Mitchelle Blair, kobieta z Michigan, która za zabójstwo dwójki swoich dzieci została skazana na dożywotnie więzienie, nie zdołała za kratkami zapanować nad agresją.
37-letnia matka przyznała się do zabójstwa 13-letniej córki Stoni A. Blair i 9-letniego syna Stephena Berry’ego. Ciała dzieci, wcześniej przez lata torturowanych i zaniedbywanych, umieściła w zamrażarce w opłacanym przez rząd mieszkaniu w Detroit, w którym żyła. Swoją najstarszą córkę, osobę już dorosłą, zmusiła do pomocy przy przenoszeniu ciał.
Więzienne dokumenty pokazują, że już po dwóch dniach w zakładzie karnym, gdzie trafiła w lipcu 2015 roku, Blair zaczęła sprawiać kłopoty. Zaatakowała inną więźniarkę. Od tego czasu jest izolowana od innych, a jej prawa są ograniczone. Nie uniemożliwia jej to jednak kolejnych wybryków. Przez otwór w drzwiach co najmniej dwukrotnie wylała na strażników mocz. W końcu postanowiono go zamknąć na stałe, a otwierać jedynie po to, żeby przekazać osadzonej jedzenie lub jakieś przedmioty. Zdecydowano się też transportować ją wewnątrz więzienia z maską na głowie, aby nie mogła pluć na innych.
– Czasami ludzie robią różne rzeczy, bo wolą po prostu zostać w izolacji – skomentował Chris Gautz ze stanowego departamentu więziennictwa.
W sumie na przestrzeni 10 miesięcy spędzonych w zakładzie kobietę uznano winną ponad tuzina różnych wybryków.
(dr)