Każdy mieszkaniec Florydy ma od ostatniej soboty możliwość zgłoszenia obiekcji co do tego, czego uczy się dzieci w szkołach publicznych. Naukowcy martwią się, że przez to będzie trudniej uczyć o ewolucji i zmianach klimatycznych.
Wprowadzone w życie 1 lipca prawo wymaga od zarządów szkół zatrudnienia neutralnego rzecznika, który będzie rozpatrywać wszelkie skargi co do podręczników, lektur i filmów wchodzących w skład materiałów dydaktycznych. Jeśli uzna, że skarga jest uzasadniona, może zażądać wycofania danego materiału z programu nauczania.
Zwolennicy nowych przepisów mówią, że w ten sposób rodzice będą mieli większy wpływ na to, czego uczą się ich dzieci. Glenn Branch z National Council for Science Education obawia się jednak, że wpłynie to negatywnie na poziom edukacji. Jako przykład przytacza opinię jednego ze stronników tego prawa, mieszkańca hrabstwa Collier, który żalił się niedawno, że teoria ewolucji i globalne ocieplenie są traktowane serio. Inna osoba miała pretensje, że w szkołach uczy się tylko o ewolucji, a nie o kreacjonizmie.
Kilka podobnych inicjatyw zostało odrzuconych w innych stanach, ale Branch zwraca uwagę, że i tak zdobyły one większe poparcie niż można się było spodziewać. Stwierdził, że w bieżącym roku tego typu propozycji pojawiło się wyjątkowo dużo.
(łd)