Co najmniej dwie osoby zginęły w czasie antyrządowych protestów w Wenezueli. W największych miastach w kraju tysiące ludzi wyszły na ulice, by domagać się dymisji władz. W stolicy doszło też do manifestacji zwolenników rządu.
W czasie demonstracji w Caracas nieznany sprawca na motocyklu najpierw wrzucił w tłum butelkę z gazem łzawiącym, a potem otworzył ogień. Zginął nastoletni chłopiec. Z kolei w czasie manifestacji przy granicy z Kolumbią zastrzelona została 24-letnia kobieta.
Ocenia się, że na ulice wenezuelskich miast wyszły setki tysięcy osób i że są to największe manifestacje od ponad trzech lat. Do najliczniejszego protestu doszło w stolicy Caracas. Tam też na ulice wyszli zwolennicy rządu. Manifestujący domagali się dymisji prezydenta Nicolasa Maduro i uwolnienia więźniów politycznych.
Opozycja obciąża prezydenta winą za gwałtownie pogarszającą się sytuację ekonomiczną w kraju. Lata opartej na socjalistycznym rozdawnictwie gospodarki oraz sytuacja na rynku ropy sprawiły, że państwowa kasa świeci pustkami, a w sklepach brakuje nawet artykułów pierwszej potrzeby. Mieszkańcy często całymi dniami stoją w kolejkach, by kupić żywność. Inflacja osiągnęła poziom trzycyfrowy i w tym roku może osiągnąć 700 procent. W ostatnim czasie prezydent Maduro poprosił nawet ONZ o dostarczenie zapasu leków.
W 1998 roku po wygranych wyborach władzę w Wenezueli przejął socjalista Hugo Chavez, który w dużym stopniu wprowadził w kraju kubański model gospodarczy. Po jego śmierci w 2013 roku władzę przejął współpracownik Chaveza, obecny prezydent Nicolas Maduro.
Wojciech Cegielski/BBC/RTR, Fot. Twitter.com
Nic nowego, to samo już od kilku lat. Wiele z sytuacji obecnej Wenezueli wyjaśnia książka Upały, mango i ropa naftowa opublikowana w styczniu tego roku