Od kilku dni sklepy z bronią w San Bernardino i okolicach przeżywają prawdziwe oblężenie. Mieszkańcy zbroją się po masakrze, w której zginęło 14 osób, a 21 zostało rannych.
W kolejkach po broń stoją wszyscy – młodsi i starsi, mężczyźni i kobiety, w tym samotne matki. Jedna z nich, Desiree Pagliuso, nigdy dotąd nie miała pistoletu w dłoni. – Porozmawiałam z kilkoma kobietami, one też nigdy nie strzelały, ale teraz chcą sobie kupić broń, aby móc się ochronić – powiedziała.
Na strzelnicy Riverside Magnum Range, gdzie Syed Farook ćwiczył na dwa dni przed tym, jak przeprowadził z małżonką zamach, sprzedaż broni wzrosła o 60 procent. Biuro szeryfa hrabstwa San Bernardino otrzymało z kolei siedem razy więcej niż zwykle wniosków o pozwolenie na noszenie ukrytej broni.
Napięcie w okolicy cały czas jest wyraźnie odczuwalne. W niedzielę przeszło 300 funkcjonariuszy ruszyło do akcji, kiedy pojawiła się informacja o strzelcu w centrum handlowym. Okazało się, że świadkowie nie słyszeli strzału, tylko dźwięk zbitej przez złodzieja szyby w gablocie w sklepie jubilerskim.
– Ludzie są bardzo ostrożni, to dobry znak. O to właśnie ich prosimy – powiedział Jarrod Burguan, szef policji w San Bernardino.
(hm)