Od tygodnia na części terytorium Ukrainy obowiązuje stan wojenny. Ma to związek z atakiem Rosjan na trzy ukraińskie okręty w rejonie Cieśniny Kerczeńskiej. Tymczasem ryzyko wtargnięcia Rosji na Ukrainę jest realne – ocenia w rozmowie z Polskim Radiem ukraiński ekspert z kijowskiego Centrum Badań nad Armią, Konwersją i Rozbrojeniem Mychajło Samuś. Stan wojenny, jak wskazuje, posłuży Ukrainie do przećwiczenia scenariusza mobilizacji państwa na wypadek wojny.
Ukraińskie władze ogłaszając stan wojenny mówiły o zwiększającym się zagrożeniu inwazją ze strony Rosji. Ekspert do spraw wojskowości Mychajło Samuś potwierdził, że w ostatnim okresie Rosjanie skoncentrowali przy granicach z Ukrainą duże liczby żołnierzy i sprzętu. Jak wyliczył, są to: Pierwsza Armia Pancerna, 20. Gwardyjska Armia, 8. Gwardyjska Armia dysponujące m.in. setkami samolotów i tysiącami czołgów, które znajdują się kilkadziesiąt kilometrów od granic z Ukrainą i są gotowe do ataku. Dlatego – jak zaznaczył ekspert – Ukraina musi być przygotowana do obrony. Ocenił, że takiemu właśnie przygotowaniu posłuży stan wojenny. Mychajło Samuś wyjaśnił, że chodzi tu o przećwiczenie schematów przejścia na tryb wojenny organów władzy i niektórych przedsiębiorstw na wypadek agresji Rosji – tak, aby instytucje władzy wiedziały, jak mają działać – poczynając od sołtysów po prezydenta kraju.
Stan wojenny ma potrwać do 26 grudnia. Obowiązuje w 10 obwodach graniczących z Rosją, a także Morzem Czarnym, Azowskim i separatystycznym Naddniestrzem.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/Paweł Buszko, Kijów/em/mt