2.6 C
Chicago
piątek, 29 marca, 2024

„Nasze dziecko zabiła zwykła rutyna, lekceważenie obowiązków przez lekarza”. Niespełna półtoraroczny Maks zmarł przez obojętność lekarki?

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Na zdjęciach z początku sierpnia niespełna półtoraroczny Maks bawi się na plaży w Jastrzębiej Górze. Ubrany w koszulkę z napisem „Budzik rodziców” uśmiecha się do obiektywu. Maksa pochowano w czwartek, 13 sierpnia w Łańcucie. Tego samego dnia tamtejsza prokuratura powiadomiła rodziców o wszczęciu śledztwa w sprawie narażenia chłopca w dniu 7 sierpnia br. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia przez lekarza pełniącego w tym czasie dyżur w w Poradni Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej w szpitalu w Pucku i nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka.

 

– Nasze dziecko zabiła zwykła rutyna, lekceważenie obowiązków przez lekarza – mówi zrozpaczony ojciec Maksa, Mariusz Panek. – To była niepotrzebna śmierć, efekt zwyczajnej obojętności.

 

Siedemnastomiesięczny Maks Panek od 1 sierpnia spędzał wczasy z rodzicami w Jastrzębiej Górze. W czwartek, 6 sierpnia, pojawił się u chłopca katar. W piątek po południu miał gorączkę, był osowiały. – Zaczął mieć problemy z oddychaniem i to nas zaniepokoiło – wspomina ojciec. – W piątek około godziny 16 postanowiliśmy skrócić urlop i wrócić do domu – do Łańcuta w województwie podkarpackim. To była podróż przez całą Polskę, dlatego uważaliśmy, że synka powinien wcześniej obejrzeć lekarz. Nie było to jednak takie łatwe. Ojciec przez godzinę dzwonił do najbliższego szpitala w Pucku, ale nikt nie odbierał telefonu. W końcu wybrał numer 112. Dyspozytor (z innego województwa) poradził mu, by zadzwonił pod numer 999. Dopiero tam ojciec dostał numer lekarza dyżurnego szpitala.

 

– Dzwoniłem, ale też bez efektu – wspomina pan Mariusz. – W końcu zdecydowaliśmy się spakować wszystkie nasze rzeczy i wyruszyliśmy prosto pod szpital w Pucku. Minęła godzina 20. Rodzinę pokierowano do Poradni Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej. Tam po wypisaniu „testu covidowego” przyjęła ich lekarka. – Dziecko zostało pobieżnie zbadane – twierdzą rodzice. – Trzy dotknięcia stetoskopem, zajrzenie w gardło. Choć mówiliśmy, że bardzo nas niepokoi świszczący oddech synka i ewidentne objawy duszności, pani doktor stwierdziła, że to tylko spływający do krtani katar. Bez pytania o wiek i wagę Maksia dała zastrzyk, który miał pomóc w dusznościach. – A potem usłyszeliśmy, że możemy spokojnie wyruszać w drogę do domu. Na miejscu, w Łańcucie, powinniśmy kupić inhalator i postawić w pokoju dziecka garnek z wodą.

 

Jechali całą noc. Maks trochę popłakiwał, miał świszczący oddech, ale rodzice uspokojeni opinią lekarską, byli przekonani, że to normalny objaw kataru spływającego na krtań. Rankiem, już w Łańcucie, zmęczeni podróżą położyli się spać. Maks spał razem z nimi. – Słyszeliśmy jego ciężki oddech, więc choć nie budził się i nie płakał, postanowiłem wstać przed godziną 10, by w aptece kupić ten inhalator – wspomina pan Mariusz. – I wtedy nagle zapadła cisza. Maksio przestał oddychać. Natychmiast wezwali pogotowie. Pierwsza przyjechała karetka z Łowicza, zaraz po niej ratownicy z Rzeszowa. Reanimacja trwała ponad godzinę. W końcu lekarze poddali się. Powiedzieli rodzicom, że ich synek nie żyje. Jeszcze przed zakończeniem akcji ratunkowej w mieszkaniu rodziców Maksa pojawiła się pani prokurator. Następnego dnia wezwano matkę i ojca na policję, gdzie opowiedzieli o wydarzeniach z ostatnich dni. Maks został pochowany w ostatni czwartek.

 

– W dniu pogrzebu synka otrzymaliśmy zawiadomienie o wszczęciu przez prokuraturę w Łańcucie śledztwa w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Maksa przez lekarkę ze szpitala w Pucku – mówi ojciec. – Jako osoby pokrzywdzone mamy też dostęp do materiałów śledztwa. Wstępna sekcja wykazała, że przyczyną zgonu była ostra rozedma płuc i obrzęk mózgu. Na patomorfologii usłyszeliśmy, że takie przypadki u dzieci się nie zdarzają. Wystarczyło dokładnie zbadać dziecko, podać mu odpowiednie leki, być może zatrzymać w szpitalu. Zastanawiam się, dlaczego tak nie zrobiono w Pucku? Dlaczego powiedziano nam, że synek z katarem może bezpiecznie wyruszyć w podróż przez Polskę? Mam poczucie, że szpital i pracująca w nim lekarka zawiedli nas w najgorszym możliwym momencie. To było nasze jedyne dziecko…

 

Jak informuje prokurator Paweł Król, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, śledztwo w sprawie śmierci Maksa Panka wszczęto już 9 sierpnia. – Materiały w tej sprawie zostały przesłane do nas, do Rzeszowa, celem przekazania ich do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku – twierdzi prokurator Król. Poprosiliśmy o komentarz władze puckiego szpitala. Jak nam przekazano, prezes Weronika Nowara, ustosunkuje się do przesłanych z redakcji pytań we wtorek 18.08.2020, po powrocie z zagranicznego wyjazdu. Za nieumyślne spowodowanie śmierci może grozić kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.

 

aip

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520