Po zawieszonej kawie w Neapolu, która była ponownym odkryciem dawnego zwyczaju, powracającym w momencie kryzysu, były już zawieszone gazety. Włosi kupowali je dla ubogich, żądnych codziennej lektury.
Wymyślono też zawieszone bilety komunikacji miejskiej. Pasażerowie kupowali je dla osób, których nie było stać na przejazd metrem czy autobusem.
W Rzymie podniesiono poprzeczkę nieco wyżej i możliwość skorzystania z czyjejś szczodrości dotyczy teatru. Ktoś stojąc w kolejce do kasy pomyślał, że nie sprawi mu większej różnicy, jeśli kupi o jeden bilet więcej. Tak się narodził „zawieszony teatr”. Bilety – czasem więcej niż jeden tego samego wieczoru – czekają na miłośników Melpomeny w kasie. Na razie jednego tylko teatru. Nie jest to opera ani jedna z ambitnych stołecznych scen – Argentina, Eliseo czy Quirino – lecz Teatro delle Muse, gdzie wystawiane są lekkie widowiska, nawiązujące do neapolitańskiej zresztą tradycji. Czyli koło jakby się zamyka. Zwłaszcza, że wraz z biletem na gościa czeka w teatralnym barku filiżanka pachnącej czarnej kawy.
Marek Lehnert/Rzym