5.7 C
Chicago
środa, 24 kwietnia, 2024

Wrocław. Prokuratura sprawdza, czy ratownik pogotowia umarł z… przepracowania

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Trwa śledztwo w sprawie Adama B., ratownika wrocławskiego pogotowia, który zmarł 19 lutego wieczorem w swoim domu.

– Na razie policja przesłuchuje świadków, gromadzone są dowody, czekamy na wynik sekcji zwłok – mówi Karolina Stocka – Mycek, szefowa Prokuratury Rejonowej Wrocław Śródmieście. – Będą sprawdzane wszystkie okoliczności – dodaje. My wiemy, że pan Adam źle się poczuł 19 lutego po południu. Na godzinę 19.00 szedł na dyżur. Poprzedni skończył tego samego dnia o 7.00 rano. Do jego domu wezwano pogotowie. Przyjechał ratownik, którego miał w pracy zmienić Adam B. O godzinie 21.00 stwierdzono zgon. Na miejscu pojawiła się policja i prokurator. Z

 

decydowano o skierowaniu zwłok na sekcję, a potem o wszczęciu śledztwa. Wiemy, że w grudniu Adam B. napisał list do wojewody. Skarżył się – wynika z naszych informacji – między innymi na zbytnie obciążenie pracą. Miałby pełnić dyżur – jako ratownik i dyspozytor pogotowia – przez 48 godzin.

 

– Napisaliśmy, że ani dyspozytor, ani ratownik w 30 czy 40 godzinie pracy nic pacjentowi nie pomoże – mówi żona pana Adama, zmarłego ratownika. Dyrekcja pogotowia nie komentuje sprawy Adama B. Ta jest wyjaśniana przez prokuraturę. W pogotowiu nie chcą ujawniać czego dokładnie dotyczyła skarga do wojewody zmarłego ratownika. Ujawniono nam jedynie, że była tam m. in. prośba o mniejsze obłożenie pracą w okresie świątecznym, w grudniu ubiegłego roku. Pogotowie w ciągu kilku dni przygotowało odpowiedź na skargę i wszystko zostało szczegółowo wyjaśnione – zapewniono nas.

 

Dyrektor wrocławskiego Pogotowia Ratunkowego Zbigniew Mlądzki wyjaśnił nam, na czym polega zatrudnienie na etat i na kontrakcie i jakie są różnice. Przekonuje też, że w kontraktach są zapisy uniemożliwiające pracę ponad siły.

 

Jego żona nie ma wątpliwości – to śmierć z przepracowania. W styczniu jej mąż wypracował 359 godzin. To o 43 godziny więcej niż dwa etaty ratownika pogotowia. Ale Adam B. nie był na etacie, tylko na kontrakcie. A pracowników kontraktowych nie obowiązują normy czasu pracy i odpoczynku takie, jakie wynikają z kodeksu pracy. Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Śledczy sprawdzają, czy nie doszło do „nieumyślnego spowodowania śmierci”.

 

– W pogotowiu mamy dwie formy zatrudnienia – etat albo kontrakt. Etatowi pracownicy mają określone przepisami prawa godziny pracy i wypoczynku pomiędzy dyżurami. W kontraktach – czyli umowach cywilnoprawnych – takich samych zasad nie ma. Ale jest zapis, że jeden dyżur nie może trwać dłużej niż 24 godziny, w tym nie więcej niż 12 godzin jako kierowca karetki. Dyrektor dodaje, że do pracy na kontrakcie nikt nie jest zmuszany. Przeciwnie, pogotowie zachęca do podejmowania pracy etatowej. – Chcemy odchodzić od tego co powszechnie nazywa się umowami śmieciowymi. Konkursy na pracowników kontraktowych są ogłaszane aktualnie wtedy, kiedy nie ma chętnych na etat – mówi nam dyrektor.

 

Na etacie ratownik pogotowia pracuje 158 godzin w miesiącu. Oczywiście są nadgodziny, ale tych się nie planuje. Pracownicy zostają po godzinach jak jest taka konieczność. – Zmarły ratownik miał z pogotowiem dwie umowy cywilnoprawne. Jedną na udzielanie świadczeń zdrowotnych, jako ratownik medyczny, a drugą jako dyspozytor w Dyspozytorni Medycznej.

 

Czy mógł więc z dyżuru ratownika iść od razu na dyżur do dyspozytorni? W dyrekcji pogotowia przekonują nas, że w zasadzie nie ma technicznej możliwości, żeby skończyć dyżur ratownika i od razu iść do pracy jako dyspozytor. Bo dyżur kończy się o godzinie 7.00 lub 19.00, w którejś z podstacji pogotowia i również o tej samej godzinie zaczyna się dyżur dyspozytora w Dyspozytorni przy ul. Strzegomskiej. Taka osoba musiałaby o tej samej godzinie być w dwóch różnych punktach miasta.

 

– Jeśli do takiego zbiegu okoliczności by doszło, to tylko incydentalnie. Dyrekcja Pogotowia nie akceptuje takiej organizacji pracy – mówi Zbigniew Mlądzki. Ale żona Adama B. mówi nam, że zdarzały się takie sytuacje, w których jej maż pracował 36 godzin. Z dyżuru w karetce szedł na Strzegomską i pracował jako dyspozytor. Protest i skargę do wojewody spowodowało żądanie pracy bez przerwy przez 48 godzin.

 

– On nie umiał odmówić. Bywało, że dzwonił do niego jakiś kierownik podstacji pogotowia i pytał czy nie mógłby pójść na dyżur. I on szedł – opowiada nam żona zmarłego ratownika.

 

Ale jej zdaniem dyrekcja nie powinna do takich sytuacji dopuszczać. Jej zdaniem nie ma żadnych wątpliwości, że jej mąż jest ofiarą czegoś, co w Japonii nazywane jest „karoshi”. Czyli własnie śmierć z przepracowania.

 

aip

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520