We Francji rozpoczyna się dziś Szczyt Klimatyczny ONZ z udziałem ponad 100 światowych przywódców.
Prezydent Barack Obama, który wczoraj przybył do Paryża, wyraził przekonanie, że uda się osiągnąć szerokie porozumienie. Republikanie twierdza jednak, że Obama przyjął w imieniu Stanów Zjednoczonych zbyt duże zobowiązania.
Barack Obama przybył na szczyt klimatyczny ONZ jako prezydent kraju, któremu udało się znacznie ograniczyć emisję gazów cieplarnianych i zainwestować dziesiątki miliardów dolarów w nowe technologie. Optymizm Obamy w sprawie możliwości zawarcia porozumienia w Paryżu wynika między innymi z faktu, że udało mu się osiągnąć kompromis z Chinami w sprawie tempa redukcji szkodliwych emisji. Republikanie uważają jednak, że deklaracja prezydenta ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do 2025 roku o 28 procent (w stosunku do poziomu z 2005 roku) będzie oznaczać utratę tysięcy miejsc pracy w USA i wzrost kosztów energii elektrycznej. Politycy opozycji krytykują także Obamę za to, że zgodził się by Chiny zaczęły redukować emisje dopiero od roku 2030. Republikanie grożą też, że Kongres może nie przyznać prezydentowi 3 miliardów dolarów na fundusz ONZ, z którego ma być finansowana pomoc biedniejszym krajom na walkę ze skutkami globalnego ocieplenia. Przywódca partii republikańskiej w Senacie Mitch McConnel ostrzegł negocjatorów z innych krajów, że Kongres może nie pozwolić Obamie wywiązać się z zobowiązań.
IAR / Marek Wałkuski / Waszyngton/sk