalifornia i administracją prezydenta Donalda Trumpa. Władze federalne rozpoczęły na początku tego tygodnia akcję deportacji nielegalnych imigrantów z USA. Złoty Stan zobowiązał się natomiast do ochrony migrantów.
Burmistrz El Cajon – miasta położonego niedaleko od San Diego – Bill Wells chciał iść śladami Huntington Beach, innej kalifornijskiej miejscowości, która decyzją lokalnych władz przestała być tzw. miastem-sanktuarium. Wobec ostrzeżeń rządu federalnego przed uchylaniem się lokalnych urzędników przed współpracą z Urzędem Imigracyjnym (ICE), Wells i rada miasta postanowili pozbyć się statusu, który wykluczał możliwość koordynacji działań lokalnych organów ścigania z federalnym ICE.
Władze stanowe zasygnalizowały wówczas, że współpraca z ICE spotka się z konsekwencjami na poziomie stanowym. Burmistrz Wells obawiał się o utratę pracy urzędników i policjantów, którzy mogliby zostać zwolnieni z kontakty z funkcjonariuszami imigracyjnymi. Wobec tego uchwałę wstrzymano.
Wells spotkał się z byłym szefem ICE a obecnie współpracownikiem Donalda Trumpa ds. migracji, Tomem Homanem. Zapewnił, że jego miasto chce przestrzegać prawa federalnego, ale obawia się odwetu władz stanowych.
Red. JŁ