Na Anfield Road w grudniu Łukasz Fabiański pięć razy wyciągał piłkę z siatki. Wczoraj zrewanżował się Liverpoolowi. Zachował czyste konto, a jego Swansea wygrało dzięki akcji po rzucie rożnym.
Liverpool w niemal optymalnym składzie przed zejściem do szatni trzy razy sprawdził czujność Łukasza Fabiańskiego. Jako pierwszy uczynił to Virgil van Dijk, któremu zamarzyła się kolejna bramka głową. Chybił jednak celu o metr. Mohamed Salah również kopnął niecelnie, choć gdyby lepiej trafił w piłkę, to pewnie przedstawiłby mocną kandydaturę do trafienia kolejki. Jako jedyny celnie uderzył Alex Oxlade-Chamberlain, ale Polak ustawił się we właściwym miejscu. Szczęście dopisało mu natomiast w doliczonej minucie, kiedy nieczysto z powietrza strzelał Sadio Mane. Ku zaskoczeniu – także kibiców na stadionie – Swansea na przerwę schodziło z bramkową zaliczką. Zamieszanie w polu karnym po kornerze wykorzystał bowiem Alfie Mawson, który w tej akcji obił jeszcze nos kolegi z obrony, Federico Fernandeza. Liverpool w drugiej połowie próbował odpowiedzieć Swansea, ale na drodze stanął między innymi Fabiański. W 60 minucie jedną ręką przeniósł piłkę nad poprzeczką po uderzeniu z wolnego w wykonaniu Salaha. Później „Fabian” bardzo dobrze interweniował też na przedpolu. W 67 minucie wybiegł poza szesnastkę, by główką w aut zażegnać niebezpieczeństwo. To był jego wieczór i mecz. Kibice po ostatniej interwencji bili mu brawo na stojąco. Niebiosa też się chyba do niego uśmiechnęły, bo na sekundy przed końcem Roberto Firmino obił słupek. To pierwsza porażka Liverpoolu od październikowej z Tottenhamem. Swansea zespołowi Juergena Kloppa przerwało passę aż osiemnastu spotkań.
JCZ (AIP)