Trwający sezon włoskiej Serie A jest rekordowy pod względem liczby zdobytych bramek. Jeszcze nigdy piłkarze włoskiej ekstraklasy nie strzelali tak dużo goli. Po 14. kolejkach jest ich już blisko czterysta, dokładnie 392.
Takiej obfitości nie pamiętają najstarsi miłośnicy futbolu, bo ostatni raz było tak 66 lat temu, w sezonie 1950-51. Wtedy też w ekstraklasie grało 20 klubów, jak teraz. W skali sezonu oznaczało to przekroczenie tysiąca goli. Rok wcześniej było ich aż 1265. Przypadało ich wtedy po trzy i pół na każdy mecz. Potem gdy w serie A grało już tylko osiemnaście drużyn, czy nawet momentami tylko szesnaście, bramek zaczęło być coraz mniej. W sezonie 2004-2005 powrócono do systemu dwudziestu klubów i zaraz bramek było coraz więcej. Od 2012 regułą jest ponad tysiąc.
Komentatorzy zastanawiają się, o czym to świadczy. Czy to dobrze, czy to źle. I zwracają uwagę, że każda strzelona bramka jest dla grających na drugiej połowie boiska bramką utraconą. Ktoś przypomniał powiedzenie Szweda Nielsa Liedholma, że idealnym wynikiem meczu piłkarskiego jest wynik bezbramkowy: zero do zera. Może wzrost liczby strzelonych bramek zwiększa widowiskowość spotkań, ale z punktu widzenia techniki gry i sztuki piłkarskiej każda bramka to czyjś błąd. Jakaś niedoskonałość. Od ataku więc bardziej się liczy obrona.
Trener Juventusu Massimiliano Allegri przekonany jest wręcz, że w rezultacie wygrywa ten, kto zainkasuje w jednym sezonie najwyżej 25 goli. W tej chwili, po 14. kolejkach i blisko czterystu strzelonych golach, w bramce „Starej Damy” znalazło się ich dopiero dwanaście.
Naczelna Redakcja Sportowa PR/ d/ M. Lehnert