14.6 C
Chicago
wtorek, 23 kwietnia, 2024

W Kalifornii wypuszczano do atmosfery radioaktywny dym. Sekret rządu ujawniony

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Reporterzy telewizji NBC4 spędzili rok na analizie tysięcy stron dokumentów dotyczących awarii reaktora jądrowego, do której ponad pół wieku temu doszło w kalifornijskim Santa Susana Field Laboratory.

W toku śledztwa dotarli nie tylko do okolicznych mieszkańców, uskarżających się na tragiczne skutki awarii, ale i pracowników laboratorium. Ci nie pozostawiają złudzeń – amerykański rząd ukrył przed społeczeństwem fakt, że wypuszczano do atmosfery duże pokłady radioaktywnego dymu.

Santa Susana Field Laboratory powstało w 1947 roku. Było miejscem tajnych eksperymentów rakietowych i jądrowych. W 1959 roku doszło do tragicznego wypadku. Władze do dzisiaj usiłują bagatelizować znaczenie tamtych wydarzeń, jednak 76-letni John Pace, który pracował jako operator przy największym z reaktorów, mówi wprost – niewiele brakowało, aby doszło do wybuchu, którego skutki byłyby porównywalne do tego, co niespełna trzy dekady później wydarzyło się w Czarnobylu. – Natężenie radioaktywne w budynku było tak wielkie, że wyczyściło skalę – wspomina.

Aby zapobiec eksplozji, Pace’a i innych pracowników poinstruowano, żeby wypuszczali radioaktywny dym do atmosfery, prosto nad hrabstwa Los Angeles i Ventura. Pracownicy próbowali naprawić reaktor, ale tylko powiększali ilość radioaktywnego gazu, dlatego przestali i dalej, zwykle pod osłoną nocy, wypuszczali szkodliwą substancję. – Ludzie byli tym bombardowani – nie ukrywa Pace.

Wszystkim pracownikom zakazano wypowiadać się na temat tego, co działo się w reaktorach latem 1959 roku. Rząd od początku zaprzeczał podobnym doniesieniom, lecz telewizyjni śledczy dotarli do raportu NASA (agencja testowała na terenie laboratorium rakiety), który potwierdza, że do atmosfery wypuszczono radioaktywny dym.

Mieszkańcy chcą teraz odpowiedzi – wielu wierzy, że ich bliscy i oni sami z powodu promieniowania, które do dzisiaj znajduje się w wodzie i glebie, zachorowali na nowotwory. Wśród nich jest Ralph Powell, który w latach 60. pracował jako ochroniarz przy reaktorach i wspomina, że często radioaktywny dym leciał prosto na niego. Jego syn zmarł na białaczkę, gdy miał zaledwie 11 lat. – Podejrzewam, że doprowadziło do tego promieniowanie. Nigdy nie pozbyłem się tej myśli z głowy – stwierdził.

Reporterzy przez ponad dwa miesiące zabiegali o możliwość rozmowy na temat wydarzeń sprzed ponad pięćdziesięciu lat z kimś z Departamentu Energii Stanów Zjednoczonych, agencji federalnej odpowiedzialnej za feralne testy jądrowe. Komentarza jednak odmówiono.

(hm)

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520