Na przybyszów z Jordanii czekała w poniedziałek niemiła niespodzianka na lotnisku w Detroit. Jak twierdzą reprezentujący ich adwokaci, funkcjonariusze sprawdzali ich telefony, zanim pozwolili na wjazd do kraju.
– Byłem tam dziś rano. Wszyscy posiadacze zielonej karty zostali wpuszczeni, ale przeszukiwano im telefony, sprawdzano SMS-y, numery seryjne, wiadomości e-mail – mówił w poniedziałek Amir Makled, adwokat specjalizujący się w imigracji.
Jordania nie znalazła się na liście siedmiu krajów, przed którymi prezydent Donald Trump zamknął w piątek amerykańskie granice. Detroit nie ma bezpośredniego połączenia z żadnym z nich, ale ich obywatele mogą się dostać do tego miasta np. z Paryża lub Amsterdamu. Na mocy dekretu podpisanego przez Trumpa europejskie lotniska nie mogą jednak wpuścić na pokład samolotu lecącego do USA żadnego obywatela któregoś z tych państw. Są to Iran, Irak, Libia, Somalia, Sudan, Syria i Jemen.
Zdaniem adwokatów zakaz wstępu na amerykańską ziemię może dotknąć też mieszkańców innych krajów. W Detroit na przykład na kilka godzin zatrzymano w weekend mężczyznę i jego żonę powracających z Kantonu.
– To wszystko było bardzo frustrujące – mówi Makled, który był w weekend na lotnisku, aby zagwarantować wsparcie potrzebującym.
Dodał, że wraz z innymi adwokatami natychmiast przystąpił do pracy. – Sporządzaliśmy pozwy sądowe jeszcze siedząc na lotnisku – powiedział.
(dr), Fot. Twitter.com