Chicagowska straż pożarna ujawniła kolejne szczegóły dotyczące tragicznego pożaru w Englewood. W płomieniach zginęło tam 5-letnie dziecko, które prawdopodobnie samo wznieciło ogień.
Do tragedii doszło we wtorek rano. Dym buchający z okien na ostatniej kondygnacji budynku przy 511 W. Marquette Rd. Zauważyli ratownicy powracający z wcześniejszej interwencji. Natychmiast zawiadomili swoich znajomych z pobliskiej remizy, którzy zjawili się na miejscu chwilę później. Strażacy weszli do mieszkania, a pokierowani przez rodzinę znaleźli zwłoki 5-letniej dziewczynki na ogarniętym płomieniami piętrowym łóżku.
Strażakom udało się opanować ogień, a ratownicy do szpitala przewieźli poparzonego mężczyznę.
Trwa ustalanie przyczyn pożaru. Ze wstępnych ustaleń wynika, że mogła do niego doprowadzić sama ofiara. Jak poinformowali strażacy, zachodzi podejrzenie, że dziewczynka bawiła się zapalniczką. Jak ustalono również, w domu był sprawny czujnik dymu, ale nikt z rodziny dziecka nie słyszał aby się włączył.