Nauczyciele z Detroit zamierzają protestować w poniedziałek przed budynkiem stanowych władz, gdzie sąd może podjąć decyzję, która zobliguje ich do powrotu do szkół.
Aktywiści przekonują, że wymiar sprawiedliwości powinien się zająć gubernatorem i menedżerem ds. zarządzania kryzysowego w dystrykcie szkolnym, a nie nauczycielami.
W mieście od dwóch tygodni trwa strajk głodowy nauczycieli. Domagają się m.in. wyższej płacy, większych klas i remontu przestarzałych budynków, aby i oni, i dzieci funkcjonowały w lepszych warunkach.
Ze stanu systemu szkolnictwa w Detroit dobrze zdają sobie sprawę władze. Gubernator Michigan Rick Snyder przyznał, że ów system znajduje się na poziomie z XIX wieku. Burmistrz Mike Duggan, który osobiście odwiedził kilka szkół, stwierdził, że panujące w nich warunki są nieakceptowalne. Głos zabrała nawet Hillary Clinton. – Nikt nie tolerowałby takich warunków w bogatej dzielnicy. Uczniowie i nauczyciele w Detroit zasługują na więcej – oświadczyła.
Poniedziałkowe posiedzenie sądu będzie związane z czynionymi przez dystrykt próbami powstrzymania strajku. Zdaniem Darnella Earleya, menedżera ds. zarządzania kryzysowego, na protestach cierpią uczniowie, którzy tracą nie tylko lekcje, ale i wyżywienie, kiedy zapada deycjza o zamknięciu szkoły.
(dr)