1.5 C
Chicago
piątek, 29 marca, 2024

Ekspert: Zmiana czasu zakłóca nie tylko sen, ale także apetyt i nastrój

0

Prof. Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu dr hab. Helena Martynowicz powiedziała, że zmiana czasu z zimowego na letni ma znacznie gorsze skutki niż ta jesienna. Zakłóca sen, apetyt i nastrój, ale można się do niej przygotować.

 

W nocy z soboty 30 marca na niedzielę 31 marca zmieniamy czas z zimowego na letni, przez co pośpimy o godzinę krócej. W niedzielę nad ranem wskazówki zegarów przesuniemy z godz. 2.00 na 3.00.

Eksperci medycyny snu – jak napisano w przesłanym w piątek PAP komunikacie prasowym Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu – od lat opowiadają się za całkowitą rezygnację z systemu zmian czasu, bo wpływa on negatywnie na nasze zdrowie.
„Każde zakłócenie cyklu snu i czuwania jest niekorzystne dla ludzkiego organizmu, ale zmiana czasu z zimowego na letni ma znacznie gorsze skutki niż ta jesienna. Zmiana czasu na letni zakłóca nasz rytm dobowy i powoduje niedobór snu” – powiedziała cytowana w komunikacie specjalistka chorób wewnętrznych i medycyny snu dr hab. Helena Martynowicz, prof. uczelni, z Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych, Zawodowych, Nadciśnienia Tętniczego i Onkologii Klinicznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Dodała, że przeciętnie po tej zmianie śpimy ok. 40 min krócej w ciągu doby. Może to powodować zaburzenia nastroju, apetytu, koncentracji, zmęczenie i senność. Dowiedziono, że u osób z problemami naczyniowo-sercowymi niedobory snu zwiększają ryzyko zawału serca.
„Widzimy to w statystykach: w poniedziałki po zmianie czasu notuje się więcej zawałów serca niż w pozostałe dni tygodnia. Obserwujemy także wzrost przypadków zaburzeń rytmu serca, szczególnie migotania przedsionków, udarów mózgu, a także wypadków komunikacyjnych, szczególnie z udziałem motocyklistów” – powiedziała ekspert.
Dostosowanie się do nowego rytmu trwa przeciętnie około trzech dób, ale jest to kwestia bardzo indywidualna – u niektórych jest to proces wielotygodniowy. W skrajnych przypadkach może przejść nawet w stan chroniczny, a wówczas może prowadzić nie tylko do chorób układu krążenia, ale także do otyłości czy depresji.
Naukowcy wskazują, że warto przygotować się wcześniej do zmiany czasu, która kradnie nam godzinę snu, żeby zminimalizować ryzyko, jakie ze sobą niesie. Eksperci AAMS (Amerykańskiej Akademii Medycyny Snu) zalecają przestrzeganie stałej rutyny snu i czuwania, czyli po prostu porządne, co najmniej siedmiogodzinne wyspanie się przed przejściem na system letni.
Warto też stopniowo przestawiać swój organizm i na kilka dni przed zmianą kłaść się spać i wstawać o 15-20 min wcześniej. W ten sam sposób należy zmienić cały harmonogram dnia. Jeśli tego nie zrobiliśmy, ostatnią szansą jest przesunięcie zegarka o godzinę do przodu w przeddzień przejścia na czas letni i pójście spać wcześniej. Eksperci radzą także po zmianie czasu wychodzić rano na zewnątrz, bo światło słoneczne pomaga przestawić wewnętrzny zegar na nowy czas.
„Generalnie AAMS w wydanym w 2020 r. stanowisku zaleca zniesienie sezonowych zmian czasu na rzecz czasu całorocznego. Sen jest niezmiernie ważny dla zdrowia, bo umożliwia regenerację całego organizmu. Szczególnie ważna jest pierwsza połowa nocy, podczas której śpimy snem głębokim, wolnofalowym, w trakcie którego następuje odnowa komórkowa. Zwalnia akcja serca, spada ciśnienie krwi, mięśnie się rozluźniają” – powiedziała dr hab. Martynowicz.
Wyjaśniła, że podczas fazy REM, dominującej nad ranem, nasz mózg wykazuje się wysoką aktywnością, pojawiają się marzenia senne, utrwalają się ślady pamięciowe i przetwarzają emocje.
„Prawidłowy sen jest zatem potrzebny nie tylko dla ciała, ale także dla umysłu. Tymczasem liczba przypadków zaburzeń snu dramatycznie rośnie. Jednym z powodów jest nadużywanie urządzeń, których ekrany emitują niebieskie światło – smartfonów, tabletów” – wyjaśniła ekspert.(PAP)

Autor: Roman Skiba

Gratka dla zajmujących się astronomią amatorów i zawodowców: Na północnej półkuli można już oglądać „Matkę smoków”

0

Na zajmujących się astronomią amatorów i zawodowców czeka nie lada gratka – informuje Europejska Agencja Kosmiczna. Na północnej półkuli można już oglądać „Matkę smoków” – kometę 12P/Pons-Brooks.

Obiekt, którego jądro ma średnicę 30 km, obiega Słońce co ok. 71 lat i znany jest dużego warkocza oraz widowiskowych eksplozji gazu i pyłu.

Kometa bywa nazywana „diabelską”, co zawdzięcza dziwnym rogom widocznym na jej zdjęciach. Rogi te powstały wskutek wybuchów na jej powierzchni. Ale ESA w komunikacie wybrała nazwę „Matka smoków”, nawiązującą do popkultury i wskazująca kometę jako prawdopodobne źródło roju meteorów – Kappa Drakonidów – pojawiającego się co roku, w okresie od końca listopada do połowy grudnia.
Zależnie od odległości od Słońca widoczność komety mocno się zmienia – od ledwo dostrzegalnej do widocznej nawet nieuzbrojonym okiem czy z pomocą lornetki.
Najbliżej Ziemi znajdzie się w czerwcu, wtedy na półkuli północnej nie będzie już można jej dostrzec ze względu na długi dzień.
Jak podaje ESA, najlepszy moment do obserwacji ma nastąpić na przełomie marca i kwietnia. Będzie ją można wtedy zobaczyć na zachodzie, przez kilka godzin po zmierzchu.
Oficjalna nazwa komety pochodzi od nazwisk odkrywców – francuskiego astronoma Jeana-Louisa Ponsa (1761–1831) oraz brytyjsko-amerykańskiego astronoma Williama R. Brooksa (1844–1921).
Pons zauważył kometę w 1812 roku i określił okres jej orbity na 65-75 lat. Z kolei Brooks, w kolejnym zbliżeniu komety do Ziemi zweryfikował obliczenia Ponsa.
Eksperci z ESA przypominają, że komety to nie tylko źródło estetycznych doznań dla miłośników kosmosu. Obiekty te, liczące prawie 5 mld lat powstały razem z Układem Słonecznym i mogą wiele powiedzieć o jego przeszłości.
Jednocześnie z powodu grawitacyjnych oddziaływań często podróżują z rubieży systemu aż do wewnętrznych planet, a to czyni ich orbity szczególnie interesującymi. Z tego powodu ESA wysłała sondy w kierunku komet.
Już w 1986 roku sonda Giotto przeleciała w pobliżu jądra komety Halleya. W 2014 roku Rosetta weszła na orbitę wokół komety 67P/ Churyumov–Gerasimenko. Był to pierwszy próbnik, który śledził kometę w jej drodze wokół Słońca, co więcej odłączył się od niej lądownik, który osiadł na komecie.
W tym roku ma wystartować misja Hera. Ta sonda, razem z niewielkimi satelitami ma dokładnie zbadać skutki uderzenia w kometę Dimorphos zorganizowanego w 2022 roku, w ramach misji NASA DART.
Rozważana jest także misja w kierunku asteroidy Apophis, która w 2029 roku zbliży się na wyjątkowo małą odległość do Ziemi. W 2029 roku ma także wystartować sonda Comet Interceptor, która ma przelecieć w pobliżu komety po raz pierwszy odwiedzającej Układ Słoneczny.
ESA zwraca także uwagę na niebagatelną rolę w badaniu komet Solar Heliospheric Observatory (SOHO), czyli obesrwatorium przyglądającemu się Słońcu. W jego pole widzenia wielokrotnie wlatywały zbliżające się do gwiazdy komety.
O tych niezwykłych ciałach będzie więc wiadomo coraz więcej, a one pomogą odkryć przeszłość całego Układu Słonecznego.(PAP)

Marek Matacz

 

mat/ agt/

Niemiecka poczta przestaje korzystać z samolotów do transportu listów w kraju. Powodem ochrona środowiska i pieniądze

0

Po ponad 62 latach Deutsche Post ze względu na ochronę środowiska i wysokie koszty postanowiła, że poczta krajowa będzie transportowana drogą lądową. W nocy ze środy na czwartek ostatni pocztowy samolot wystartował z Berlina i poleciał do Stuttgartu..

Poczta nie będzie już korzystać z samolotów do transportu listów, aby obniżyć koszty i zmniejszyć emisję dwutlenku węgla. Według firmy, dzięki transportowi drogą lądową emisja CO2 na list zostanie zmniejszona o dobre 80 procent .

Sieć nocnej poczty lotniczej została oficjalnie uruchomiona 1 września 1961 roku.
Niektórzy odbiorcy mogą zauważyć konsekwencje zakończenia nocnych lotów, pisze portal RND. Średni czas dostawy listów będzie nieco dłuższy. Poczta nie podaje, o ile.
Jednak poczta nie będzie w stanie całkowicie obejść się bez samolotów, firma nadal będzie korzystać z poczty lotniczej transportując listy wysłane za granicę. (PAP)

Ludzkie mózgi staja się coraz większe

0

Od lat 30. XX wieku rozmiar mózgów ludzi cały czas się zwiększał – wskazuje obejmujące kilka dekad badanie. Taka zmiana może zmniejszać ryzyko demencji.

Osoby urodzone w latach 70. mają o 6,6 proc. większą objętość mózgu i 15 proc. większą jego powierzchnię, niż urodzone w latach 30. – informują naukowcy z University of California, Davis (USA).

„Dekada, w której ktoś się urodził, wydaje się wpływać na rozmiar mózgu i potencjalnie na jego długofalowe zdrowie” – mówi prof. Charles DeCarli, pierwszy autor publikacji, która ukazała się w piśmie „JAMA Neurology” (https://jamanetwork.com/journals/jamaneurology/fullarticle/2816798).
„Genetyka w dużym stopniu decyduje o rozmiarze mózgu, ale według naszych wyników, ważne mogą też być inne czynniki, takie jak zdrowie oraz czynniki społeczne, kulturowe i związane z edukacją” – podkreśla ekspert.
Naukowcy wykorzystali zdjęcia MRI dostępne w znanym projekcie Framingham Heart Study rozpoczętym w 1948 roku.
Pierwotna badana populacja obejmowała ponad 5 tys. kobiet i mężczyzn w wieku od 30 do 62 lat. Badanie trwało jednak przez 75 lat i obejmuje już dwie kolejne grupy.
Badacze z UC Davis porównali skany mózgów osób urodzonych w latach 30. oraz 70. Wykryli zmiany w kilku rejonach tego narządu.
Na przykład średnia objętość mózgu u osób urodzonych wcześniej wynosiła 1234 ml, a u urodzonych w latach 70. – 1321 ml; to wzrost o ok. 6,6 proc.
Jeszcze większa różnica dotyczyła powierzchni mózgu. U osób urodzonych w latach 30. wynosiła ona przeciętnie 2056 cm kwadratowych, a u urodzonych w 8. dekadzie XX w – 2104. To wzrost aż o 15 proc.
Zwiększyła się przy tym objętość zarówno istoty szarej, jak i białej oraz uczestniczącego w zapamiętywaniu hipokampa.
Badacze sądzą, że większy mózg może dysponować większą tzw. rezerwą kognitywną – jakby zapasem mocy, która rekompensuje ewentualne uszkodzenia. To z kolei może chronić przed demencją – uważają naukowcy.
Zwracają przy tym uwagę, że choć wraz ze starzeniem się społeczeństwa Ameryki rośnie liczba osób z alzheimerem, to częstość występowania choroby Alzheimera, czyli odsetek populacji dotkniętej tą chorobą – spada. Przywołują badanie, według którego od lat 70. co dekadę obserwuje się 20-proc. spadek zapadalności na to schorzenie.
„Większe różne struktury mózgu zaobserwowane w tym badaniu mogą odzwierciedlać jego lepszy rozwój i zdrowie. Większe rozmiary tych struktur oznaczają większą rezerwę, która może stanowić bufor dla związanych ze starością schorzeniami, takimi jak choroba Alzheimera i pokrewne demencje” – stwierdza prof. DeCarli.(PAP)

 

Marek Matacz

 

mat/ agt/

Meksyk/ Tuż przed procesją wielkanocną tłum zlinczował kobietę podejrzewaną o zabicie ośmiolatki

0
epa11249084 Catholic faithful participate in the 'Procession of the Christs', where the cross bearers silently, barefoot, with a hood over their faces and a black skirt as a form of penance, carry on their backs a roll of blackberry sticks weighing approximately of 50 kilos, on Maundy Thursday in Taxco, Guerrero state, Mexico, 28 March 2024. EPA/José Luis de la Cruz Dostawca: PAP/EPA.

Tłum pobił w czwartek na śmierć kobietę podejrzewaną o porwanie i zabójstwo ośmioletniej dziewczynki w mieście Taxco w Meksyku – podała agencja AP, podkreślając, że do linczu doszło zaledwie kilka godzin przed procesją wielkanocną, z jakich słynie ta miejscowość.

Dziewczynka zaginęła w środę, a w czwartek rano na przedmieściach Taxco znaleziono jej ciało. Na nagraniach z kamer monitoringu widać było osoby wkładające do taksówki torbę, w której mogły być zwłoki dziecka.

Po tych wydarzeniach rozgniewany tłum otoczył dom domniemanych sprawców. Grupa osób wtargnęła do budynku i siłą wyciągnęła z niego dwóch mężczyzn i kobietę, których następnie zaczęto brutalnie bić – relacjonował dziennik „El Sol de Mexico”.
Według tej gazety dwóch mężczyzn udało się uratować dzięki interwencji żołnierzy. Kobieta zmarła w wyniku odniesionych obrażeń w drodze do szpitala – przekazały media, powołując się na miejscowe władze.
Zgodnie z wielowiekową tradycją w Wielkim Tygodniu kolonialnymi ulicami Taxco przechodzą procesje zakapturzonych pokutników, którzy biczują się, dźwigają ciężkie krzyże lub wiązki kolczastych gałęzi.(PAP)

Nowa gwiazda amerykańskiej koszykówki, 22-letnia Clark kuszona milionami

0

Caitlin Clark ma zaledwie 22 lata, a już zapisała się w historii amerykańskiej koszykówki. Została najlepszym strzelcem akademickiej ligi NCAA, ma zostać wybrana w drafcie WNBA z numerem 1, a zawodowa liga w USA w odmianie 3×3 zaproponowała jej 5 mln dolarów za cztery lata gry.

Otrzymała też powołanie na kwietniowe zgrupowanie przed igrzyskami w Paryżu olimpijskiej reprezentacji USA w tradycyjnej odmianie koszykówki. W lidze WNBA ma zostać w kwietniu wybrana z numerem jeden w drafcie przez Indiana Fever.

Zgrupowanie reprezentacji USA, w którym wezmą udział takie gwiazdy jak m.in. pięciokrotna mistrzyni igrzysk Diana Taurasi oraz Breanna Stewart i Brittney Griner, rozpocznie się w Cleveland 3 kwietnia. W stolicy Francji Amerykanki będą walczyć o ósme złoto igrzysk. W odmianie 3×3 także są liczącą się siłą w świecie – w Tokio na inaugurację olimpijskich zmagań zdobyły złoty medal, a do IO 2024 zakwalifikowały się z rankingu FIBA.
Kilkadziesiąt godzin po zakończeniu zgrupowania reprezentacji Clark zagra ze swoją akademicką drużyną Iowa Hawkeyes, także w Cleveland, w finałowym turnieju o mistrzostwo ligi NCAA.
Clark zdobywa w lidze NCAA w tym sezonie średnio 31,8 pkt w meczu. 3 marca przeszła do historii, gdy w meczu z Ohio State zdobyła 35 pkt i tym samym została najlepszym strzelcem wszech czasów akademickich rozgrywek w USA, zarówno w kategorii kobiet, jak i mężczyzn zapisując na swoim koncie 3685 pkt. Obecnie ma ich 3830, podczas gdy dotychczasowy lider tej klasyfikacji Pete Maravich występujący w zespole LSU (Stanowy Uniwersytet Luizjany) w latach 1967-1970 zdobył 3667 pkt.
Liga zawodowa koszykówki 3×3 – BIG3 została założona w USA w 2017 roku przez rapera i aktora Ice Cube. Trenerami 12 drużyn były i są gwiazdy ligi NBA i WNBA, m.in. Julius Erving, Gary Payton, Gilbert Arenas, Nancy Lieberman i Lisa Leslie. Rozgrywki toczą się od maja do końca sierpnia, w weekendy w różnych miasta USA. W tym roku, ze względu na igrzyska, koniec rywalizacji zaplanowano we wrześniu. W 2023 roku finał rozegrano w O2 Arenie w Londynie.
„Przedstawiliśmy Caitlin Clark historyczną ofertę, choć nie chcieliśmy jej upubliczniać przed rywalizacją o mistrzostwo NCAA. Ale teraz, gdy jest już o tym głośno, nie zamierzam zaprzeczać” – powiedział Ice Cube.
Według amerykańskich mediów nie jest na razie jasne, czy Clark mogłaby występować zarówno w lidze WNBA, jak i BIG3. Do tej pory dzięki umowom sponsorskim Clark miała już zarobić 3,5 miliona dol. (PAP)

olga/ cegl/

„Przemysł jest od ponad 200 lat napędem rozwoju cywilizacji”. Oto inwestor, który zajmuje się ratowaniem historycznych obiektów przemysłowych i przekształcaniem ich w muzea

0

Przemysł jest od ponad 200 lat napędem rozwoju cywilizacji. Aby zrozumieć współczesną technikę musimy poznać jej korzenie. Temu celowi powinno służyć rozwijanie muzealnictwa przemysłowego i technicznego w Polsce – powiedział PAP dr hab. Piotr Gerber, twórca kilku prywatnych muzeów przemysłu i techniki.

Dr hab. Piotr Gerber od ponad 20 lat, jako prywatny inwestor, zajmuje się ratowaniem historycznych obiektów przemysłowych i przekształcaniem ich w muzea. Stworzona przez niego Fundacja Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego zarządza obecnie pięcioma placówkami – Muzeum Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej, Muzeum Hutnictwa Cynku „Walcownia” w Katowicach, Muzeum Młynarstwa „Młyn Hilberta” w Dzierżoniowie, Fabryką Porcelany w Tułowicach i Folwarkiem w Piotrowicach koło Świdnicy. Jest on również prezesem polskiego oddziału Międzynarodowego Komitetu Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego (The International Committee for the Conservation of the Industrial Heritage), który od 2000 r. jest organizacją doradczą UNESCO.

 

PAP: Historia przemysłu na ziemiach polskich jest jedną z najbardziej pomijanych w popularyzacji dziedzin naszych dziejów. Instytut Pamięci Narodowej poświęca wiele uwagi bohaterom powstań, wojen i bitew, a także historii działań politycznych, w mniejszym stopniu popularyzuje wiedzę o historii rozwoju przemysłu i techniki. Z drugiej strony przemysł przez dziesiątki lat był nierozerwalną częścią życia polskich rodzin, czy to przez dawanie zatrudnienia czy też przez codzienne używanie produktów różnych fabryk, począwszy od mydła na samochodach kończąc. Dlaczego, pana zdaniem, historia przemysłu i techniki nie jest w Polsce popularyzowana?
Piotr Gerber: To jest dobre pytanie do osób, które kreują politykę kulturalną – dlaczego tak mało uwagi poświęca się naszym dokonaniom na polu przemysłu i techniki? Dlaczego nie promuje się pokazywania, jak nasz świat zmienił się pod wpływem techniki i przemysłu na przestrzeni ostatnich 200 lat? Może dzieje się tak dlatego, że historia przemysłu i techniki jest nieefektowna, bo mówimy tu o ciężkiej codziennej pracy. Poświęcamy wiele energii i publicznych pieniędzy na różne tematy historyczne, a dzieje przemysłu, który zmienił naszą rzeczywistość, są pomijane.

 

Jeżeli mówimy o powstaniach narodowych, to są tam wzniosłe idee, walka, emocje. Gdy mówimy o zamkach, pałacach, dworach czy kościołach mamy ciekawe budowle. W przypadku przemysłu i techniki są to lata mozolnej pracy, rozbudowy fabryk, wprowadzania nowych technologii. Nic spektakularnego w jednej chwil, raczej historia rozciągnięta na lata. Nie dostrzegamy jednak, że to również historia polskich miast, które powstawały i rozwijały się dzięki industrializacji. Przemysł poprawiał warunki życia Polaków, czego dowodem jest chociażby, już od drugiej połowy XIX wieku, liczna migracja ludzi ze wsi do miast, w poszukiwaniu lepszych warunków bytowych. Miasto oferowało im perspektywy. Dobrym przykładem są Tułowice koło Opola, gdzie obecnie pracuję. Była to mała wioska wśród lasów, jej mieszkańcy żyli z rolnictwa i z tego, co uzbierali w lesie. W pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł, że zbuduje tu fabrykę porcelany i nagle wieś rozrosła się wielokrotnie. Inny przykład to Łódź – w krótkim czasie dzięki przemysłowi włókienniczemu powstało duże europejskie miasto. Nasze życie obecnie jest w pełni uzależnione od przemysłu, od tego, który jest teraz i tego, który był 100 lat temu, bo wiele wynalazków miało swój początek lata temu. Przemysł jest od 200 lat napędem rozwoju cywilizacji. Aby zrozumieć współczesną technikę, musimy poznać jej korzenie. Temu celowi powinno służyć rozwijanie muzealnictwa przemysłowego i technicznego w Polsce.

 

PAP: Czy nikt nie dostrzega wagi tej dziedziny naszej historii?
P.G.: Zaczyna to być dostrzegane, ale ten proces jest bardzo powolny. Zielonym światłem jest tu decyzja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego uchwalająca Program Ochrony Zabytków na najbliższe cztery lata, w którym uznano za priorytetowe dofinansowanie działań związanych z historią górnictwa i kolejnictwa w Polsce.
PAP: Czy historyczne obiekty przemysłowe mogą być atrakcjami turystycznymi?
P.G.: Oczywiście, najlepszym przykładem jest kopalnia soli w Wieliczce. Lokalne władze zaczynają dostrzegać, że zabytki przemysłowe mogą stanowić ciekawe atrakcje turystyczne. Zaczyna to być realną wartością. Szczególnie widać to w południowej części Polski. Idą za tym poważne inwestycje. Przykładem jest tu chociażby Zabrze, gdzie można zwiedzać historyczne kopalnie. Trzeba jednak uważać, żeby adaptacja zabytków odbywała się z dużą dbałością o autentyzm. Często można spotkać się ze zamienianiem przemysłowych obiektów zabytkowych w obiekty różnej użyteczności. Wtedy wiele ważnych elementów może ulec zniszczeniu.

 

PAP: Czy w działaniach na polu zachowania zabytkowych obiektów przemysłowych więcej jest sukcesów czy porażek?
P.G.: Porażek, i to często bardzo bolesnych. Spójrzmy na przykład na Dolny Śląsk. Ten region przez 200 lat rozwijał się za sprawą przemysłu włókienniczego, opartego na lnie, a później na bawełnie. Rozmiary tego przemysłu były większe niż w Łodzi, tylko był on bardziej rozproszony po całym regionie. Dziś nie ma jednego miejsca, które dokumentowałoby tę historię. Kolejne umarłe już historie to pierwsza w świecie przeróbka buraka cukrowego na cukier na Dolnym Śląsku czy szereg nowatorskich technologii związanych z pozyskaniem cynku przy pomocy węgla na przełomie XVIII i XIX wieku na Górnym Śląsku.
PAP: Jest pan inicjatorem powstania kilku muzeów przemysłu i techniki, m.in. Muzeum Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej, Muzeum Hutnictwa Cynku „Walcownia” w Katowicach, Muzeum Młynarstwa „Młyn Hilberta” w Dzierżoniowie, Fabryki Porcelany w Tułowicach, Folwarku w Piotrowicach koło Świdnicy. Co panem kierowało, żeby się tym zająć?

 

P.G.: Przez lata pracy na Politechnice Wrocławskiej zajmowałem się dokumentacją dziedzictwa przemysłowego. Pracował nad tym spory zespół. Przeżywaliśmy szereg klęsk, na przykład zburzenie zabytkowej rzeźni we Wrocławiu, w której miejsce zbudowano centrum handlowe. Dalej – burzenie cukrowni i likwidacja licznych kopalni. Wtedy zrodził się pomysł, aby starać się na własną rękę walczyć o te zabytki, skoro działania uczelniane nie dawały rezultatów. Dla mnie był to skok na bardzo głęboką wodę. Zaczęło się 20 lat temu od lokomotywowni w Jaworzynie Śląskiej – ratujemy ten obiekt, zachowując jego pierwotną funkcje. Mam w nim ponad 40 parowozów, zebranych z całego kraju. Gdybyśmy ich nie zabrali, poszłyby na złom. Dzięki tym działaniom mamy muzeum kolejnictwa liczące się w Europie. Misją tej placówki jest mówienie o kolei – czym była i czym będzie w przyszłości.
Kolejnym obiektem była walcownia cynku w Katowicach – Szopienicach, którą kupiliśmy w 2013 roku. Wyższą kwotę, od naszej oferty, zaproponowała firma, która chciała zabytkowe maszyny sprzedać na złom. Likwidator jednak docenił, że chcemy zachować obiekt, jako muzeum, i sprzedał walcownię nam. Cztery lata remontowaliśmy ten obiekt. Dziś w Europie są dwa muzea historii pozyskania i przerobu cynku – w Zagłębiu Ruhry i w Katowicach. Nasze muzeum to zachowany zakład przemysłowy z przełomu XIX i XX wieku wyposażony w oryginalne maszyny do walcowania blachy napędzane maszynami parowymi.
Następna historia to wielki przemysłowy młyn w Dzierżoniowie, który był w pełni sprawny, gdy go kupiliśmy. Mamy dziś zabytek, który opowiada o technologii młynarstwa z przełomu XIX i XX wieku. Wystarczy przekręcić przełącznik i urządzenia zaczynają pracować. Kilka razy uruchamialiśmy go, ale niezbyt często, gdyż aby maszyny ruszyły potrzeba minimum dziesięć ton zboża, aby wypełnić przewody technologiczne. Otrzymywaliśmy różne propozycje, aby przerobić ten budynek, usunąć część maszyn, wprowadzić do zabytkowych wnętrz inne funkcje, ale broniliśmy się przed tym. Uważam, że jest to coś absolutnie wyjątkowego, że mamy duży kompletny i sprawny młyn z urządzeniami z początku XX wieku.
PAP: Za kilka tygodni planujecie otworzyć nową placówkę – muzeum porcelany w Tułowicach.
P.G.: Uratowaliśmy najstarszą część tego zakładu. Robimy ostatnie prace przy ekspozycjach przed otwarciem muzeum. To też ciekawa historia słynnej fabryki porcelany, a potem porcelitu. Kilka klubów miłośników tułowickiej porcelany znajduje się w Stanach Zjednoczonych, na co zapewne miał wpływ fakt, że do 1914 roku 90 procent wyrobów z Tułowic było eksportowane do USA. Przypuszczam, że wiedza o tej fabryce jest większa za oceanem niż u nas. Na Śląsku funkcjonowało dużo renomowanych fabryk porcelany. Na świecie mówiono: „to jest porcelana ze Śląska”, bez wyszczególniania fabryki. To było stwierdzenie najwyższej jakość tych wyrobów. W muzeum w Tułowicach chcemy wskrzesić tę historię.
Bytem spinającym wszystkie nasze działania jest Fundacja Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego. Siedem obiektów historycznych, które mamy, to kropla w morzu potrzeb. Takich obiektów na Śląsku i w całej Polsce należałoby zachować dużo więcej.
PAP: Projekty, które pan realizuje, wymagają dużych nakładów finansowych. Skąd pochodzą pieniądze na te działania?
P.G.: Nie mamy wsparcia państwowego, bazujemy na własnych środkach. Cierpimy z powodu braku równości, czujemy się poszkodowani, że pełnimy te same funkcje, co muzea samorządowe czy ministerialne, ale nie dostajemy wsparcia od państwa. Musimy sami zarobić na swoją działalność. To jest bardzo trudne. Strona finansowa muzeów państwowych jest jawna. Funkcjonują one otrzymując pieniądze od swoich właścicieli, czy to od samorządu czy na przykład od Ministerstwa Kultury. Wpływy pozyskane przez samo muzeum, ze sprzedaży biletów czy innych działań stanowią część budżetu placówek. Wypełniamy te same zadania społeczne, co muzea państwowe – edukujemy, pokazujemy spuściznę historyczną, zajmujemy się konserwacją i renowacją zabytków – ale nikt nas w tym nie wspiera. Przykre jest również to, że nasze działania wpływają wymiernie na rozwój ruch turystycznego, ale samorządy nie chcą z tej racji wesprzeć naszych działań.
PAP: Czy tylko pieniądze są problemem?
P.G.: Na początku zderzaliśmy sie też z brakiem zrozumienia ze strony władz i społeczności lokalnych. Często spotykaliśmy się z pytaniami – po co komu potrzebne jest zachowywanie starej lokomotywowni czy fabryki? Szukano w tym różnych ukrytych celów i korzyści. Dopiero po kilku latach społeczności lokalne zaczęły dostrzegać sens tych działań.
PAP: Jest pan jednym z nielicznych praktyków w tworzeniu muzeów przemysłu i techniki w Polsce. Czy dzieli się pan swoimi doświadczeniami z innymi?
P.G.: Oczywiście, staram się przez publikacje, na konferencjach czy na spotkaniach dzielić się swoim doświadczeniem – jak dokumentować zabytki, jak organizować techniczne muzeum i jego strukturę, jak obniżać koszty, kierować ruchem turystycznym. Chcę pokazać innym, że to się da zrobić, nawet bez wsparcia instytucji państwowych.
PAP: Jak widzi pan przyszłość muzealnictwa przemysłowego i technicznego w Polsce?
P.G.: Jestem przekonany, że będzie się ono rozwijało. Nie musimy sięgać do XIX czy początków XX wieku, dziś już fabryki z lat 70. i 80. XX wieku to obiekty zabytkowe. Historii wartych zachowania jest wiele, chociażby polska produkcja komputerów Odra we Wrocławiu czy produkty przemysłu motoryzacyjnego.
PAP: Co jest największym zagrożeniem dla zabytków przemysłowych w Polsce?
P.G.: Krótkowzroczność władz, brak wyobraźni i developerzy, robiący wszelkiego rodzaju przeróbki obiektów do innych celów. Tu, pod płaszczykiem +to my ratujemy zabytek+, niszczy się obiekty pozostawiają tylko ich elementy. Dobrym przykładem takich działań jest Port Wrocławski, gdzie inwestor zostawia tylko same elewacje, a całe wnętrza są niszczone. W Warszawie jest fabryka Norblina, w Gdańsku Stocznia i można przytoczyć jeszcze wiele podobnych przykładów z całej Polski.
Staram się bardzo, ale bez skutku, tłumaczyć władzom Wrocławia, że jest to brnięcie w ślepą uliczkę. Dewastując port i całą jego infrastrukturę, odbierając mu pierwotny charakter i historię, niszczy się to, co generuje ruch turystyczny. Sam wrocławski rynek to za mało, miasto musi myśleć o kolejnych atrakcjach. Pieniądze developerów są jednak silniejsze od naszych apeli.
PAP: Kieruje pan polskim oddziałem Międzynarodowego Komitetu Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego (The International Committee for the Conservation of the Industrial Heritage). TICCIH jest niezależną organizacją zajmującą się ochroną i badaniem dziedzictwa przemysłowego. Od 2000 r. jest to organizacja doradcza UNESCO. Jak, w porównaniu do innych europejskich krajów, wygląda u nas dbałość o dziedzictwo przemysłowe i techniczne?
P.G.: Krajami, na które warto patrzeć i przyglądać się ich rozwiązaniom w dziedzinie dbałości o historyczne obiekty przemysłowe, są Niemcy, Wielka Brytania i Francja. Choć dużo się u nas dzieje, to jeszcze daleko nam do nich. Przykre jest to, że pieniądze, które po przystąpieniu do Unii Europejskiej płyną do Polski na te cele, są niewłaściwie wykorzystywane. Niektóre działania, finansowane z tych pieniędzy, robią więcej złego niż dobrego dla zabytku.

Rozmawiał: Tomasz Szczerbicki (PAP)

 

Autor: Tomasz Szczerbicki

 

szt/ wj/

Ekstraklasa piłkarska: Kibice Warty Poznań na mecze będą jeździć wyjątkowym pociągiem

0
Poznañ, 28.03.2024. Poci¹g Kolei Wielkopolskich w barwach klubu pi³karskiego Warty Poznañ zaprezentowany na Dworcu Letnim w Poznaniu, 28 bm. Dzisiejsza prezentacja jest potwierdzeniem sta³ej wspó³pracy Warty Poznañ ze spó³k¹ Koleje Wielkopolskie i dzia³añ promocyjnych realizowanych w poci¹gach a tak¿e podczas meczów rozgrywanych w Grodzisku Wielkopolskim, na które szybko i wygodnie mo¿na dotrzeæ poci¹gami poznañskiej spó³ki. (js) PAP/Jakub Kaczmarczyk

Pociąg Kolei Wielkopolskich „Warciarz” w specjalnej zielonej kolorystyce zawiezie kibiców poznańskiego klubu na mecze ligowe do Grodziska Wielkopolskiego. Będzie on również kursował według standardowego rozkładu jazdy do Wolsztyna i Wągrowca.

Prezentacja efektownie wyglądającego pociągu nastąpiła w czwartkowe samo południe na peronie Dworca Letniego. Na przednim wyświetlaczu miał napis „Warciarz”, a spośród innych składów wyróżniał się kolorystyką – był oklejony w barwach najstarszego klubu piłkarskiego w Poznaniu. To efekt współpracy Warty z wielkopolskim przewoźnikiem.

„Nasza współpraca z Wartą Poznań trwa już od niemal pięciu lat. Ten piękny pociąg zaraz po prezentacji wejdzie do rozkładu i będzie kursował na trasach do Wągrowca i Wolsztyna. Ponadto pojazd będzie dostępny dla kibiców Warty Poznań, który będą mogli komfortowo i punktualnie dotrzeć na mecz w Grodzisku Wlkp. Nie tylko na ten jeden mecz, ale także na wszystkie mecze w Grodzisku w tym i następnym sezonie” – powiedział podczas prezentacji członek zarządu Kolei Wielkopolskich Mikołaj Grzyb.
Prezes poznańskiego klubu Artur Meissner nie ukrywa, że jest to obustronna promocja, a także zachęcenie nie tylko kibiców do korzystania z transportu publicznego.
„Cieszymy się, że nasza współpraca z Kolejami Wielkopolskimi ciągle się rozwija, a zaprezentowany właśnie pociąg jest tego kolejnym, naocznym dowodem. Taki pojazd w barwach klubowych to nowość nie tylko wielkopolskich torach, ale również w skali kraju. Jest dla nas powodem do radości i dumy z faktu, że tworzymy wspólną historię i w taki symboliczny sposób możemy zaznaczyć obecność Warty w naszym regionie. Możliwość dojazdu +Warciarzem+ na mecze w Grodzisku Wlkp. to cenna inicjatywa. Jest wygodną i bezpieczną opcją, a na dodatek promuje transport publiczny, który jest rozwiązaniem ekologicznym” – podkreślił Meissner.
Pociąg ma 130 miejsc siedzących, a komfortowo może nim podróżować ok. 180 osób. Będzie kursował na trasach do Wolsztyna (przez Grodzisk) oraz do Wągrowca. Kibice będą mogli nim pojechać na najbliższy mecz poznańskiego zespołu, który 2 kwietnia podejmować będzie Zagłębie Lubin (początek o godz. 19).
Piłkarze Warty z powodu braku własnego obiektu od 2019 roku nieprzerwanie rozgrywają mecze w roli gospodarza na stadionie w Grodzisku, oddalonym od stolicy Wielkopolski o ok. 50 kilometrów. (PAP)

lic/ krys/

Minister klimatu: „Energia jądrowa będzie istotnym elementem polskiego miksu energetycznego”. Nie wspomniała, kiedy ruszy budowa pierwszej elektrowni

0
Warszawa, 26.03.2024. Minister klimatu i œrodowiska Paulina Hennig-Kloska podczas konferencji prasowej w siedzibie resortu w Warszawie, 26 bm. Konferencja dotyczy³a podsumowania rozmów ze stron¹ niemieck¹ w sprawie sk³adowania nielegalnych odpadów przy granicy z Niemcami. (amb) PAP/Marcin Obara

Energia jądrowa będzie istotnym elementem polskiego miksu energetycznego jako niezawodne źródło energii elektrycznej – stwierdziła minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska, cytowana w komunikacie resortu.

„Wierzymy, że rozwój energetyki jądrowej wpłynie na wzrost bezpieczeństwa energetycznego w Europie oraz pozwoli na uniezależnianie się od importu rosyjskich surowców energetycznych. Energia jądrowa będzie istotnym elementem polskiego miksu energetycznego jako niezawodne źródło energii elektrycznej” – wskazała Hennig-Kloska podczas spotkania z ambasador Kanady w Polsce Catherine Godin.

Spotkanie odbyło się 28 marca br. w siedzibie resortu.
Szefowa resortu klimatu dodała, że energia jądrowa będzie stanowiła wsparcie dla Polski w zastąpieniu wyeksploatowanych elektrowni węglowych. Ponadto, jako elastyczne i dyspozycyjne źródło wytwórcze, energia jądrowa pozwoli na stabilne wdrażanie odnawialnych źródeł energii.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska w styczniu br. zapewniło, że nie ma podstaw do zmiany lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, a decyzja o lokalizacji elektrowni jądrowej w gminie Choczewo jest ostateczna. Zmiana lokalizacji oznaczałaby rozpoczęcie od początku całego procesu, w tym badań, które trwały od 2017 r., czyli opóźnienie całej inwestycji nawet o 10 lat.
11 lipca 2023 r. Minister Klimatu i Środowiska, na wniosek Spółki Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ), wydał decyzję zasadniczą, która formalnie potwierdziła, że inwestycja w pierwszą elektrownię jądrową w Polsce jest zgodna z interesem publicznym i realizowaną przez państwo polityką, w tym polityką energetyczną. Dokument ten uprawnia Polskie Elektrownie Jądrowe do ubiegania się o uzyskanie kolejnych decyzji administracyjnych oraz późniejszego pozwolenia na budowę we wskazanej w decyzji lokalizacji.
Spółka PEJ uzyskała kluczowe decyzje administracyjne, 19 września 2023 r. Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska wydał decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach dla pierwszej elektrowni jądrowej, a 26 października 2023 r. wojewoda pomorski wydał decyzję o ustaleniu lokalizacji inwestycji w zakresie budowy pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej.(PAP)

 

autor: Łukasz Pawłowski

Zabił nożyczkami psycholożkę w Zakładzie Karnym. Krew była wszędzie. Dziś koniec procesu

0

We wtorek ma się zakończyć proces 39-letniego Artura R. oskarżonego o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem psycholożki w Zakładzie Karnym w Rzeszowie, funkcjonariuszki Służby Więziennej Bogumiły B.-P. Możliwe jest ogłoszenie wyroku.

Artur R. zaatakował funkcjonariuszkę 22 lutego 2022 r. w trakcie konsultacji psychologicznej, w pokoju, w którym odbywały się standardowe rozmowy z osadzonymi. Przebywała ona z oskarżonym sam na sam. Artur R. najpierw uderzył ją pięściami w twarz, a później nożyczkami zabranymi z biurka zadał jej osiem ciosów w szyję i twarz. Psycholożka doznała masywnego krwotoku wewnętrznego i zewnętrznego, które doprowadziły do jej śmierci.

Rzeczniczka Sądu Okręgowego w Rzeszowie, przed którym toczy się proces, sędzia Brygida Gradkowska-Ferenc przekazała, że na 2 kwietnia zaplanowano mowy końcowe stron. Możliwe jest też w tym dniu ogłoszenie wyroku.
Proces Artura R. ruszył w listopadzie 2023 r. Pierwszego dnia procesu oskarżony nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Zapewnił, że nie chciał nikogo zabić. Zadeklarował składanie wyjaśnień i odpowiadanie na pytania sądu, prokuratora i obrony, ale sąd wyłączył jawność w części procesu dotyczącej m.in. wyjaśnień oskarżonego, przesłuchania biegłych z zakresu psychologii i seksuologii, bo – jak wyjaśniał przewodniczący składu orzekającego sędzia Andrzej Borek – w wypowiedziach mogą pojawić się drastyczne opisy.
Artur R. przebywa w areszcie, na proces dowożony był w policyjnej eskorcie. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie oskarżyła go o zabójstwo kobiety ze szczególnym okrucieństwem i z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Ma także postawiony zarzut czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego i bezprawnego pozbawienia wolności połączonego ze szczególnym udręczeniem. Grozi mu kara pozbawienia wolności na nie mniej niż 12 lat, 25 lat więzienia lub dożywocie.
Artur R. w tym samym procesie odpowiada też za gwałt i naruszenie intymności seksualnej Agaty S. – kobiety poznanej za pośrednictwem serwisu z ogłoszeniami towarzyskimi i anonsami erotycznymi. Sprawę tę dołączono do aktu oskarżenia w sprawie psycholożki.
Według ustaleń prokuratury mężczyzna miał używać w stosunku do Agaty S. przemocy i ją zgwałcić, grożąc pozbawieniem jej życia. Nagrał też telefonem komórkowym, bez zgody kobiety, jej nagi wizerunek w trakcie czynności seksualnej.
W trakcie śledztwa R. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Odniósł się do zarzutu zabójstwa, ale odmówił składania wyjaśnień w sprawie gwałtu i kierowania gróźb karalnych.
Artura R. przebadali biegli. Uznali, że w chwili popełniania czynu był poczytalny, może więc uczestniczyć w czynnościach postępowania przygotowawczego, stawać przed sądem, a także odbywać karę pozbawienia wolności w warunkach zakładu karnego. Wskazali też, że Artur R. jest bardzo niebezpieczny dla otoczenia i jego przebywanie na wolności grozi poważnym niebezpieczeństwem dla ludzi. Uznali też, że zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, że popełni ponownie przestępstwo.
Biegły z zakresu seksuologii stwierdził u mężczyzny dewiacje seksualne w postaci jednej z odmian sadyzmu, która polega na osiąganiu rozkoszy przez gwałt na partnerach seksualnych.
Artur R. odpowiadał już przed sądem za gwałty. Pod koniec lipca 2023 r. został nieprawomocnie skazany na 20 lat więzienia za zgwałcenie trzech kobiet i usiłowanie gwałtu jednej. Umawiał się z kobietami w celach towarzyskich, a potem je bił, podduszał, groził śmiercią, okradał z pieniędzy i bielizny, którą traktował jak trofeum.
Jedną z kobiet zaczepił na ulicy i pytając o drogę, zwabił do swojego samochodu. Uniemożliwiając jej opuszczenie auta, wywiózł ją do jednej z podrzeszowskich miejscowości i tam zgwałcił, a później odwiózł do Rzeszowa.
Właśnie w związku ze sprawą tych gwałtów przebywał w areszcie, gdy zaatakował więzienną psycholożkę.
Psycholog, która zginęła, miała 39 lat. Służbę w Zakładzie Karnym w Rzeszowie pełniła od października 2010 r. Zajmowała stanowisko starszego psychologa. W 2017 r. ukończyła szkolenie zawodowe na pierwszy stopień oficerski Służby Więziennej. Pełniła służbę w oddziale dla tymczasowo aresztowanych. Pozostawiła męża i dwoje dzieci.(PAP)

 

autorka: Agnieszka Pipała

Donald Tusk w europejskich gazet wzywa, by z groźbą wybuchu kolejnej wojny „mentalnie się oswoić” i się do niej szykować

0
£ódŸ, 08.01.2024. Premier Donald Tusk podczas uroczystoœci pogrzebowych Iwony Œledziñskiej-Katarasiñskiej w koœciele œw. Teresy i œw. Jana Bosko w £odzi, 8 bm. Iwona Œledziñska-Katarasiñska by³a pos³ank¹ przez 32 lata, od I do IX kadencji. Reprezentowa³a m.in. Uniê Demokratyczn¹, Uniê Wolnoœci i Platformê Obywatelsk¹. Zmar³a 1 stycznia br. w wieku 82 lat. (sko) PAP/Marian Zubrzycki

Żyjemy w najbardziej krytycznym momencie od czasów zakończenia drugiej wojny światowej. Następne dwa lata zadecydują o wszystkim – mówi premier Donald Tusk w pierwszym prasowym wywiadzie od dnia objęcia urzędu. I wzywa Europę do zbrojeń. Treść wywiadu publikuje m.in. piątkowa „Gazeta Wyborcza”.

Tusk dodaje, że musimy mentalnie oswoić się z nadejściem nowej epoki. Z dnia na dzień jest to coraz bardziej widoczne.

Jak czytamy, rozmowa miała formułę europejską – oprócz „Wyborczej”, jej zapis publikują: hiszpański dziennik „El Pais”, włoska „La Repubblica”, niemiecki „Die Welt”, belgijski „Le Soir” i szwajcarska „Tribune de Geneve”. To gazety należące do sojuszu wiodących europejskich mediów LENA.
Jak czytamy na łamach „GW”, Tusk wzywa, by z groźbą wybuchu kolejnej wojny „mentalnie się oswoić” i się do niej szykować. „Żyjemy w najbardziej krytycznym momencie od czasów zakończenia drugiej wojny światowej. Następne dwa lata zadecydują o wszystkim” – mówi w wywiadzie szef polskiego rządu. Jak mówi, nie ma powodu, żeby Europejczycy nie respektowali fundamentalnej zasady, i nie wydawali na obronność minimum 2 proc. PKB. Premier przyznaje też, że rozumie, dlaczego nie wszystkie kraje chcą przyjąć polski model. „My wydajemy 4 proc. na obronność, ale wiem, że nasza sytuacja bezpieczeństwa jest trudniejsza niż Hiszpanii czy Włoch. Jednak 2 proc. PKB to po prostu mus. Nie rozumiem, jak można to kwestionować” – zaznacza premier.
Donald Tusk podkreśla w rozmowie z gazetami, że naszym głównym zadaniem powinna być ochrona Ukrainy przed rosyjską inwazją i utrzymanie jej jako niezależnego i integralnego państwa. „Przyszłość Ukrainy spoczywa głównie w naszych rękach. Nie chodzi mi tu o samą Polskę ani nawet UE, ale o cały Zachód. To od nas zależy, czy Ukrainie uda się uniknąć pesymistycznych scenariuszy. Dziś jej sytuacja jest znacznie trudniejsza niż rok temu, ale też znacznie lepsza niż na początku wojny, kiedy żołnierze Putina stali na obrzeżach Kijowa” – przekonuje szef rządu.
Zwraca przy tym uwagę, że o wojnie w Ukrainie być może trzeba będzie myśleć w długoterminowej perspektywie. „Oznacza to dla krajów europejskich coraz więcej nowych obowiązków. W naszym interesie jest utrzymanie Ukrainy w jak najlepszej kondycji. W Polsce wszyscy zdają sobie z tego sprawę i nie podlega to dyskusji” – mówi premier Tusk.
Co do relacji polsko-ukraińskich i sporu o otwarcie unijnego rynku na ukraińską żywność premier deklaruje – „Chcemy pomagać Ukrainie, jak tylko się da. Ale na ostatnim szczycie w Brukseli przekonywałem, że ideę wolnego handlu z Ukrainą trzeba przemodelować. Chcę uczciwego porozumienia, chcę znaleźć wspólny mianownik dla interesów Ukrainy, Polski i całej UE” – wskazuje Tusk, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.
W kwestii sytuacji na granicy polsko-białoruskiej i prowadzonej przez reżimy Putina i Łukaszenki akcji przerzucania na Zachód imigrantów z Azji i Afryki Donald Tusk mówi: „Oni traktują ludzi jak narzędzie, absolutnie przedmiotowo. Chcą, żebyśmy doszli do momentu, w którym będziemy musieli zaprzeczyć własnym prawom i wartościom. Pushbacki jako metoda są moralnie nie do przyjęcia. Musimy znaleźć lepsze rozwiązanie”. I dodaje: „Alternatywą nie może być bezradność lub brak bezpieczeństwa naszych unijnych granic”. (PAP)

pad/

Odmrożenie cen energii oznacza skok czynszów

0
mieszkanie_blok

Spółdzielnie mieszkaniowe planują od końca czerwca podwyżki opłat, przeważnie wynikające ze wzrostu cen energii elektrycznej i ciepła – informuje w piątkowym wydaniu „Rzeczpospolita”. Drogą ucieczki przed nimi może być fotowoltaika – dodaje.

Przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowych z różnych regionów kraju, z którymi rozmawiała gazeta, żalą się, że nikt nie pamięta o ochronie spółdzielni już po odmrożeniu cen energii. „Szacują oni, że ceny energii dla tzw. części wspólnych, a więc oświetlenie korytarzy, wind itd., których koszty utrzymania ujęto w czynszach, mogą wzrosnąć nawet 60 proc. Podobnie z ciepłem systemowym: ciepłownie nie ukrywają, że odmrożone ceny pójdą w górę. Realne oszczędności w coraz większej grupie spółdzielni daje fotowoltaika, co potwierdzają wyliczenia tych, z którymi rozmawialiśmy” – czytamy w piątkowym wydaniu „Rz”.

Gazeta dodaje, że w wielu spółdzielniach już teraz wiadomo, że czynsze pójdą w górę w połowie roku – i to nie tylko w efekcie odmrożenia cen prądu i ciepła. Chodzi o podwyżki eksploatacji i funduszu remontowego (ustalane raz w roku opłaty zależne od spółdzielni). „Jak co roku, regulujemy opłaty eksploatacyjne. Na tę chwilę uchwaliliśmy wzrost kosztów sprzątania od 1 czerwca 2024 r.” – informuje gazetę spółdzielnia Mieszkaniowa Wrocław-Południe. To jednak – jak wskazuje „Rz” – dopiero początek listy.
Rosną także opłaty za centralne ogrzewanie oraz podgrzanie wody użytkowej w lokalach użytkowych w zasobach spółdzielni od 1 marca 2024 r., co wynika z braku tarczy ochronnej dla tych lokali – informuje gazeta. Dla lokali mieszkalnych dopiero w maju będzie można wykonywać analizę zużycia i wtedy będzie wiadomo, czy konieczne będą regulacje stawek. „Jeśli zewnętrzne ceny zostaną utrzymane, nie przewidujemy zwiększenia opłat, oprócz wspomnianych standardowych regulacji stawek wynikających z analizy zużycia” – wskazują rozmówcy gazety.
Przywołana w artykule jedna z największych w Warszawie spółdzielni mieszkaniowych, WSBM Chomiczówka, informuje „Rz”, że jeśli nastąpią drastyczne podwyżki cen energii u dostawców, być może będzie zmuszona rozważyć podniesienie opłat na zakup mediów.
„Rzeczpospolita” wskazuje, że częścią rozwiązań chroniących przed rosnącymi rachunkami, może być fotowoltaika na dachach budynków wielorodzinnych.(PAP)

Akta znalezione w domu Ziobry. „Nie miał prawa ich zabrać i posiadać po dniu, w którym przestał być Prokuratorem Generalnym”

0

Dokumenty stanowiące akta spraw czy tzw. podręczne akta prokuratora powinny znajdować się w siedzibie prokuratury. Są to dokumenty urzędowe, które są w dyspozycji organu państwowego jakim jest prokuratura – powiedział PAP adwokat Przemysław Rosati.

We wtorek i środę u 25 osób w kilkudziesięciu miejscach w kraju, na polecenie prokuratorów prowadzących śledztwo ws. wykorzystania środków z Funduszu Sprawiedliwości, ABW wraz z prokuratorami prowadziła przeszukania i zatrzymania. Przeszukano m.in. domy b. ministra sprawiedliwości, b. prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. W trakcie przeszukania domu byłego szefa MS ujawniono oryginał teczki nadzoru akt postępowania przygotowawczego dot. sprawy śmierci ojca Ziobry.

„Zgodnie z art. 276 Kodeksu Karnego, kto m.in. ukrywa lub usuwa dokument, którym nie ma prawa wyłącznie rozporządzać popełnia przestępstwo” – powiedział PAP adwokat Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.
„Dokumenty, o których mowa, to dokumenty tego rodzaju, o których możemy z całym przekonaniem powiedzieć, że minister Ziobro nie miał prawa nimi wyłącznie rozporządzać, a także nie miał prawa ich zabrać i posiadać po dniu, w którym przestał być Prokuratorem Generalnym. Prokuratura będzie musiała zbadać, czy to, że dokumenty się tam znalazły i przez dłuższy czas tam pozostawały, czyli od momentu zakończenia przez pana prokuratora generalnego – ministra sprawiedliwości sprawowania tego urzędu – co nastąpiło pod koniec listopada, gdy ministrem sprawiedliwości w drugim rządzie Morawieckiego został Marcin Warchoł – jest podstawą do przyjęcia, że było to ukrywane w rozumieniu wskazanego artykułu kodeksu karnego” – powiedział adwokat.
„Istota ukrycia dokumentu polega na umieszczeniu go w miejscu nieznanym dla osoby uprawnionej, gdy sprawca swoje działanie w sposób świadomy i intencjonalny ukierunkowuje na wywołanie takiego stanu, aby dokument był ukryty, schowany, niedostępny dla osoby uprawnionej, czyli innymi słowy chowa taki dokument przed uprawnionym do jego posiadania – wyjaśnił mec. Rosati – „Natomiast przez usunięcie dokumentu w rozumieniu tego przepisu należy rozumieć po prostu zabranie dokumentu z miejsca, w którym stale się on znajduje, w tym wypadku z siedziby prokuratury” – dodał.
W jego ocenie okoliczności te musi zbadać prokuratura. „Jeśli uzna, że było to intencjonalne ukrywanie dokumentów – a co do tego, że b. minister Ziobro od momentu zakończenia pełnienia funkcji Prokuratora Generalnego nie miał prawa do wyłącznego nimi rozporządzania nie ma dyskusji – moim zdaniem wypełnione będą wówczas znamiona przestępstwa z art. 276. O tym zadecyduje jednak prokuratura, a na końcu – sąd, jeżeli w tej sprawie zostanie skierowany akt oskarżenia do sądu” – wyjaśnił Rosati.
Podkreślił, że „tego rodzaju dokumenty nie powinny znajdować się w prywatnym mieszkaniu b. prokuratora generalnego, b. ministra sprawiedliwości”. „Dokumenty stanowiące akta sprawy czy podręczne akta prokuratora powinny znajdować się w siedzibie prokuratury. Są to dokumenty urzędowe, które są w dyspozycji organu, jakim jest prokuratura. Mogą zawierać tajemnicę postępowania przygotowawczego czy dane wrażliwe. Kluczem jest ustalenie, czy mamy do czynienia z ukrywaniem dokumentów. Będzie to wymagało przede wszystkim przeprowadzenia czynności przesłuchania pana b. ministra Ziobry, by ustalić motywy, którymi się kierował, a także celem ustalenia, czy jego intencją było ukrywanie tych dokumentów. Jeżeli w związku z tą sprawą były minister miałby usłyszeć zarzut popełnienia przestępstwa, wcześniej konieczne będzie uchylenie mu immunitetu przez Sejm RP” – mówił adwokat.
„Niezależnie od tego, że akta znajdowały się poza siedzibą prokuratury, należy zauważyć, że tego rodzaju postępowanie podważa zaufanie obywateli do organów władzy publicznej, w tym wypadku do działania prokuratury pod kierownictwem b. ministra sprawiedliwości. Widzimy jak na dłoni, że jeżeli sprawa dotyczy osoby bliskiej politykowi, który w przeszłości stał na czele prokuratury, to pomimo deklaracji o wyłączeniu się od tej sprawy, fakty przekazane obecnie przez organa ścigania wskazują na specjalne zainteresowanie tą sprawą” – dodał mec. Rosati. (PAP)

 

Ziobro: nie tylko chcę, ale muszę stawić się przed komisją ds. Pegasusa

Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (PiS) oświadczył w czwartek, że nie tylko chce, ale musi stawić się przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa. Niech o mojej obecności rozstrzygną obiektywni biegli, o których powołanie zawnioskowałem do marszałka Sejmu – dodał.
Ziobro był pytany w Polsat News o zapowiedź wiceszefa sejmowej komisji śledczej ds. Pegasusa Marcina Bosackiego, że były minister sprawiedliwości powinien szybko zostać przez nią przesłuchany. Według Bosackiego powinno do tego dojść jeszcze w kwietniu.
„Nie tylko chcę, ja oczywiście muszę stawić się przed komisją, bo przede wszystkim (…) wobec tej akcji, insynuacji i kłamstw, które są na mój temat opowiadane, także działalności prokuratora generalnego, będę miał w ten sposób okazję, by pokazać prawdę, jak ono wygląda, że podejmowałem działania, kierując się interesem publicznym i dobrem Polaków, i ich bezpieczeństwem” – powiedział Ziobro.
Pytany, czy prezes PiS Jarosław Kaczyński wiedział, że Pegasus został zakupiony ze środków Funduszu Sprawiedliwości, Ziobro odpowiedział: „Bardzo chętnie stanę przed tą komisją śledczą i do tego się odniosę, więc nie tylko mogę, ale ja chcę to zrobić (…). Jak trzeba, to przyjdę o kulach wtedy do Sejmu i będę chciał i żądał, by składać zeznania w tej sprawie przed komisją śledczą” – zapewnił Ziobro. Zaznaczył, że jego decyzje „poprawiły to bezpieczeństwo Polaków” oraz były w jego ocenie legalne i słuszne. „I decyzji tych nie konsultowałem z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. To były też moje decyzje” – mówił Ziobro. Wyjaśnił, że wiązały się one z jego przekonaniem, że organy ścigania są bezradne wobec działań groźnych przestępców, także terrorystów. „Ponieważ przestępcy przechodzą na tzw. komunikatory z telefonów” – powiedział.
Zbigniew Ziobro, który niedawno przeszedł operację w związku z chorobą nowotworową, powiedział, że stanie przed komisją śledczą za zgodą biegłych. „Wychodząc naprzeciw tym wszystkim, którzy stawiali zarzuty, że rzekomo coś udaję czy symuluję, wystąpiłem z wnioskiem do pana marszałka (Sejmu Szymona Hołowni – PAP), by zechciał, korzystając ze swoich uprawnień koordynacyjnych, a więc z Prezydium Sejmu, zaproponować powołanie biegłych (…) specjalistów w danym zakresie, do których mają zaufanie posłowie”. Biegli ci, jak mówił, mogliby się wypowiedzieć, „kiedy w sposób gwarantujący swobodę wypowiedzi” będzie mógł on „w najszybszym możliwym terminie stanąć przed komisją”.
„Obiektywni, wysokiej klasy biegli niech to rozstrzygną. Ja się podporządkuję, mówię to z góry. Tak jak wskażą. Dlatego, że chcę się stawić przed tą komisję i niczego nie zamierzam unikać czy uchylać się przed czymkolwiek” – dodał.
Komisja śledcza ds. Pegasusa ma zbadać legalność, prawidłowość i celowość czynności podejmowanych z wykorzystaniem tego oprogramowania m.in. przez rząd, służby specjalne i policję od listopada 2015 r. do listopada 2023 r. Komisja ma też ustalić, kto był odpowiedzialny za zakup Pegasusa i podobnych narzędzi dla polskich władz.
We wtorek i środę na polecenie prokuratorów badających wykorzystanie środków z Funduszu Sprawiedliwości w różnych miejscach kraju odbyły się przeszukania i zatrzymania; przeszukano m.in. dom Ziobry.(PAP)

 

nno/ ann/ wus/

Abp Adrian Galbas: Mnie nieraz trudno jest wierzyć w Boga. Wiara bywa ciężka i męcząca [wywiad]

0
Abp Adrian Galbas (2023)

Mnie nieraz trudno jest wierzyć w Boga. Wiara bywa ciężka i męcząca, ale gdy słyszę o czyjejś śmierci, wówczas właśnie wiara jest pociechą – powiedział PAP metropolita katowicki abp Adrian Galbas.

W rozmowie z PAP metropolita katowicki abp Adrian Galbas wyjaśnił, że cierpienie samo w sobie nie jest człowiekowi potrzebne, ponieważ niszczy i degraduje. Jednak w momentach, gdy przeżywamy cierpienie, męka Chrystusa może być pociechą i wzmocnieniem.

Arcybiskup przyznał, że wiara bywa trudna i jemu samemu czasami ciężko jest wierzyć w Boga. Jednocześnie podkreślił, że gdy słyszy o czyjejś śmierci, wówczas właśnie wiara jest dla niego pociechą.
Metropolita katowicki przestrzegał księży, by nie wyrzucali wiernym, że przychodzą do Kościoła raz w roku, przy okazji święcenia pokarmów, ale starali się wykorzystać ten moment do ewangelizacji.
PAP: W Wielki Piątek katolicy wpatrują się w krzyż Chrystusa. Jezus przyjął swój krzyż dobrowolnie. My najczęściej boimy się i staramy się unikać cierpienia. Jaka nauka płynie z tego dla nas? Czy cierpienie jest nam, chrześcijanom do czegoś potrzebne?
Abp Adrian Galas: Nie. Samo cierpienie nie jest nam do niczego potrzebne. Ono zawsze niszczy, degraduje i rujnuje. Na pewno nie uszlachetnia. Pytanie, czy gdy go doświadczamy, a przecież tak się dzieje niemal nieustannie, gdy przeżywamy cierpienie fizyczne, duchowe, psychiczne, a czasem wszystkie naraz, gdy jesteśmy kłębkiem cierpienia, czy wówczas możemy coś z tym zrobić?
Męka Chrystusa jest dla nas pociechą, przykładem i wzmocnieniem. Syn Boży podjął cierpienie bez własnej winy, by nas wesprzeć w naszym cierpieniu. Nie musimy więc cierpieć sami i w samotności. Chrystus daje mi też nadzieję, że moje cierpienie będzie miało sens, nawet jeśli teraz w żaden sposób nie mogę tego dostrzec.
Jan Paweł II w liście „Salvifici doloris”, który został opublikowany czterdzieści lat temu, napisał, że cierpienie bliźniego jest też okazją do praktykowania miłości wobec niego. Na pewno nie moglibyśmy powiedzieć, że bliźni cierpi po to, bym ja mógł go kochać – to byłoby wręcz sadystyczne – ale gdy cierpi bliźni, ja mogę tym bardziej go kochać, a ten czyn miłości zawsze mnie samego wzniesie.
PAP: Dlaczego Wielkanoc jest nazywana Nową Paschą?
A.G.: Słowo „pascha” oznacza przejście. Najpierw wspominamy przejście narodu wybranego z Egiptu do Ziemi Obiecanej, a więc z niewoli do wolności, a potem przejście Chrystusa ze śmierci do życia, które ma praktyczną konsekwencję w życiu ludzi chrystusowych. Jesteśmy zaproszeni do tego, by nieustannie przechodzić z naszego Egiptu do naszej Ziemi Obiecanej, z niewoli grzechu do wolności dzieci Bożych, z duchowej śmierci do życia w łasce. Czasem to przechodzenie trwa czterdzieści lat, jak tamta wędrówka przez pustynię, a czasem nawet dłużej. Ważne, żebyśmy mieli pewność, że jeśli podejmujemy ten wysiłek, to skończy się on szczęśliwym finałem. Dzięki pomocy, jaką otrzymujemy od Zmartwychwstałego Pana.
PAP: Kościół naucza, że przez swoje zmartwychwstanie Jezus Chrystus wyzwolił nas z niewoli grzechu i śmierci i otworzył nam drogę do życia wiecznego. Jak rozumieć te słowa, skoro jako ludzie nadal grzeszymy, chorujemy i umieramy? Na czym polega to wyzwolenie?
A.G.: Jest różnica między doświadczaniem czegoś, a byciem przez coś pokonanym. Św. Paweł powie: śmierć nad nami nie ma już władzy. Śmierć nie jest ostateczna. Ostateczne jest życie wieczne z Bogiem. Tak wierzą chrześcijanie od wieków, za tę prawdę nieraz dali się dosłownie pokroić. Ona jest prawdziwym skarbem.
Mnie nieraz trudno jest wierzyć w Boga. Wiara bywa ciężka i męcząca, ale gdy słyszę o czyjejś śmierci, a także, gdy doświadczam własnego umierania, bo przecież ono się odbywa codziennie, od dnia narodzin, wówczas właśnie wiara jest pociechą. Wcale nie tanią, ale jednak pociechą.
Gdy na pogrzebach człowieka niewierzącego słyszę tylko „cześć jego pamięci”, a na pogrzebach wierzących „żyj w pokoju”, to słyszę wielką różnicę. Oczywiście cierpienie, zwłaszcza cierpienie niewinnych, niedoskonałość świata w nas i wokół nas, zawsze pozostanie tajemnicą. Dla wielu będzie wręcz gotowym aktem oskarżenia wobec wszechmocy i miłości Boga, powodem, by Go porzucić. Rozumiem to i przyjmuje z pokorą.
PAP: Zdarza się, że niektórzy przychodzą w Wielką Sobotę do kościoła, by święcić pokarmy, ale nie pojawiają się na liturgii Wigilii Paschalnej czy rezurekcji. Część osób kultywuje świąteczne zwyczaje, jednak bez odniesienia do ich religijnych korzeni. Jaka powinna być reakcja księży na takie sytuacje?
A.G.: Każdy powód, gdy ludzie przychodzą do kościoła, jest dobry. Także gdy jest to jedynie naskórkowe. Tu jest wielka rola duszpasterzy, by nie wyrzucać ludziom, że ze święconką to są, a bez święconki to już nie. Można przecież wykorzystać ten moment ewangelizacyjnie. Wyjaśnić ludziom sens tego gestu, znaczenie symboli jajka, chleba czy mięsa. Bo przecież nie chodzi o same potrawy.
Jajko symbolizuje nowe życie, które jest nam nieustannie ofiarowywane w Chrystusie, chleb prowadzi nas do Eucharystii, która jest jednym z owoców zmartwychwstania Chrystusa i która jest nam potrzebna jak chleb do codziennej wędrówki wiary, a mięso przypomina baranka paschalnego, który był zapowiedzią ofiary Chrystusa. Wszystko jest więc po coś.
Podczas poświęcenia pokarmu można też zachęcić do adoracji Najświętszego Sakramentu, do przyjścia na liturgię. To wspaniała okazja do spotkania ludzi. Ciekawe, że w środowiskach polonijnych Polacy idący z koszyczkiem w Wielką Sobotę powodują wręcz oniemienie u tamtejszych biskupów. Co wyście zrobili, że tylu ludzi idzie do kościoła? – pytają zdumieni.
Rozmawiała: Iwona Żurek (PAP)

 

Wielki Piątek w Kościele katolickim upamiętnia Mękę Pańską

Liturgia Wielkiego Piątku w Kościele katolickim upamiętnia mękę i śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu. Tego dnia, jedynego w roku, w kościołach nie odprawia się mszy świętej, a katolików obowiązuje ścisły post.
Wielki Piątek jest dniem skupienia i powagi. Z ołtarzy znikają kwiaty i świece, puste są tabernakula, a obrazy z wizerunkiem Chrystusa są zasłonięte. To także jedyny dzień w roku, kiedy nie odprawia się mszy świętej.
Wieczorna liturgia Męki Pańskiej rozpoczyna się liturgią słowa. Celebrans i asysta wchodzą w ciszy. Przed ołtarzem przez chwilę leżą krzyżem, a po modlitwie wstępnej czytane jest proroctwo o Cierpiącym Słudze Jahwe i fragment Listu do Hebrajczyków. Następnie czyta się lub śpiewa, zwykle z podziałem na role, opis Męki Pańskiej według św. Jana.
Po homilii w bardzo uroczystej modlitwie powszechnej Kościół poleca Bogu siebie i cały świat, wyrażając w ten sposób pragnienie samego Chrystusa, aby wszyscy byli zbawieni. W sposób szczególny Kościół modli się o zachowanie pokoju na świecie, za starszych braci w wierze (żydów) i za rządzących państwami.
Centrum liturgii wielkopiątkowej stanowi uroczysta adoracja krzyża – adoracja Syna Bożego, który oddał życie za zbawienie wszystkich ludzi. Liturgia podkreśla bardziej chwałę odkupienia przez krzyż niż poniżenia przez mękę.
Wielki Piątek jest także dniem ścisłego postu. Zgodnie z zaleceniami Kościoła wierni mają tego dnia powstrzymać się od pokarmów mięsnych, a także ograniczyć się do spożycia jednego posiłku do syta i dwóch niepełnych. Post obowiązuje wszystkich dorosłych do 60. roku życia.
Zgodnie z polską tradycją w Wielki Piątek w kościołach buduje się groby Pańskie. Po liturgii wielkopiątkowej Ciało Chrystusa w postaci Najświętszego Sakramentu w monstrancji zostaje przeniesione do symbolicznego grobu, przy którym trwa adoracja aż do liturgii Wigilii Paschalnej.
W Polsce począwszy od XVI wieku w centrum umieszcza się figurę zmarłego Jezusa oraz monstrancję z Najświętszym Sakramentem okrytą przezroczystym welonem, na pamiątkę całunu, w który owinięto Jezusa w grobie.
Zgodnie z wytycznymi zawartymi w mszale rzymskim, w kaplicy adoracji, zwanej grobem Pańskim „powinien być ołtarz, choćby przenośny, i tabernakulum do przechowywania puszek z Najświętszym Sakramentem”. Monstrancję wystawia się na ołtarzu lub na tronie, który powinien być umieszczony blisko ołtarza.
Ten sam tekst nakazuje, aby wszystkie elementy dekoracyjne i światła kierowały uwagę wiernych na Najświętszy Sakrament, który jest pamiątką śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, a nie na figurę Chrystusa leżącego w grobie.
W wielu kościołach wystrój grobu Pańskiego nawiązuje do aktualnej sytuacji w kraju i na świecie. Nadawanie patriotycznego wymiaru grobom Pańskim upowszechniło się w dawnej Rzeczypospolitej w XIX w.
Tradycja strojenia grobu Pańskiego wywodzi się ze średniowiecza. Od czasów Karola Wielkiego niemal w całej Europie trwał paraliturgiczny obrzęd składania pod kamienną płytą grobową samego krzyża lub Chrystusa w postaci eucharystycznej. W niektórych kościołach składano w ten sposób krzyż, a w jego centrum puszkę z Najświętszym Sakramentem.
Hostię w monstrancji nad wyobrażeniem grobu Chrystusa po raz pierwszy wystawiono w kościele jezuitów w Monachium. Dopiero w epoce baroku wprowadzono dodatkowo figurę zmartwychwstałego Jezusa przykrytego całunem.
W XVIII wieku zwyczaj strojenia grobu Pańskiego zanikł prawie w całej Europie. Zachował się tylko w Austrii, na Węgrzech, w Polsce i w południowych Niemczech.(PAP)
Autor: Iwona Żurek

 

iżu/ jann/

Wielki Piątek w Kościele katolickim upamiętnia Mękę Pańską

0

Liturgia Wielkiego Piątku w Kościele katolickim upamiętnia mękę i śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu. Tego dnia, jedynego w roku, w kościołach nie odprawia się mszy świętej, a katolików obowiązuje ścisły post.

Wielki Piątek jest dniem skupienia i powagi. Z ołtarzy znikają kwiaty i świece, puste są tabernakula, a obrazy z wizerunkiem Chrystusa są zasłonięte. To także jedyny dzień w roku, kiedy nie odprawia się mszy świętej.

 

Wieczorna liturgia Męki Pańskiej rozpoczyna się liturgią słowa. Celebrans i asysta wchodzą w ciszy. Przed ołtarzem przez chwilę leżą krzyżem, a po modlitwie wstępnej czytane jest proroctwo o Cierpiącym Słudze Jahwe i fragment Listu do Hebrajczyków. Następnie czyta się lub śpiewa, zwykle z podziałem na role, opis Męki Pańskiej według św. Jana.

 

Po homilii w bardzo uroczystej modlitwie powszechnej Kościół poleca Bogu siebie i cały świat, wyrażając w ten sposób pragnienie samego Chrystusa, aby wszyscy byli zbawieni. W sposób szczególny Kościół modli się o zachowanie pokoju na świecie, za starszych braci w wierze (żydów) i za rządzących państwami.

 

Centrum liturgii wielkopiątkowej stanowi uroczysta adoracja krzyża – adoracja Syna Bożego, który oddał życie za zbawienie wszystkich ludzi. Liturgia podkreśla bardziej chwałę odkupienia przez krzyż niż poniżenia przez mękę.

 

Wielki Piątek jest także dniem ścisłego postu. Zgodnie z zaleceniami Kościoła wierni mają tego dnia powstrzymać się od pokarmów mięsnych, a także ograniczyć się do spożycia jednego posiłku do syta i dwóch niepełnych. Post obowiązuje wszystkich dorosłych do 60. roku życia.

 

Zgodnie z polską tradycją w Wielki Piątek w kościołach buduje się groby Pańskie. Po liturgii wielkopiątkowej Ciało Chrystusa w postaci Najświętszego Sakramentu w monstrancji zostaje przeniesione do symbolicznego grobu, przy którym trwa adoracja aż do liturgii Wigilii Paschalnej.

 

W Polsce począwszy od XVI wieku w centrum umieszcza się figurę zmarłego Jezusa oraz monstrancję z Najświętszym Sakramentem okrytą przezroczystym welonem, na pamiątkę całunu, w który owinięto Jezusa w grobie.

 

Zgodnie z wytycznymi zawartymi w mszale rzymskim, w kaplicy adoracji, zwanej grobem Pańskim „powinien być ołtarz, choćby przenośny, i tabernakulum do przechowywania puszek z Najświętszym Sakramentem”. Monstrancję wystawia się na ołtarzu lub na tronie, który powinien być umieszczony blisko ołtarza.

 

Ten sam tekst nakazuje, aby wszystkie elementy dekoracyjne i światła kierowały uwagę wiernych na Najświętszy Sakrament, który jest pamiątką śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, a nie na figurę Chrystusa leżącego w grobie.

 

W wielu kościołach wystrój grobu Pańskiego nawiązuje do aktualnej sytuacji w kraju i na świecie. Nadawanie patriotycznego wymiaru grobom Pańskim upowszechniło się w dawnej Rzeczypospolitej w XIX w.

 

Tradycja strojenia grobu Pańskiego wywodzi się ze średniowiecza. Od czasów Karola Wielkiego niemal w całej Europie trwał paraliturgiczny obrzęd składania pod kamienną płytą grobową samego krzyża lub Chrystusa w postaci eucharystycznej. W niektórych kościołach składano w ten sposób krzyż, a w jego centrum puszkę z Najświętszym Sakramentem.

 

Hostię w monstrancji nad wyobrażeniem grobu Chrystusa po raz pierwszy wystawiono w kościele jezuitów w Monachium. Dopiero w epoce baroku wprowadzono dodatkowo figurę zmartwychwstałego Jezusa przykrytego całunem.

 

W XVIII wieku zwyczaj strojenia grobu Pańskiego zanikł prawie w całej Europie. Zachował się tylko w Austrii, na Węgrzech, w Polsce i w południowych Niemczech.(PAP)

 

Autor: Iwona Żurek

 

iżu/ jann/

Proces ranczera z Arizony. Kluczowy świadek przyznał się do przemytu narkotyków

0

W Arizonie trwa proces 75-letniego George’a Alana Kelly’ego, który jest oskarżany o zamordowanie nielegalnego imigranta na swoim ranczo w pobliżu granicy z Meksykiem. Według najnowszych doniesień – kluczowy świadek w sprawie przyznał się do przemycania narkotyków przez granicę USA-Meksyk.

Prokuratorzy z powiatu Santa Cruz powołali na świadka przeciwko Kelly’emu 43-letniego Daniela Ramireza. Ramirez był przy śmierci Gabriela Cuen-Buitimea, który zmarł 30 stycznia 2023 roku. To właśnie wówczas Kelly miał strzelić do niego z karabinu w stylu AK-47.

43-latek zeznał, że do USA próbował przedostać się dziesięciokrotnie „w poszukiwaniu amerykańskiego snu”. Początkowo mężczyzna zarzekał się, że nigdy nie zajmował się narkotykami na terytorium Stanów Zjednoczonych, a później przyznał, że w 2014 roku przemycił z Meksyku do USA nieokreśloną ilość marihuany. Zdradził także, że za każdy przerzut do USA płacił przemytnikom 2,5 tys. dolarów.

Ramirez podkreślił, że nie przemycał żadnych narkotyków w dniu strzelaniny.

Red. JŁ

Squattersi zajęli jej dom i wyprzedali wszystko, co było w środku. Przez 6 miesięcy była bezdomna!

0

Squattersi opanowali dom kobiety z Teksasu i zamienili go w „narkotykową melinę”. Nie tylko zdewastowali budynek, ale także… wyprzedali wszystko, co znaleźli w środku. Policja rozkłada ręce i twierdzi, że nic nie może z tym zrobić.

Terri Boyette przebywała na Florydzie opiekując się swoją chorą matką, kiedy zadzwonił do niej znajoma i przekazała szokującą informację. Powiedział, że jej dom w Dallas zajęli squattersi.

Odzyskanie zajętego przez nieproszonych gości domu zajęło kobiecie pół roku! Kiedy już się to udało, czekał ją kolejny szok. Okazało się, że squattersi wyprzedali wszystko, co miało jakąkolwiek wartość.

Opustoszałym przestrzeniom towarzyszył ponadto ogromny bałagan. Jej łóżko znalazła na podwórku, rower i skuter pod prysznicem, a śmieci i brudne naczynia były porozrzucane w całym domu.

„Wszystkie moje rzeczy zostały sprzedane na wyprzedaży podwórkowej i online” – powiedziała Boyett.

Po zasygnalizowaniu problemu przez przyjaciółkę Boyette zadzwoniła na policję, ale tam poinformowano ją, że intruzi przebywają w domu dłużej, niż 10 dni, a więc – zgodnie z prawem – musi ich eksmitować. Próbowała zrobić to z pomocą adwokata, ale sprawa ciągnęła się miesiącami.

Dopiero w grudniu ub. roku sąd przyznał kobiecie prawo eksmisji włamywaczy z  jej domu, ale to nie był koniec. „Przedłużyła [sędzia] apel [o opuszczenie budynku] do stycznia, ponieważ nie chciała, aby ktokolwiek był bezdomny w czasie świąt. A ja byłam bezdomna w czasie świąt” – powiedziała Boyette.

Lokator otrzymał ostateczne zawiadomienie o eksmisji 6 lutego i został formalnie eksmitowany 20 marca.

Red. JŁ

W metrze jak na lotnisku? Nowy Jork zainstaluje na stacjach skanery wykrywające broń

0

Decyzją burmistrza Erica Adams rozpoczęto w czwartek proces dążący do instalacji na stacjach nowojorskiego metra bramek do wykrywania broni. To kolejne z całego zestawu działań podjętych przez władze stanowe i władze miasta w celu walki z falą przestępczości w podziemiach NYC.

Podobne urządzenia są używane na stadionach, muzeach oraz na imprezach masowych w całym kraju. W metrze mogą pojawić się za trzy miesiące – po zakończeniu standardowej procedury wdrażania nowych technologii w policji, która trwa 90 dni.

Czwartkowa deklaracja burmistrza następuje po opublikowaniu w sieci nagrania ze strzelaniny, do której doszło w nowojorskim metrze w ubiegłym miesiącu. To tylko jedno z brutalnych zdarzeń, która skłoniło władze miasta i stanu do radykalnych działań na rzecz poprawy bezpieczeństwa w metrze. Eric Adams zapewnia, że utrudnienia związane z nowymi zabezpieczeniami będą tego warte.

„Czy wolałbym, abyśmy nie musieli przez to przechodzić, aby wejść do naszego systemu [metra]? Oczywiście, że tak” – powiedział w czwartek Adams. „Ale musimy żyć tu i teraz i pracować nad tym, aby było tak, jak być powinno”.

Red. JŁ

Szeryf z Florydy: Jeśli ktoś włamuje ci się do domu, strzelaj. Zaoszczędzisz pieniądze podatników

0

Szeryf powiatu Santa Rosa na Florydzie zyskał wielki rozgłos, kiedy w czasie konferencji prasowej w kwietniu 2022 roku zachęcił do zabijania intruzów, którzy włamują się do domów obywateli w niecnych celach. W niedawnym wywiadzie odniósł się zarówno do aprobaty dla swoich wypowiedzi, jak i krytyki, oraz ponowił swój apel. „Powiedziałem, że jeśli strzelisz celnie i zabijesz faceta, zaoszczędzisz pieniądze podatników” – stwierdził szeryf.

Konferencja prasowa z kwietnia 2022 roku przyniosła szeryfowi Bobowi Johnsonowi ogólnokrajowy rozgłos. To jednak nic dziwnego, bo w dość nietypowym apelu do mieszkańców swojego powiatu zachęcał do… zabijania intruzów, którzy atakują ich osobistą twierdzę – ich dom.

„Jeśli ktoś włamuje się do twojego domu, możesz strzelać. Właściwie to wolimy, żebyś to zrobił” – stwierdził wówczas szeryf Johnson.

Jego słowa spotkały się zarówno z entuzjazmem części odbiorców, jak i surową krytyką. Po konferencji prasowej stróżowi prawa grożono śmiercią i oskarżano – z niewiadomych przyczyn – o rasizm. Tym pierwszym Johnson się nie przejął, natomiast zarzuty o rasizm odparł krótkim wyjaśnieniem, iż ta konkretna konferencja dotyczyła podejrzanego rasy kaukaskiej (białej), co najwyraźniej wystarczyło.

W niedawnym wywiadzie szeryf Johnson odniósł się do swojej wypowiedzi sprzed lat.

„Powiedziałem, że jeśli strzelisz celnie i zabijesz faceta, zaoszczędzisz pieniądze podatników” – wyjaśnił policjant. „Powiedziałem również, że jeśli ktoś zostanie zabity podczas włamania do domu, prawdopodobieństwo ponownego popełnienia [przez niego] przestępstwa jest zerowe. A my lubimy takie wskaźniki” – dodał. Podkreślił także powszechność broni palnej w jego powiecie i znaczeniu, jakie ma taki stan w obliczu potencjalnych zagrożeń dla obywateli.

W wywiadzie poproszono Johnsona o odniesienie się do niedawnych wydarzeń z Nowego Jorku, kiedy mieszkanka miasta została aresztowana za „wyproszenie” squattersów okupujących jej dom. Szeryf stwierdził, że mówiąc o „intruzach” miał na myśli raczej uzbrojonych bandytów, niż anarchistów. Podkreślił jednak, że po jego głośnych wypowiedziach w Santa Rosa zauważono „niezwykły brak” podobnych problemów.

Szeryf podparł swoje poglądy lokalnym prawem do obrony koniecznej – ustawy Florydy, znanej jako „Stand Your Ground”. Na mocy tych przepisów każdy dom na terenie stanu jest „twierdzą” jego mieszkańców i mają oni prawo bronić go wszelkimi dostępnymi metodami.

Johnson stwierdził, że podobne prawo byłoby korzystne także dla innych stanów. Zapytany o powód wyższych wskaźników przestępczości w innych regionach USA – takich jak Nowy Jork i Kalifornia – ocenił, iż jest to wynik „strachu przed posiadaniem broni”.

Red. JŁ

Trwa rekrutacja do ewentualnej administracji Trumpa. Wymagana „absolutna lojalność”

0
Foto CJ GUNTHER Dostawca: PAP/EPA.

Trwa już rekrutacja do ewentualnej administracji Donalda Trumpa, który może ponownie zostać prezydentem USA; warunkiem jest absolutna lojalność, a Republikański Komitet Narodowy (RNC) pyta kandydatów, czy wierzą, że wybory w 2020 roku zostały „skradzione Trumpowi” – pisze w czwartek portal The Bulwark.

RNC, którym kieruje teraz synowa byłego prezydenta Lara Trump, uznał wiarę w „skradzione wybory” w 2020 roku za „papierek lakmusowy testujący Republikanów, którzy chcą pracować jako politycy” – komentuje The Bulwark.

 

Kandydatów do administracji Trumpa, na wypadek gdyby wygrał wybory, rekrutuje też wpływowy konserwatywny think tank Heritage Foundation oraz nowy ośrodek, utworzony specjalnie w tym celu w Fort Worth w Teksasie, America First Policy Institute (AFPI).

 

Pełne zatrudnienie w administracji, którą ośrodki te chcą zapełnić wyłącznie lojalistami byłego prezydenta, wymaga znalezienia około 4 tys. osób, spośród których 1,2 tys. musi zostać zaaprobowanych przez Senat – wyjaśnił brytyjski „Economist” w opublikowanym latem artykule pod znamiennym tytułem „Staranne i bezlitosne przygotowania do drugiej kadencji Trumpa”.

 

Jeden z najsłynniejszych amerykańskich politologów, Robert Kagan, napisał w „Washington Post”, że w normalnych warunkach to właśnie pracownicy federalnej administracji mogą być dodatkowym bezpiecznikiem wobec decyzji prezydenta. „To był problem pierwszej prezydentury Trumpa (…), ponieważ nie miał zespołu, którym mógłby zapełnić administrację (…). Teraz Heritage Foundation zamierza sprawić, że doświadczeni biurokraci zostaną usunięci i zastąpią ich +zweryfikowani+ ludzie, by mieć pewność, że są lojalni wobec Trumpa” – wyjaśnił Kagan.

 

„Economist” przypomniał, że podczas tej pierwszej kadencji „New York Times” opublikował anonimowy artykuł pracownika administracji, który napisał, że istnieje w niej „wewnętrzny opór” ludzi, którzy usiłują storpedować najbardziej niebezpieczne pomysły prezydenta. Aby uniknąć takiej sytuacji, Heritage Foundation i AFPI prowadzą taką rekrutację, która sprawi, że „komandosi Trumpa doprowadzą do +dekonstrukcji+ administracji państwowej, w tym około 300 lub więcej biur federalnych, które wydają i interpretują przepisy” – napisał brytyjski tygodnik.

 

Były doradca strategiczny Trumpa i kontrowersyjny polityk amerykańskiej alt-prawicy Steve Bannon powiedział w wywiadzie dla „Economista”, że teraz siły Trumpa będą musiały „dokonać inwazji na plażę z trzema lub czterema tysiącami ludzi”, by sparaliżować ewentualny opór urzędników federalnych.

 

Portal Axios napisał, że jednym z powodów, dla których „weryfikowanie” kandydatów jest traktowane tak poważnie, jest to, że Trump nie kryje, iż jeśli wygra wybory, będzie wobec pewnych ludzi szukał zemsty, a także będzie chciał „poszerzyć i umocnić władzę prezydencką na każdym poziomie administracji”.

 

Były pracownik Białego Domu za pierwszej prezydentury Trumpa ocenił w rozmowie z portalem Axios, że kwestionariusz Heritage Foundation przygotowany w ramach programu Projekt 2025 jest skonstruowany w ten sposób, by nie wyłaniać kandydatów, którzy nie podziwiają „rewolucji (prezydenta Ronalda) Reagana czy (prezydenta) George’a W. Busha”, ale tylko Trumpa.

 

Prezes Heritage Foundation Kevin Roberts powiedział, że misją Projektu 2025 jest sprawić, by następny konserwatywny prezydent „był gotów rządzić w najbardziej agresywny, ambitny i śmiały sposób”. (PAP)

 

fit/ mms/

John Kirby porównał przedstawicieli Kremla do „sprzedawców gnoju”

0

Stany Zjednoczone przekazały od września ub.r. Rosji kilka ostrzeżeń dotyczących potencjalnych zamachów terrorystycznych – powiedział w czwartek rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. Określił przy tym rosyjskie oskarżenia pod adresem USA mianem nonsensu i propagandy i porównał przedstawicieli Kremla do „sprzedawców gnoju”.

Podczas czwartkowego briefingu online Kirby ostro skrytykował „propagandę płynącą z Kremla” obwiniającą USA i Ukrainę o zamach w Krasnogorsku, twierdząc, że jedynym odpowiedzialnym jest Państwo Islamskie, a USA aktywnie starały się zapobiec zamachowi.

„To przypomina mi o tym, co zwykł mówić mój wujek. Miał małe gospodarstwo i hodował bydło w miejscu niedaleko Ocali na Florydzie. On zwykł mawiać, że najlepsi sprzedawcy gnoju często trzymają próbki w swoich ustach. Rosyjscy oficjele wydają się dobrymi sprzedawcami gnoju” – powiedział.
Kirby poinformował, że USA przekazały Rosji ostrzeżenie o nadchodzącym zamachu na piśmie 7 marca o godzinie 11.15 czasu moskiewskiego, „poprzez ustalone kanały, które były wielokrotnie wcześniej wykorzystywane”. Dodał przy tym – czego USA dotąd nie ujawniały – że ostrzeżenie to było „jednym z wielu, które rząd Stanów Zjednoczonych przekazał Rosji od września 2023 r. o różnych zagrożeniach”. Podkreślił też, że marcowe ostrzeżenie poprawnie opisało naturę planowanego ataku, choć zaznaczył, że publiczny alert ambasady USA dzień później mógł wpłynąć na plany terrorystów i zmianę terminu ataku.(PAP)

Którzy europejscy politycy brali „pensję” od Putina?

0

Podczas czwartkowej debaty w belgijskim parlamencie premier tego kraju Alexander De Croo ujawnił, że niektórzy posłowie do Parlamentu Europejskiego byli opłacani za rozpowszechnianie rosyjskiej propagandy. Nie podał żadnych nazwisk.

„Na przykład wyszło na jaw, że Rosja zwróciła się do posłów do PE, ale także zapłaciła im, aby rozpowszechniali tutaj rosyjską propagandę” – powiedział De Croo podczas debaty na temat zagranicznych ingerencji.

Rzecznik belgijskiego premiera w rozmowie z portalem informacyjnym Politico wyjaśnił, że odnosił się w swoich uwagach do decyzji czeskiego rządu o nałożeniu sankcji na serwis Voice of Europe, który według Pragi był częścią rosyjskiej operacji wywierania wpływu.
Czeski kontrwywiad cywilny, Informacyjna Służba Bezpieczeństwa (BIS), ujawnił w środę zorganizowaną przez Rosjan sieć, która próbowała wpływać na wybory do Parlamentu Europejskiego. Według czeskich mediów zdemaskowana siatka miała wpływać na polityków w sześciu krajach: Polsce, Węgrzech, Niemczech, Francji, Belgii i Holandii.
Premier Petr Fiala po posiedzeniu rządu w środę, w którym uczestniczył szef BIS Michal Koudelka, powiedział, że po otrzymaniu informacji służb gabinet postanowił wpisać na czeską listę sankcyjną dwie osoby oraz jedną firmę.
Czeskie sankcje nałożono na Wiktora Medwedczuka i Artioma Marczewskiego, pochodzących z Ukrainy przedsiębiorców i polityków blisko związanych z Kremlem. Sankcjami została objęta też wykorzystywana przez Medwedczuka firma Voice of Europe zarejestrowana w Czechach na obywatela Polski. Bliższych szczegółów nie ujawniono. Wpis na listę uzasadniono „promowaniem interesów polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej oraz działań politycznych i propagandowych skierowanych przeciwko integralności terytorialnej, niezależności, stabilności i bezpieczeństwu Ukrainy”.
Wpisanej na listę sankcyjną firmie zamrożono majątek, nie może także przekazywać za granicę żadnych aktywów. Formalnie jednak jej działalność w Czechach nie została zakazana.
Zastępczyni rzecznika Parlamentu Europejskiego Delphine Colard powiedziała, że Parlament obecnie „analizuje ustalenia” czeskich władz dotyczące Voice of Europe.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz, z Pragi Piotr Górecki (PAP)

Niemcy/ „Spiegel”: europejscy politycy mieli otrzymywać setki tysięcy euro od Rosji

Czeski rząd ujawnił poważną rosyjską operację wywierania wpływu na sześć krajów UE. W centrum sprawy znajduje się portal informacyjny Voice of Europe – pisze portal tygodnika „Spiegel” w artykule „Europejscy politycy mieli otrzymywać setki tysięcy euro od Rosji”.
„Na pierwszy rzut oka Voice of Europe wygląda jak zwykły serwis informacyjny w internecie. Logo jest ozdobione wieńcem gwiazd Unii Europejskiej, design jest w ciemnoniebieskim kolorze UE” – pisze portal „Spiegla”.
Oprócz raportów na temat polityki i biznesu, z których część została zaczerpnięta z renomowanych mediów, platforma zawiera także barwne tematy: na przykład, że berlińska scena techno jest obecnie częścią dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Jednak „dużo miejsca zajmują tematy polaryzujące, a zwłaszcza te, które lubią poruszać partie skrajnie prawicowe: protesty rolników przeciwko rządom w Niemczech i Polsce czy migracja do Europy” – zauważa „Spiegel”.
W licznych wywiadach Voice of Europe „oddaje głos prawicowym populistom i skrajnie prawicowym politykom”. Pojawia się członek francuskiego Zjednoczenia Narodowego, przedstawiciel belgijskiej skrajnie prawicowej partii Vlaams Belang, a także przedstawiciele niemieckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD) – czytamy.
W środę czeski rząd dodał Voice of Europe i jego domniemanych sponsorów do listy sankcyjnej. Celem sieci jest wpływanie na politykę w krajach europejskich w interesie Kremla, pisze „Spiegel”.
Czeskie władze wysunęły jednak jeszcze poważniejsze oskarżenia przeciwko spółce medialnej i jej sieci. Voice of Europe miał również służyć jako narzędzie do potajemnego finansowania w wyborach europejskich kandydatów, którzy są przychylni Moskwie.
Według informacji „Spiegla”, pieniądze zostały przekazane albo w gotówce podczas osobistych spotkań w Pradze lub przelane za pomocą kryptowaluty. „Mówi się o sumie kilkuset tysięcy euro” – czytamy w artykule.
Według niemieckiego portalu, „pół tuzina europejskich służb specjalnych było zaangażowanych w ujawnienie rosyjskiej operacji wpływu”.
„Strona internetowa Voice of Europe zawiera również liczne wywiady z politykami AfD” – podkreśla „Spiegel”. Na przykład Maximilian Krah, eurodeputowany AfD i główny kandydat tej partii w nadchodzących wyborach europejskich, snuje spiskową narrację na temat ataku na gazociąg Nord Stream w 45-minutowym wywiadzie wideo oznaczonym jako „ekskluzywny”.
Poseł do Bundestagu Petr Bystron udzielił wywiadu Voice of Europe w lutym. Krytykował niemiecki rząd, który nie interesuje się rolnikami, a jednocześnie wysyła miliardy dolarów w broni na Ukrainę.
Krah i Bystron „od lat przyciągają uwagę swoim zamiłowaniem do Rosji i innych autorytarnych państw” – zauważa portal.
Krah powiedział „Spieglowi”, że udzielił tylko dwóch wywiadów dla Voice of Europe, w tym jednego w Pradze. „Oczywiście nie otrzymałem za to żadnych pieniędzy, ani dla siebie, ani dla partii” – zapewnił. Twierdzi też, że sam zapłacił również za hotel. Bystron nie odpowiedział na pytania portalu, podobnie jak portal Voice of Europe.
Jak podaje „Spiegel”, w marcu 2023 roku obywatel Polski Jacek Jakubczyk przejął wszystkie udziały w spółce stojącej za Voice of Europe. U notariusza zostawił adres w Warszawie. Pod adresem działa firma ochroniarska należąca do Jakubczyka, zajmująca się ochroną osób i budynków – czytamy.
Po odkryciu podejrzanej rosyjskiej operacji wpływu w Europie, niemiecki rząd obawia się dalszych prób pogłębienia przez Moskwę podziałów w społeczeństwie i podważenia zaufania do instytucji. „Republika Federalna Niemiec również pozostaje ważnym celem rosyjskich operacji wpływu” – wyjaśniła w czwartek rzeczniczka federalnego MSW. Niemieckie organy bezpieczeństwa będą nadal robić wszystko, co w ich mocy, aby zbadać i zapobiec domniemanym operacjom wywierania wpływu.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)

bml/ ap/ lm/

Najbliższe dni mogą przynieść kolejne wzrosty cen benzyny

0

Najbliższe dni mogą przynieść wzrosty cen benzyny do 5 groszy na litrze i Pb 95 może kosztować w okolicach 6,60 zł/l – prognozują analitycy firmy Reflex. Dodali, że w okresie świąt ceny ropy jak i autogazu nie powinny się już zmienić.

Eksperci Reflex zwrócili uwagę, że zgodnie z kierunkiem zmian cen paliw na rynku hurtowych, ceny benzyny na stacjach w dalszym ciągu rosną. Ceny oleju napędowego ustabilizowały się z kolei na poziomie z ubiegłego tygodnia.

„Aktualne ceny paliw kształtują się na następującym poziomie dla: benzyny bezołowiowej 95 – 6,58 zł/l (+8 gr/l w ciągu tygodnia), bezołowiowej 98 – 7,17 zł/l (+8 gr/l), oleju napędowego 6,73 zł/l (+0 gr/l), autogazu – 2,87 zł/l (-2 gr/l)” – wskazano.
Według analityków obecne ceny powinny utrzymać się na święta bez zmian jeśli chodzi o olej napędowy i autogaz. Podkreślono jednak, że takiej gwarancji nie ma w przypadku benzyny. „Na części stacji najbliższe dni mogą przynieść wzrosty cen benzyny do 5 groszy na litrze, co w konsekwencji nieznacznie może podnieść średni pozom cen Pb 95 w okolice 6,60 zł/l” – dodali.
Przypomniano, że rok temu w tygodniu przedświątecznym benzyny i autogaz były droższe odpowiednio o 17 gr/l i 23 gr/l. Olej napędowy był z kolei tańszy o 1 gr.
Odnosząc się do rynku ropy Refleks wskazał, że ceny majowej serii kontraktów na ropę Brent wzrosły w okolice 86,60 USD/bbl. W ciągu tygodnia Brent podrożała około 0,70 USD/bbl.
„Aktualnie rynek czeka na zaplanowane na 3 kwietnia spotkanie Wspólnego Ministerialnego Komitetu Monitorującego OPEC+. Tymczasem w lutym produkcja ropa irańskiej wzrosła 23 proc. r/r (ok. 0,6 mln bbl/d) do 3,2 mln bbl/d. Iran jest członkiem porozumienia OPEC+ ale nadal wyłączonym z utrzymywania limitów produkcji” – dodali.
Analitycy wskazali, że amerykańskie zapasy ropy naftowej zgodnie z danymi EIA wzrosły w skali tygodnia 3,2 mln bbl do 448,2 mln bbl. „Poziom zapasów jest 2 proc. niższy od 5-letniej średniej dla tej pory roku. Zapasy benzyn zwiększyły się w skali tygodnia 1,3 mln bbl do 232 mln bbl i ich poziom jest 1 proc. niższy od 5-letniej średniej dla tej pory roku. W pierwszych trzech tygodniach marca amerykańska konsumpcja paliw ukształtowała się na średnim poziomie około 20 mln bbl/d i była 4,6 proc. niższa niż przed rokiem” – podsumowali. (PAP)

 

autor: Michał Boroń

Tusk po spotkaniu z premierem Ukrainy: W kwestii rolnictwa posunęliśmy się krok do przodu

0
Warszawa, 28.03.2024. Premier Polski Donald Tusk (P) oraz premier Ukrainy Denys Szmyhal (L) podczas konferencji prasowej po spotkaniu w KPRM w Warszawie, 28 bm. W KPRM odby³y siê polsko-ukraiñskie konsultacje miêdzyrz¹dowe. (mr) PAP/Marcin Obara

Premier Donald Tusk powiedział w czwartek, że Polska i Ukraina są bliskie rozwiązań, które sprawią, że tranzyt ukraińskich produktów rolnych nie będzie zakłócał polskiego rynku. Taka jest też intencja strony ukraińskiej – zaznaczył po spotkaniu z premierem Ukrainy Denysem Szmyhalem.

W czwartek w Warszawie odbyły się polsko-ukraińskie konsultacje międzyrządowe poświęcone m.in. problemom z eksportem ukraińskich produktów do Polski i Unii Europejskiej.
„Szukamy dobrych rozwiązań dla obu stron w kwestii rolnictwa; posunęliśmy się krok do przodu, tak jak się umówiliśmy jeszcze w Kijowie” – powiedział Tusk po spotkaniu ze Szmyhalem.
„Jesteśmy bliscy rozwiązań. (…) dotyczy to ilości produktów, które mogą napłynąć do Polski po tym, jak to sobie już precyzyjnie ustalimy. Jesteśmy bliscy rozwiązań tak, by tranzyt, który przebiega przez Polskę, nie zakłócał polskiego rynku i taka jest też intencja strony ukraińskiej” – podkreślił Tusk.
Tusk wyjaśnił, że w kwestii tranzytu ukraińskich produktów rolnych chodzi mu o wypracowanie rozwiązania, które „da poczucie bezpieczeństwa naszym producentom, naszym rolnikom”. „Chcę tu bardzo jasno podkreślić: to nie jest nic nowego, że niektórzy chcą sprzedać taniej. Niektórzy z tego tytułu mogą mieć problemy. Trzeba umieć o tym rozmawiać, trzeba umieć szukać rozwiązań, które nie będą dotkliwe ani dla ukraińskich producentów, no – z mojego punktu widzenia – przede wszystkim dla polskich rolników i polskich producentów” – mówił polski premier.
Według Tuska podczas konsultacji zgodzono się, że „rozwiązania, które dobrze funkcjonują z punktu widzenia ochrony rynku bułgarskiego i rumuńskiego znajdą zastosowanie także w naszych relacjach”. „Mówiąc najkrócej, chodzi o to, żeby możliwości działania dla polskich i ukraińskich przewoźników, były na tym samym poziomie wymagań, (…) żeby nie było nieuczciwej konkurencji”.
Denys Szmyhal w swoim wystąpieniu podkreślił, że rozmawiał też z Tuskiem o broni dla Ukrainy. „Potrzebujemy więcej broni i nad tym pracujemy” – podkreślił. Podziękował Polsce za powołanie koalicji pancernej. „Zakładamy, że będą stworzone wspólne przedsiębiorstwa zbrojeniowe na terenie Polski i Ukrainy” – zaznaczył.
Szmyhal podkreślił, że „Ukraina i Polska są sojusznikami strategicznymi”. „Jesteśmy wdzięczni za poparcie naszego państwa w okresie agresji rosyjskiej zakrojonej na pełną skalę” – powiedział. Dodał, że nasze kraje podzielają wspólne wartości i mają wspólny cel – „bezpieczna, kwitnąca, pokojowa Europa, gdzie raz i na zawsze zostanie położony kres imperializmowi rosyjskiemu”.
Tusk zaznaczył z kolei, że w kwestii „wsparcia materialnego, militarnego, jeśli chodzi o wyposażenie armii, pomoc finansową, pomoc dyplomatyczną, aktywność Polski, jeśli chodzi o proces akcesyjny Ukrainy w UE, wsparcie dla Ukrainy, jej obecności w NATO, to wszystko jest bezdyskusyjne”. „Jesteśmy razem i będziemy razem w tej dramatycznej w naszej wspólnej historii sytuacji” – powiedział premier.
„Niezależnie od czasami trudnych spraw i konfliktowych interesów, kończymy te rozmowy dzisiaj z jeszcze głębszym przeświadczeniem, że nie ma takiej siły na świecie, w Ukrainie, w Polsce, która mogłaby podważyć naszą przyjaźń, naszą solidarność, naszą współpracę, szczególnie w obliczu wspólnego zagrożenia, jakim jest agresja rosyjska na Ukrainę i agresywna polityka Rosji wobec całej wspólnoty europejskiej i wspólnoty Zachodu” – zaznaczył Tusk. Zapewnił też, że niezależnie od tego, kto rządzi w Polsce, „nikt i nic Polaków nie podzieli” w kwestii wsparcia Ukrainy.
Szmyhal poinformował, że Polska będzie współpracować z Ukrainą, aby pierwsza międzynarodowa konferencja Unii i Ukrainy odbyła się w pierwszej połowie tego roku. „Prosiliśmy, aby miała ona miejsce nie później niż w czerwcu” – poinformował premier Szmyhal.
Szmyhal powiedział, że Ukraina jest bardzo wdzięczna polskiemu rządowi i Sejmowi za nacisk na Komisję Europejską w sprawie embarga na białoruskie i rosyjskie produkty żywnościowe. Sejm przyjął na początku marca uchwałę w tej sprawie. „Nasz głos został usłyszany w Brukseli” – podkreślił Szmyhal. „KE zaproponowała zwiększenie cła na 50 proc. na produkcję rolną z Rosji i Białorusi. Oczekujemy na podjęcie takiej decyzji przez Radę UE” – dodał szef ukraińskiego rządu.
Szmyhal poinformował ponadto, że strona ukraińska jest zainteresowana budową nowych linii transgranicznych: Nowowołyńsk-Chełm, Lwów-Krosno i Drohobycz-Krosno.
„Pragniemy również aktywizować naszą współpracę w budownictwie interkonektorów energetycznych. Wspólnie osiągniemy całkowitą niezależność energetyczną dla Ukrainy i Europy. Rosja już nigdy nie będzie dyktować swoich warunków w energetyce na tym kontynencie” – oświadczył. (PAP)

Ziobro zostanie pozbawiony immunitetu?

0

W śledztwie dot. Funduszu Sprawiedliwości trwają analizy ws. wniosków o uchylenie immunitetów parlamentarnych – powiedział w czwartek szef PK Dariusz Korneluk. Jak zapewnił, plan śledztwa „obejmuje bardzo szeroki wachlarz czynności”.

Szef PK był pytany w TVN24 o ewentualne dalsze wnioski prokuratury o areszt osób zatrzymanych w śledztwie dot. Funduszu Sprawiedliwości. W czwartek Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa zastosował trzymiesięczny areszt dla trojga zatrzymanych w tej sprawie.

„Śledztwo jest na etapie bardzo początkowym, choć już zebrano bardzo obszerny materiał dowodowy. Jestem po rozmowie z prokuratorami-referentami z zespołu, który zajmuje się tą sprawą. Tak, planowane są dalsze czynności. Z wiadomych względów nie będę się nimi dzielił. Mogę tylko powiedzieć, że rzeczywiście plan śledztwa obejmuje bardzo szeroki wachlarz czynności” – mówił Korneluk.
Pytany o ewentualne uchylenie immunitetu b. szefowi MS Zbigniewowi Ziobrze szef PK odpowiedział, że decyzja w sprawie „uchylenia jakiegokolwiek immunitetu, bo nie możemy tutaj mówić o prawdopodobnie jednym immunitecie, to będzie decyzja prokuratorów-referentów”.
„To oni dzisiaj analizują materiał dowodowy, jak powiedziałem, bardzo, bardzo obszerny, wzbogacony bardzo mocno ostatnimi czynnościami, które miały miejsce. Tak, trwają dzisiaj analizy pod kątem już przygotowania wniosków o uchylenie immunitetów parlamentarnych” – powtórzył.
Szef PK zapewnił też, że nie czyta akt w tej sprawie. „Czytają prokuratorzy-referenci. Nie nakazuję, nie wskazuję im kierunków prowadzenia, komu stawiać zarzuty, nie formułuję zarzutów. Nawet powiem szczerze, wiem jakie są i wiem jakie są planowane czynności, ale to jest inicjatywa wyłącznie prokuratorów-referentów. To oni będą podejmowali decyzję, jaki zarzut przedstawić i komu” – zapewnił.
Przypomniał, że w Prokuraturze Krajowej w sprawie Funduszu Sprawiedliwości pracuje zespół. „To jest zespół składający się z kilku prokuratorów, bardzo doświadczonych, z wieloma sukcesami zawodowymi” – podkreślił. „To nie są prokuratorzy ad hoc (…). Wiedzą na czym polega analiza materiału pod kątem stawianych zarzutów, m.in. pod kątem wykonywania takich czynności jak skierowanie wniosku o uchylenie immunitetu” – dodał, zastrzegając, że nie chce wskazywać terminu w tej sprawie, by nie wywierać presji na prokuratorów.
Szef PK był też pytany, czy prokuratorzy w sprawie Funduszu Sprawiedliwości korzystają z pomocy tzw. małych świadków koronnych. „Zgromadzony materiał dowodowy to także osobowe źródła dowodowe. To nie jest jednoosobowe źródło dowodowe. To jest wieloosobowe źródło dowodowe. To nie są tylko podejrzani, są też świadkowie” – poinformował. Dodał, że mogą to być też podejrzani, którzy zdecydowali się współpracować z prokuraturą.
Szef PK podał też, że prowadzone jest wewnętrzne postępowanie dotyczące tych prokuratorów, którzy w przeszłości odmawiali wszczęcia postępowania dotyczącego nieprawidłowości związanych z Funduszem Sprawiedliwości. „Nie wykluczam, że jeżeli to była decyzja inspirowana politycznie bądź też wskazówkami ze świata polityki, bądź z innego kierunku, i prokurator-referent opierał się właśnie w oparciu o te wskazania, a nie o rzetelną czy też bardzo obiektywną analizę materiału, wtedy nie wykluczam postępowania dyscyplinarnego” – dodał Korneluk.
Na polecenie prokuratorów PK, prowadzących śledztwo dotyczące wydatkowania środków z Funduszu Sprawiedliwości, w kilkudziesięciu miejscach w kraju ABW wraz prokuratorami przeprowadziła przeszukania. Przeszukano m.in. domy byłego szefa MS, posła Zbigniewa Ziobry oraz pokój w hotelu sejmowym zajmowany przez b. wiceministra sprawiedliwości, posła Michała Wosia.
W sprawie jest siedmioro podejrzanych, m.in. byłych urzędników MS. W czwartek Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa przychylił się do wniosku prokuratury i zastosował trzymiesięczny areszt dla trojga zatrzymanych. Chodzi o dwie urzędniczki i ks. Michała O. z Fundacji Profeto – beneficjenta środków z funduszu. Zarzuty dotyczą m.in. wypłaty ponad 66 mln zł podmiotowi, który nie spełniał wymogów formalnych, ani merytorycznych. W ocenie PK motywacja w przyznaniu pieniędzy z funduszu miała charakter polityczny.
Urzędnicy, którzy decydowali o przyznaniu tych środków, mieli – w ocenie PK – działać wspólnie i w porozumieniu z Michałem O. reprezentującym fundację, która ubiegała się o te pieniądze. (PAP)

nno/ godl/ lm/