Mężczyzna, który oblał się benzyną i podpalił w Warszawie, to 54-letni mieszkaniec Niepołomic pod Krakowem. Rozrzucił kartki, puścił nagranie przez megafon, po czym oblał się benzyną – mówią świadkowie zdarzenia.
Ludzie w Niepołomicach przekazywali sobie wczoraj od rana informacje o 54-letnim mężczyźnie, który dzień wcześniej podpalił się przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie. Zastanawiali się, kim jest osoba, z którą codziennie mogli mijać się na ulicy, a o której mówi cała Polska. Burmistrz, opieka społeczna i mundurowi od rana odbierali telefony w tej sprawie. Jak udało nam się ustalić, 54-letni desperat to trener, konsultant i doradca biznesowy. Dotarliśmy do mężczyzny, który z nim współpracował. Poprosił o zachowanie anonimowości. Twierdzi, że to postać nietypowa. Z jednej strony trener personalny, z drugiej – człowiek o wykształceniu ścisłym (miał podobno studiować na Wydziale Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego). Posiada również zainteresowania humanistyczne. Pisze m.in. rymowanki. – Otrzymywałem od niego, jak większość osób, które zna, życzenia co najmniej dwa razy w roku. Pełne dobrego humoru i jednocześnie głębokie – opowiada nasz rozmówca. O 54-latku niewiele wie burmistrz Niepołomic, Roman Ptak. Twierdzi, że go nie znał. – To, co się stało, jest bardzo smutne. To osobista tragedia mieszkańca naszego miasta i bardzo trudna sytuacja dla jego rodziny. Ogromnie im współczuję. Mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzą, że im się ułoży, a wróci do zdrowia – mówi burmistrz Ptak. Według nieoficjalnych informacji radia RMF FM, mężczyzna od kilku lat leczył się na depresję. Ostatnio miał być poszukiwany przez rodzinę.
Do tragicznych wydarzeń doszło w czwartek koło godz. 16.30. – Rozrzucił kartki, puścił nagranie z megafonu, po czym wylał na siebie dwa kanistry benzyny i się podpalił – powiedziała kobieta, która widziała całe zajście. Mężczyzna odtwarzał przez megafon refren piosenki „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni i mówił o swoich postulatach. Na miejsce zdarzenia szybko przyjechała policja i karetki pogotowia ratunkowego. Poparzony człowiek w ciężkim stanie został zabrany do szpitala. Miał ze sobą ulotki. „Nie kieruję żadnych wezwań pod adresem obecnych władz, gdyż uważam, że nic by to nie dało. Wiele osób mądrzejszych i bardziej znanych ode mnie, podobnie jak wiele instytucji polskich i europejskich wzywało już tę władzę do różnych działań i niezmiennie te apele były ignorowane, a wzywający obrzucani błotem. Najpewniej i ja za to, co zrobiłem, też takim błotem zostanę obrzucony. Ale przynajmniej będę w dobrym towarzystwie. Natomiast chciałbym, żeby Prezes PiS oraz cała PiS-owska nomenklatura przyjęła do wiadomości, że moja śmierć bezpośrednio ich obciąża i że mają moją krew na swoich rękach” – to fragment listu, który pozostawił mieszkaniec Niepołomic na miejscu swojego samospalenia w Warszawie. Wśród licznych zarzutów wobec rządzących wymienił „zniszczenie (w praktyce) Trybunału Konstytucyjnego i niszczenie systemu niezależnych sądów”, „budowanie „religii smoleńskiej”, „całkowite ubezwłasnowolnienie telewizji publicznej”. Jak ustalił Onet.pl, 54-latek jest w bardzo ciężkim stanie. Ma poparzone 60 procent ciała. W sprawie tragicznego zdarzenia śledztwo wszczęła stołeczna prokuratura. Portal tvn24.pl twierdzi, że przesłuchany został już syn mężczyzny.
Samospalenie mieszkańca Niepołomic skomentowali politycy i publicyści – niektórzy zaapelowali o modlitwę i niewykorzystywanie tragedii do bieżącej walki politycznej. „Przy grobie bł. ks. Jerzego modlę się o zdrowie dla człowieka, który targnął się na swoje życie przed PKiN, i za tych, którzy z tej tragedii i choroby próbują uczynić pretekst i okazję do walki politycznej i podsycania nienawiści. Błogosławiony Księże Jerzy, módl się za nami!” – napisał w 33. rocznicę śmierci ks. Popiełuszki wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński z PiS. Pojawiły się również podziękowania dla mężczyzny i porównania do historii Ryszarda Siwca, który w 1968 r. podpalił się na Stadionie Dziesięciolecia w proteście przeciw władzom PRL. Internauci przypomnieli też samopodpalenie 49-latka przed kancelarią premiera Donalda Tuska w 2011 r. (w liście skrytykował ówczesny rząd). Najwięcej kontrowersji wywołał tekst profesora Jana Hartmana z Krakowa, opublikowany na portalu polityka.pl, zatytułowany „Podziękowanie dla samobójcy”. „Jestem pod wielkim wrażeniem samospalenia starszego mężczyzny pod Pałacem Kultury. Nikt dotąd nie potraktował pisowskiej dewastacji naszej demokracji z taką powagą, śmiertelną powagą” – napisał krakowski filozof-publicysta.
Zdaniem Wacława Baryły, psychologa społecznego z Uniwersytetu SWPS w Sopocie, desperacki akt nosi wszelkie znamiona protestu politycznego. Zauważa, że podobne zamachy samobójcze zdarzają się w naszym kraju raz na 4-6 lat. – Ponieważ jest to przede wszystkim indywidualna tragedia człowieka i jego rodziny, na pewno nie powinniśmy korzystać z niego jako paliwa do podgrzewania konfliktu w Polsce. To droga donikąd – zaznacza Baryła. Wspł: Jolanta białek
aip