35-letnia Marcin P. z Warszawy – pirat drogowy, który 1 listopada został zatrzymany po pościgu policyjnym na terenie Zakopanego, został decyzją sądu tymczasowo zatrzymany na dwa miesiące. – Uciekałem, bo chciałem szybko dotrzeć do Zakopanego, by zrobić ukochanej prezent – powiedział Marcin P.
Mężczyzna usłyszał trzy zarzuty prokuratorskie – złamania zakazu prowadzenia pojazdów, nie zatrzymania się do kontroli drogowej, a także posiadania narkotyków w samochodzie. W poniedziałek odbyło się posiedzenie sądu ws. wniosku prokuratury o tymczasowy areszt dla podejrzanego. Prokuratura wnioskowała o trzy miesiące, sąd zgodził się na areszt na dwa miesiące.
Prowadzący sprawę prokurator Jacek Dyka zaznacza, że śledczy rozważają dodatkowe zarzuty dla mężczyzny. – Czekamy przede wszystkim na wyniki badań toksykologicznych, które mają odpowiedzieć na pytanie, czy mężczyzna prowadził pod wpływem narkotyków – mówił prokurator. Dodatkowo śledczy analizują, czy nie postawić mężczyźnie zarzutu spowodowania niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Sam podejrzany, gdy był wyprowadzany z sądu przez policjantów, mówił, że nie chciał nikogo skrzywdzić.
– Żałuję tego. Nikogo nie chciałem skrzywdzić. Uciekałem, bo zależało mi na tym, by dotrzeć do Zakopanego i zrobić prezent mojej ukochanej – mówił Marcin P. Twierdzi, że nie prowadził po wpływem narkotyków. Co do środków odurzających znalezionych w samochodzie stwierdził, że były one na… „zaplanowaną imprezkę z dziewczyną”.