– Czy konieczne było zamknięcie szkół? – zapytała premier Norwegii Erna Solberg, odpowiadając sama sobie: Pewnie nie. Byłam oszołomiona propagandą! Prawdopodobnie podjęłam wiele decyzji ze strachu – powiedziała. I nie jest jedyną osobą w Norwegii, która - zamykanie szkół i przedszkoli, zmuszanie ludzi do pracy z domu i ograniczanie spotkań do pięciu osób – uważa za paranoję.
Norweski komitet odpowiedzialny za analizy kosztów i korzyści wynikających w lockdownu oszacował, że ograniczenia kosztowały aż 27 miliardów koron miesięcznie. To wszystko przy zaledwie 0,7 proc. zakażonych Norwegów i populacji, która prawie nie ma odporności na koronawirusa. Zdaniem komitetu, Norwegia powinna unikać stosowania blokad, gdyby doszło do drugiej fali epidemii.