Doroczny spływ w Port Huron w Michigan przerodził się w międzynarodową wyprawę. Silny wiatr sprawił, że około 1,500 osób niespodziewanie znalazło się na terytorium Kanady.
Uczestnicy płynęli na tratwach, pontonach i łódkach. Z pomocą wiatru przekroczyli międzynarodową granicę na rzece St. Clair. Kanadyjskie władze musiały im pomagać dostać się z z Sariny w Ontario z powrotem do Michigan.
Policja w Sarinie poinformowała, że nikt poważnie nie ucierpiał, ale u części osób odnotowano drobne urazy. Jednocześnie zwrócono uwagę, że ryzyko tragedii było duże, bo nie dość, że wiał silny wiatr, to wielu uczestników nie miało kamizelek.
Port Huron Float Down odbywa się co roku. Uczestnicy mają do pokonania 7,5 mili.
(dr), Fot. Twitter