-0.1 C
Chicago
poniedziałek, 18 marca, 2024

Pacjent z COVID-19 zmarł w karetce przy szpitalu w Nysie

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Pacjent z COVID-19 zmarł w karetce przy szpitalu w Nysie. Z wyjaśnień ordynatora tamtejszego szpitalnego oddziału ratunkowego wynika, że w tym czasie był on dezynfekowany, ponieważ pojawiła się tam osoba, która okazała się być zakażona koronawirusem.

Pacjent w wieku 62 lat był mieszkańcem jednej z wiosek w powiecie prudnickim. Od kilkunastu dni czuł się źle. Telefonicznie kontaktował się ze swoim lekarzem rodzinnym, który rozpoznał u niego ostre zakażenie dróg oddechowych. Testów na koronawirusa u pana Kazimierza nie wykonano jednak na tym etapie. Nie skierowano go także do hospitalizacji.

 

W piątek 9 października mężczyzna poczuł się gorzej. Bliscy wezwali do niego karetkę pogotowia. Do jego domu przyjechał zespół z lekarzem w pełnym zabezpieczeniu przed koronawirusem. Karetkę wysłano ze szpitala w Prudniku. Według prezesa Prudnickiego Centrum Medycznego Witolda Rygorowicza, chory czuł się wtedy na tyle dobrze, że do karetki wszedł sam. Dopiero w trakcie transportu jego stan się pogorszył. Ostatecznie mężczyzna zmarł.

 

Wojewódzki sanepid podał w sobotę, że 62-latek zmarł w PCM. Temu zaprzeczył jednak prezes Witold Rygorowicz. Okazało się, że zgon nastąpił w karetce przy szpitalu w Nysie. Powodem braku przyjęcia miał być – według naszych ustaleń – fakt, że wszystkie łóżka z respiratorami były zajęte. Sprawę opisaliśmy w sobotę wieczorem w internetowym wydaniu „nto”.

 

W poniedziałek Norbert Krajczy, dyrektor szpitala w Nysie, nie chciał z nami rozmawiać. Wysłał nam tylko mailem pisemne wyjaśnienia, złożone w poniedziałek przez doktora Kazimierza Błońskiego, ordynatora SOR szpitala w Nysie. W wyjaśnieniach tych ordynator stwierdza, że 62-latek pierwotnie był przewieziony do izby przyjęć w Prudniku. Prezes Witold Rygorowicz twierdzi natomiast, że pacjent nie trafił do jego szpitala.

 

Faktem pozostaje, że 62-letni mężczyzna został ostatecznie zawieziony do Nysy na oddział ratunkowy. Decyzje tego rodzaju są uzgadniane z wojewódzkim koordynatorem ratownictwa medycznego. Jak było w tym wypadku jeszcze nie wiemy. Z wyjaśnień ordynatora SOR w Nysie wynika, że załoga karetki nie uprzedziła szpitala o transporcie, a oddział ratunkowy był wtedy akurat w trakcie dekontaminacji i fumigacji (odkażanie środkami chemicznymi pod wysoką temperaturą), z powodu skażenia Sars-Cov-2, o czym powiadomiono lekarza koordynatora województwa opolskiego. Prawdopodobnie któryś z poprzednich pacjentów niespodziewanie okazał się zakażony koronawirusem.

 

Nyski szpital ma oddział ratunkowy z dojazdem karetek w podziemnej części budynku. Na parterze w maju tego roku wydzielono II oddział anestezjologii i intensywnej terapii, specjalnie przeznaczony dla chorych z koronawirusem. Są tam trzy łóżka respiratorowe.

 

Według naszych nieoficjalnych informacji tego dnia przebywało tam czterech innych pacjentów z COVID-19. Podejrzewając, że pacjent przywieziony karetką z Prudnika może być zakażony koronawirusem, lekarz z nyskiego SOR wyszedł na zewnątrz do pojazdu. W nim wykonał choremu test antygenowy PCL, który okazał się pozytywny. Pobrał też wymaz na test genetyczny PCR, na którego wynik w Nysie czeka się około godziny.

 

W tym czasie pacjent był już podłączony do respiratora w karetce. Karetka przez jakiś czas czekała pod oddziałem ratunkowym, a potem odesłano ją 300 metrów dalej, do oddziału obserwacyjno-zakaźnego, który jest w osobnym budynku.

 

Dr Kazimierz Błoński wskazał, że w trakcie przekazywania doszło do nagłego zatrzymania krążenia u pacjenta. Resuscytacja okazała się nieskuteczna. 62-latek zmarł. W międzyczasie zakończono fumigację oddziału ratunkowego.

 

Oddział obserwacyjno-zakaźny w Nysie właściwie jest wyłączony z działania od kilku dni, bo część personelu jest chora na koronawirusa. Pacjenci z COVID-19 cały czas tam jednak przebywają. Dlaczego więc właśnie tam zawieziono pacjenta z powiatu prudnickiego? W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” dyrektor Norbert Krajczy powiedział, że pacjenci są kierowani do Nysy, bo szpital w Kędzierzynie-Koźlu nie przyjmuje pacjentów.

 

Otwarte pozostaje pytanie, czy po zakończeniu odkażania na SOR byłby przyjęty pacjent z koronawirusem, któremu prawdopodobnie i tak niewiele można było wtedy pomoc? Personel szpitalny nie może przecież świadomie kierować pacjentów z COVID-19 lub z podejrzeniem koronawirusa na oddziały, gdzie leżą ludzie z innymi dolegliwościami, a którzy nie są zakażeni koronawirusem. Narażałby na zakażenie i tych pacjentów, i kolejnych pracowników służby zdrowia.

 

aip

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520