Zapadł wyrok w głośnej sprawie okrutnego zabójstwa. Marek S. oblał siedzącą w wannie żonę benzyną i podpalił. Kobieta umierała w męczarniach.
– Wybrał szczególnie okrutny sposób pozbawienia żony życia. Spalenie. Wiedział, że taka śmierć nie nastąpi od razu, a po jakimś czasie bólu i tkwienia w cierpieniu – powiedziała w uzasadnieniu poniedziałkowego wyroku sędzia Marzenna Roleder. Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał, że 44-letni Tomasz S. zabijając żonę Wiolettę, popełnił tę zbrodnię ze szczególnym okrucieństwem. Za to sąd mógł wymierzyć mu albo 25 lat więzienia, albo dożywocie. Uznał, że sprawiedliwą karą będzie 25 lat więzienia. – Dożywocie jest karą zarezerwowaną dla sprawców, którzy już w ogóle nie rokują na przyszłość. Trudno o oskarżonym powiedzieć, że jest osobą, która nie ma już żadnej przyszłości. Jakąś przyszłość oskarżony ma, ale na pewno nie jest to bliska przyszłość – dodała sędzia Marzenna Roleder. Sąd bowiem zaostrzył w poniedziałek wyrok dla Tomasza S. w ten sposób, że zabójca będzie mógł się ubiegać o przedterminowe zwolnienie z więzienia dopiero po odsiedzeniu tam 20 lat. Do tej potwornej zbrodni doszło wczesnym rankiem 3 sierpnia ubiegłego roku w Dolistowie Starym (w powiecie monieckim). Wioletta S. brała akurat prysznic przed wyjściem do pracy, kiedy do łazienki wtargnął jej mąż. Po krótkiej wymianie zdań wściekły 44-latek wyszedł z domu. Po chwili wrócił z butelką benzyny. Wszedł do łazienki, oblał siedzącą w wannie żonę łatwopalną cieczą i zapalił zapalniczkę. Potem uciekł. Krzyki ciężko rannej matki usłyszał syn. Ale dopiero godzinę później. Kiedy Wioletta S. trafiła do specjalistycznego ośrodka w Warszawie, lekarze ocenili ryzyko jej zgonu na 100 procent. Pokrzywdzona miała bowiem poparzone 80 procent ciała. Zmarła po tygodniu. Poniedziałkowy wyrok nie jest prawomocny. Tomasz S. przyjął go spokojnie.
Magdalena Kuźmiuk (aip), foto Wojcich Wojtkielewicz