Na wiecu Donalda Trumpa, kontrowersyjnego kandydata na prezydenta, znowu doszło do ostrych zamieszek. Tym razem w Kalifornii, gdzie w czwartek setki przeciwników miliardera zablokowało drogi i starło się z policją. Funkcjonariusze aresztowali dwadzieścia osób.
Do zdarzenia doszło w czwartek wieczór, w mieście Costa Mesa w kalifornijskim hrabstwie Orange, na południe od Los Angeles. W amfiteatrze Pacific, w którym potem odbył się wiec Donalda Trumpa, łącznie zgromadziło się 18 tys. ludzi, zwolenników republikańskiego kandydata. Z kolei na zewnątrz zgromadziły się setki przeciwników miliardera, który prowadzi w wyborczym wyścigu Partii Republikańskiej, a w piątek zwyciężył w prawyborach w kolejnych pięciu stanach.
Jak podaje amerykański portal NBC News, demonstranci zablokowali drogi prowadzące do obiektu. „Czyje są te ulice? Nasze!” – krzyczeli niektórzy ludzie, kiedy policja próbowała odsunąć ich z jezdni. „Rasiści, idźcie do domu!” – krzyczeli inni, a w odpowiedzi zwolennicy Donalda Trumpa skandowali: „Zbuduj ten mur! Zbuduj ten mur!”. To nawiązanie do jednej z propozycji wyborczych Republikanina – wzniesienia wysokiego muru odgradzającego Stany Zjednoczone od Meksyku, z którego do kraju przybywają nielegalni imigranci.
W tłumie protestujących interweniowały odziały prewencji policji, sytuację patrolowali też policjanci na motorach i koniach. Kilka osób skakało po policyjnym radiowozie, w którym stłukły się szyby, inni rzucali kamieniami w funkcjonariuszy na motorach. Biuro szeryfa hrabstwa Orange poinformowało, że nikt nie został poważnie ranny, a tłum rozszedł się około godziny 23. Aresztowano łącznie dwadzieścia osób.
Wiele mieszkańców Kalifornii, głównie Latynosów, występuje przeciwko Trumpowi. Jeden z demonstrantów, 21-letni Jose Cruz, powiedział „Los Angeles Times”, że protest w Kalifornii był wyrazem „gniewu, jaki ludzie czują w stosunku do Trumpa”. Polityk nie unika bowiem kontrowersji w swojej kampanii politycznej. Oprócz wspomnianych już słów o meksykańskich imigrantach fale krytyki w amerykańskich mediach wywołały m.in. pomysły Republikanina, aby zakazać wjazdu do USA muzułmanom czy jego obraźliwe wypowiedzi o kobietach. Z kolei zwolennik Trumpa, 30-letni Colby Nicholson, który pojawił się w czwartek w amfiteatrze, mówił o protestujących: „Wszyscy to meksykańscy nieletni uczniowie liceum, którzy nie mają nic do roboty”.
To nie pierwszy wiec polityczny Trumpa, który zakończył się ostrymi zamieszkami. Kandydat na prezydenta musiał odwołać swoje wystąpienie 11 marca na uniwersytecie w Chicago, kiedy doszło do brutalnych przepychanek pomiędzy przeciwnikami i zwolennikami polityka. Wielu ludzi zostało siłą usuniętych z sali, większość z nich protestowała przeciwko wypowiedziom polityka, które ich zdaniem, są rasistowskie.
Kampania wyborcza w Stanach Zjednoczonych jest coraz ostrzejsza i bezkompromisowa. Przeciwko Trumpowi koalicję zawiązali dwaj pozostali kandydaci Partii Republikańskiej: Ted Cruz, który zajmuje w partyjnym wyścigu drugie miejsce, oraz John Kasich. Z kolei Trump bezpardonowo atakuje Hillary Cliton, była sekretarz stanu i pierwszą damę, która najprawdopodobniej otrzyma nominację Partii Demokratycznej i będzie największą rywalką miliardera. Polityk stwierdził ostatnio, że Clinton nie miała szans w kampanii, gdyby nie była kobietą oraz że ma przywileje z racji swojej płci.
Krytyki nie uniknął także Ted Cruz, jednak nie ze strony swoich rywali. John Boehner, członek Partii Republikańskiej i były Spiker Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, nazwał senatora z Teksasu „ucieleśnieniem Lucyfera”. – Mam przyjaciół pośród Demokratów i Republikanów. Dogaduję się prawie z każdym, ale nigdy nie pracowałam z bardziej żałosnym sukinsynem w całym moim życiu – ostro mówił o Cruzie Boehner.
Partia Republikańska i Partia Demokratyczna wybiorą swoich ostatecznych kandydatów w lipcu. Zmierzą się oni w drugiej turze kampanii prezydenckiej, która będzie miała swoje zwieńczenie 8 listopada.
Aleksandra Gersz AIP