Pierwsze czytanie rządowego projektu – Prawo oświatowe – zdominowało wczorajsze obrady Sejmu. Opozycja grzmiała, że proponowana zmiana systemu edukacji nie ma już uzasadnienia. Najwięcej emocji wzbudza likwidacja gimnazjów.
Minister Edukacji Anna Zalewska poinformowała, że proces zmiany systemu edukacji rozpocznie się od 1 września przyszłego roku i będzie trwał 5 lat. – Reforma przyniesie wiele możliwości przekształcania szkół. Nauczyciele zatrudnieni w obecnie funkcjonujących szkołach z urzędu staną się nauczycielami szkół utworzonych w ramach nowego systemu – wyjaśniała.
Zapowiedziała, że w roku szkolnym 2018/2019 ostatni rocznik dzieci klas III ukończy gimnazjum, a 1 września 2019 r. gimnazja przestaną istnieć. Zapewniła przy tym, że w ciągu 10 lat przybędzie kilka tysięcy etatów nauczycieli.
Mniej optymistycznie na zmiany w szkolnictwie patrzy była minister Edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska. – PiS postanowił zafundować nam sentymentalny powrót do przeszłości, ale świat się zmienił – tłumaczyła Agencji Informacyjnej Polska Press (AIP). Według niej jedynym punktem pozytywnym w proponowanej reformie jest odbudowanie pozycji szkolnictwa zawodowego. – Proponowana dwustopniowa szkoła branżowa ma sens. Gdyby minister zajęła się tylko tym elementem miałaby moje pełne wsparcie, ale ta jedna pozytywna zmiana utonie w morzu beznadziei, chaosu i dewastacji edukacji – skwitowała.
Posłanka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer zgadza się, że przywrócenie szkolnictwa zawodowego mogłoby być pozytywnym elementem rządowej ustawy. – Cała reforma wiąże się jednak z likwidacją gimnazjów, więc nie da się jej sprzedać jako dobrego ruchu – mówiła AIP posłanka.
Ustawy autorstwa PiS broni poseł PiS Wojciech Skurkiewicz, który podkreślił w rozmowie z AIP, że jego partia od początku zapowiadała, że wróci do 8-letniego kształcenia podstawowego i 4-letniego liceum. – Ten model 6-letniej szkoły podstawowej i 3-letniego gimnazjum nie spełnił swojej roli. Dziś można np. zdać maturę z języka polskiego nie czytając żadnej lektury. Do takich kuriozalnych sytuacji doszliśmy – wskazywał.
Leszek Rudziński AIP, Fot. Marek Szawdyn