Sudan Południowy ponownie w stanie wojny. W zamieszkach, które sprowokowała wymiana ognia między ochroniarzami prezydenta i wiceprezydenta, zginęło od piątku 150 osób. Rada Bezpieczeństwa zaapelowała do rządu najmłodszego państwa świata o natychmiastowe zakończenie walk.
Walki wybuchły w piątek w okolicy pałacu prezydenckiego w Dżubie – stolicy powstałego w 2011 r. Sudanu Południowego, kiedy doszło do kłótni i strzelaniny pomiędzy dwoma ochroniarzami – prezydenta Salvy Kiira oraz wiceprezydenta Rieka Machara. Mężczyźni reprezentują dwie różne partie polityczne, które starły się już w wojnie domowej rozpoczętej w 2013 r. i zakończonej kruchym pokojem rok temu – etnicznymi grupa Dinka oraz Nuer. W konflikcie zginęło w niej ponad 2 mln ludzi.
– Państwo jest z powrotem w stanie wojny – powiedział w niedzielę BBC rzecznik Rieka Machara. Po strzelaninie, w Dżubie rozgorzały bowiem walki, w których życie straciło już ponad 150 osób. Po sobotnim apelu dwóch ochroniarzy, aby mieszkańcy zaprzestali walk, konflikt ucichł, jednak wybuchł na nowo w niedzielę kiedy, kiedy baza oddziałów Machara została ostrzelana. Na ulicach miasta są czołgi i żołnierze, ONZ poinformowało, że wielu ludzi opuściło swoje domy, a setki z nich poszukuje schronienia w ośrodkach organizacji.
W walkach w Dżubie zginął również Chińczyk, członek kontyngentu pokojowego ONZ. Kilku innych – z Chin oraz Rwandy – zostało rannych. O pokój zaapelowała do Sudanu Południowego Rada Bezpieczeństwa ONZ. – Członkowie Rady ostro potępiają wszystkie ataki i prowokacje wymierzone w cywilów oraz ONZ – ogłosiła Rada w oświadczeniu, podkreślając „szok i gniew” z powodu atakowania pracowników Organizacji Narodów Zjednoczonych. W niedzielę walki potępił również Departament Stanu USA, który zarządził ewakuację cywilnego personelu z amerykańskiej ambasady w Dżubie.
TS/Aleksandra Gersz AIP