Już niebawem „Popek” ponownie wyjdzie do klatki MMA. Kontrowersyjny raper może jednak wkrótce zakończyć karierę. 39-latek stawia sprawę jasno.
6 października „Popek”, a właściwie Paweł Ryszard Mikołajuw, po raz czwarty w karierze wyjdzie do klatki KSW. Tym razem zmierzy się z Bośniakiem, Erko Junem, który ma za sobą udany debiut w polskiej federacji MMA (w czerwcu pokonał Tomasza Oświecińskiego). Jun doświadczony w klatce MMA nie jest. „Popek” na pewno na tym polu bryluje nad rywalem, tyle że kontrowersyjny raper ma na swoim koncie już dwie porażki. O ile ta z Mariuszem Pudzianowskim ujmy mu nie przyniosła, o tyle już z Oświecińskim, znanym z roli „Stracha” w Pitbullu, była już wstydliwa.
A zatem „Popek” stawia sprawę jasno. Jeśli przegra z Junem, miejsca dla siebie w szeregach KSW już nie widzi. – Byłoby mi wstyd chodzić na treningi, by przegrywać z każdym nowicjuszem, który wchodzi w szeregi KSW. Mam nadzieję, że to był wielki niefart. Ta lekcja nauczyła mnie, że jeśli zabraknie ci oddechu, to jest po walce – powiedział w magazynie „Puncher” w Polsacie Sport. Wiele osób nadal zarzuca raperowi, że ten sportowcem z krwi i kości nie jest i powinien zająć się muzyką. „Popek” idzie jednak w zaparte.
Co ma do stracenia w walce z Junem? W zasadzie wszystko. To dla niego bitwa o być albo nie być w KSW. A po porażce z Oświecińskim raczej trudno być dobrej myśli. – Nie mogę popełnić tego samego błędu. Muszę tę walkę wygrać – tyle wiem. Jeśli przegram, to nie zasługuję, by stać w szeregu KSW, bo byłoby to naprawdę słabe – dodaje. Poza „Popkiem” na gali KSW 45 w Londynie 6 października zobaczymy w akcji jeszcze m.in. Karola Bedorfa, Michała Materlę czy Damiana Janikowskiego.
ŁŻ aip