Wzrosła liczba zabitych we wtorkowej eksplozji w Bejrucie. Libańskie ministerstwo zdrowia podało, że zginęło co najmniej 137 osób, a 5 tysięcy zostało rannych. Stolica Libanu usiłuje podnieść się z gigantycznych zniszczeń.
Ratownicy bez przerwy przeszukują miejsce eksplozji w porcie. Wobec trudnej do ustalenia liczby zaginionych istnieją obawy, że zabitych może być więcej niż obecnie.
W mieście gruzy sprzątają też sami Libańczycy. Tysiące osób od wczoraj pomaga posprzątać najbardziej poszkodowane dzielnice i szukać tych, którzy przeżyli. “Chcemy znaleźć ludzi. Chcemy też być tu ze sobą nawzajem. W tym kraju ludzie są pozostawieni sami sobie, jesteśmy dla siebie ostatnią deską ratunku” – mówi jedna z mieszkanek Bejrutu.
Libańczycy są wściekli na polityków. Wiele osób oskarża władze o korupcję i wieloletnie zaniedbania, które doprowadziły najpierw do ogromnego kryzysu gospodarczego, a teraz do eksplozji prawie trzech tysięcy ton niezabezpieczonych azotanów.
W Bejrucie dach nad głową mogło stracić nawet 300 milionów osób. Straty w mieście oraz w stołecznym regionie szacowane są na 15 miliardów dolarów. Liban stracił w wybuchu większość zapasów zboża.
Na miejsce płynie międzynarodowa pomoc z wielu krajów świata, w tym z Francji, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Iranu czy Brazylii. W Bejrucie jest już grupa polskich ratowników oraz lekarzy. Wraz z nimi specjalny samolot przywiózł z Polski do Libanu leki i sprzęt medyczny. Światowa Organizacja Zdrowia poinformowała z kolei, że do Bejrutu przyleciał już samolot ze sprzętem medycznym z ONZ.
Dzisiaj na miejsce ma przylecieć francuski prezydent Emmanuel Macron. Jako była kolonia, Liban ma wieloletnie związki z Francją.
IAR/Informacyjna Agencja Radiowa/ #Cegielski/ BBC/RTR/EVN/w kj