Brytyjska premier zapowiada rewolucję w systemie edukacji. Kraj ma teraz wspierać szkoły, które będą wybierać uczniów na podstawie testów wiedzy i inteligencji. Pomysł rozbudowania sieci tzw. grammar schools budzi jednak kontrowersje, ponieważ – zdaniem wielu – promuje dzieci z bogatszych rodzin.
Premier Theresa May chce przeznaczyć niemal 50 milionów funtów na utworzenie nowych tzw. grammar schools, przyjmujących dzieci nie na podstawie rejonizacji, lecz wyników testów przeprowadzanych, gdy uczniowie mają 11 lat. „Stosujemy już selekcję w przypadku dzieci utalentowanych sportowo lub muzycznie. To nielogiczne, by zakazywać otwierania nowych, dobrych szkół” – mówiła premier przekonując, że reformy pomogą w budowaniu na Wyspach systemu merytokratycznego, czyli uzależnionego od kompetencji.
Przez dekady szkoły te były kuźniami kadr na Wyspach. Potem zaczęto od nich odchodzić, bo – według krytyków – umacniały one podziały klasowe i premiowały dzieci z bogatszych rodzin. Poglądy te łączyły zarówno przywódcę lewicy Tony’ego Blaira, jak i poprzedniego, prawicowego – z Partii Konserwatywnej, Davida Camerona.
Przeciwko pomysłowi premier protestuje opozycja i część jej własnej partii. Przekonują, że to umacnianie nierówności. „Polegniemy jako naród, jeśli zapewnimy dobrobyt tylko 15-20 procentom naszych dzieci. Musimy konkurować ze światem, a selekcjonując dzieci w wieku lat 11, nie zrealizujemy tego celu – mówił w BBC Michael Wilshaw z organizacji OFSTED, nadzorującej szkoły na Wyspach.
Theresa May odpowiada, że sprawiedliwość dotychczasowego systemu to iluzja, ponieważ dziś i tak bogatsi przeprowadzają się tam, gdzie w wyniku rejonizacji ich dziecko pójdzie do lepszej szkoły. A poza tym nowe szkoły będą musiały obowiązkowo przyjąć określoną liczbę dzieci z biedniejszych rodzin. Premier podkreśla, że pomysł ponownego wzmocnienia grammar schools to nie powrót do systemu sprzed lat, lecz wzbogacenie już istniejącego.
Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Adam Dąbrowski, Londyn/em/ dw, Fot. Dreamstime