„Aborcja w obronie życia” – to hasło XVII warszawskiej Manify, corocznej manifestacji feministek. Poprzez tegoroczne hasło uczestniczki pochodu organizowanego przez Porozumienie Kobiet 8 marca chcą wznowienia publicznej dyskusji o przerywaniu ciąży. – Wskazujemy, kto rzeczywiście broni życia, a kto innym czyni krzywdę – mówią organizatorki. Podobne marsze odbywały się w weekend w wielu innych polskich miastach.
Warszawskie feministki w asyście policji i grającej z głośników muzyki, ruszyły w południe spod Pałacu Kultury i Nauki w stronę Krakowskiego Przedmieścia. Feministkom od początku pochodu, którego ostatnim punktem był Plac Zamkowy, towarzyszył piętrowy autobus, przygotowany dla matek z dziećmi. Na niesionych transparentach widniały hasła takie jak „piekło kobiet trwa”, „edukacja seksualna zamiast kościelnej propagandy” czy „jestem wtedy, kiedy krzyczę”. Na jednym z głównych warszawskich deptaków, gdzie zatrzymał się pochód Manify, na feministki czekała już kontrmanifestacja organizacji Solidarni 2010: z hasłami takimi jak „baby do garów” czy plakatami przedstawiające drastyczne skutki aborcji mechanicznej.
– Brak legalnej aborcji to aborcje w podziemiu, niebezpieczne i drogie – przekonywały uczestniczki Manify. Feministki przekonywały, że zakaz aborcji zmusza kobiety do przerywania ciąży bez ochrony lekarskiej, co skutkuje poważnymi uszkodzeniami ciała, a nawet śmiercią. Manifestantki zwracały również uwagę na fakt, że kobieta, która urodzi dziecko, często staje się ofiarą w kontekście kariery zawodowej. M – Nie ma prawdziwej równości, jeśli któraś z nas nie ma za co żyć, bo urodziła dziecko – mówiła jedna z uczestniczek. „Wolność, równość, aborcja na żądanie!” – skandowały inne. – Krzyczą jak Ewa Szykulska w „Seksmisji” – ironicznie komentowali przeciwnicy Manify.
Pochody feministek odbywały się w sobotę i niedzielę w całym kraju.
Maciej Deja AIP, fotoKarolina Misztal