Organy ścigania badają przyczyny śmierci nastolatki oraz motywy jej działania. Co pchnęło dziewczynkę do tak desperackiego kroku?
Dom przy ulicy Piłsudskiego w Tykocinie. Był piątkowy poranek 29 maja. Jak wynika z dotychczasowych ustaleń, około godziny 8 dziewczynka wyszła na posesję i schowała się za jeden z budynków gospodarczych. To tam oblała się łatwopalną substancją – prawdopodobnie benzyną – a następnie podpaliła. Z doniesień medialnych wynika, że płomienie gasiła mama. Prokuratura potwierdza tylko, że to właśnie kobieta znalazła 14-latkę. Wezwała pomoc.
Na miejsce przyleciał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który przetransportował nastolatkę do szpitala w Białymstoku. Obrażenia były bardzo rozległe, a stan krytyczny. Następnego dnia rano w sobotę 14-latka zmarła. Lekarzom nie udało się uratować jej życia.
Z zewnętrznych oględzin wynika, że miała poparzone ponad 90 procent ciała. Prokuratura gromadzi dokumentację medyczną z Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego, którą przekaże biegłym sądowym. Sekcja zwłok odbędzie się w ciągu najbliższych dni. To ona wyjaśni dokładne przyczyny śmierci dziewczyny. Ale to tylko jedno z zadań prokuratury. – Wszczęliśmy śledztwo w kierunku namowy i pomocy do samobójstwa – mówi Karol Radziwonowicz, szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.
Według nieoficjalnych informacji, dziewczyna miała się podpalić po kłótni z mamą. Czy właśnie to pchnęło ją do tak desperackiego kroku? A może był to konflikt z rówieśnikami lub zawód miłosny? – Badamy te wątki. Staramy się ustalić, czy dziewczyna miała problemy w szkole i jak wyglądała sytuacja w jej rodzinie. Na ten moment nic nie wskazuje na te źródła myśli samobójczych. Przynajmniej od kilku lat, w domu 14-latki nie dochodziło do interwencji policji związanych z użyciem przemocy.
Osobie, która namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
aip