5.4 C
Chicago
piątek, 19 kwietnia, 2024

Kraków: Znikająca kasa ze spółki, czyli dwa zgubne wcielenia Elżbiety W.

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Sędzia skazując 61-letnią księgową za przywłaszczenie pieniędzy mówiła, że to w pewnym sensie wina zarządu firmy. Prezes miał takie zaufanie do oskarżonej, że jej nie kontrolował. – A ona to wykorzystała – ocenił sąd.

Pani Ela mozolnie pięła się po szczeblach kariery w dużej krakowskiej firmie. Cicha, spokojna, nie rzucająca się w oczy. Zaczęła pracę w 1999 r. w dziale księgowości i dwa lata potem, po uzupełnieniu wykształcenia, została główną księgową.

 

Kariera pani Eli

 

Po komercjalizacji firma stała się spółką prawa handlowego. Pani Ela dalej była główną księgową, ale nadeszły nowe czasy, więc po odejściu jednej pracownicy przejęła też obowiązki kasjerki. Gdy spółka była jeszcze własnością Skarbu Państwa, zgłosiła chęć bycia prezesem, ale jej nie wybrano. Przełknęła tę porażkę. Nowy szef docenił jednak jej wkład w funkcjonowanie firmy i w lipcu 2012 r. powierzył też obowiązki dyrektora finansowego, a po kilku miesiącach awansował na dyrektora zarządzającego. Pani Ela była upoważniona do reprezentowania zarządu i bieżącego kierowania przedsiębiorstwem. Wyglądało to na ukoronowanie kariery. O dziwo, właśnie wtedy z powodu nadmiaru obowiązków zaczęła zaniedbywać niektóre sprawy zawodowe. Na karku miała już szósty krzyżyk i myślała o emeryturze, a młodsi pracownicy tylko czekali na jej potknięcie.

 

Sporo trudności pani Eli sprawiała obsługa kasowa. Jako kasjerka prowadziła obrót gotówkowy. W pomieszczeniu na II piętrze firmy był sejf, do którego tylko ona miała klucze. Wkładała tam metalową kasetkę także zamykaną na klucz. W środku była gotówka do bieżących rozliczeń, nawet ok. 20 tys. zł. W księgowości pracowały jeszcze koleżanki pani Eli: Marzena, Renata, Irena i Lidka. Pierwsza zaczynała w kadrach, po połączeniu działów księgowała faktury od szefowej, czyli od Eli. Renata zajmowała się rejestrem zakupów i sprzedaży, podatkiem VAT, płacami. Wprowadzała do systemu komputerowego faktury i je księgowała. Gdy Ela była zajęta, na jej polecenie przyjmowała gotówkę od kontrahentów, zajmowała się też wypłatami i sporządzaniem raportu kasowego. Gdy Ela wracała z wolnego, przejmowała swoje obowiązki. Odbierała dokumenty i pieniądze oraz potwierdzała, że to teraz jej robota. Irena w księgowości była od 2013 r., nie miała przygotowania księgowego i korzystała z pomocy innych.

 

Po przeszkoleniu przygotowywała przelewy na podstawie faktur, które dostawała od Eli. Księgowała wpłaty i wypłaty klientów na podstawie wyciągów bankowych. Raz w 2015 r. od klienta przyjęła 4600 zł. Gdy chciała je schować w szufladzie Eli z dokumentem źródłowym, zauważyła tam sporą sumkę. Zawiadomiła dyrektora i po przeliczeniu okazało się, że jest tam 17 tys. zł. Opisano tę kasę i trafiła do Eli. Nikt nie zapytał, skąd u niej w szufladzie te pieniądze i dlaczego nie trzyma ich w kasetce czy sejfie. Zabiegana, z problemami osobistymi stała się trudna w relacjach. Podwładni zgłaszali szefowi, że niełatwo się z nią dogadać. Niepokojące sygnały zmusiły w końcu prezesa do zwolnienia Eli. Nie zgodziła się na odejście za porozumieniem stron i wypowiedziano jej umowę, jak to potem stwierdziła, z „zarzutami wyssanymi z palca”.

 

Brakujące kwoty

 

Fakty były takie, że pojawiła się nowa księgowa i prezes zarządu polecił Eli, by przekazała jej dokumenty księgowe i kasę. Ela wzięła się do roboty, ale niespodziewanie udała się na chorobowe i przedstawiła druk L-4. Nowa księgowa nie odpuszczała i na początku września 2015 r. poinformowała szefów, że w kasie brakuje 123 tys zł. Ela komisyjnie miała oddać tę kwotę, ale przyniosła trochę mniej, bo 122 580 zł. Kolejne kontrole ujawniły następne braki w kasie. Była tajemnicza wpłata 110 tys., która nie pojawiła się na kontach firmy. Nie było też polecenia wypłaty takiej sumy. Gdzie więc się podziała? Znów sprawa trafiła do prezesa, zaangażował w jej wyjaśnienie księgową z innej swojej spółki. Ujawniono, że „zaginiona” kasa została zaksięgowana jako „środki trwałe użytkowanie wieczyste”, ale brak było na ten temat dokumentów. Potem jeszcze odkryto brak 42 tys. zł. Co chwilę były telefony do Eli, skąd te nieprawidłowości.

 

Zdenerwowana tłumaczyła, że mogło dojść do błędnego księgowania sum i jeśli się nie odnajdą dokumenty, to będzie niedobór. Obiecała wyjaśnić sprawę, zwrócić w ratach brakujące 200 tys. zł i ustanowić zabezpieczenie hipoteczne na swym mieszkaniu. Potwierdzić to miała na piśmie u notariusza – z mężem, współwłaścicielem lokalu. Na spotkanie jednak nie przyszła. W firmie zapadła decyzja o kontroli finansów i księgowości. Trwała dwa miesiące, oglądano każdą fakturę i druczek. Wyszło na jaw, że saldo jest zaniżone o 796 tys. zł. Były wpisy w ewidencji bez dokumentów źródłowych, rozchody z kasy bez potwierdzenia odbioru gotówki, ujawniono wypłaty gotówkowe na rzecz MPEC i Tauron, choć zwykle płacono tym firmom przelewami.

 

Nadmiar obowiązków

 

Biegła rewident sprawdziła dokumenty i zauważyła liczne nieprawidłowości, rozbieżne zapisy w księgach i raporcie kasowym. – To było krycie niedoborów – oceniła. Stwierdziła adnotacje o nieistniejących dokumentach. Wytknęła, że pani Ela pełniła jednocześnie rolę kasjerki i księgowej, czyli sama siebie kontrolowała. Oskarżona nie przyznała się do winy. Mówiła, że zgodziła się zostać dyrektorem zarządzającym, bo bała się utraty pracy. Potem nie mogła sobie poradzić z nadmiarem obowiązków jako księgowa i kasjerka Nie potrafiła wyjaśnić niedoboru pieniędzy. W jej ocenia każda osoba z księgowości mogła dokonać nieprawidłowych zapisów w systemie, bo i logowały się na jej haśle i loginie. Opowiadała, że pokoje były otwarte, kasetkę z pieniędzmi często zostawiała bez dozoru, nie zamkniętą na klucz i nie sprawdzała jej zawartości. A klucze do szafy pancernej nieraz leżały na biurku.

 

Wykorzystała zaufanie

 

Zdaniem sądu te praktyki nie tłumaczyły nieprawidłowości w dokumentach. Dlatego skazał Elżbietę W. na 2 lata więzienia, zakazał jej pracy na stanowisku księgowej przez trzy lata i zobowiązał do naprawienia szkody w wysokości 782 tys. zł. Prokurator w apelacji chciał kary 4 lat więzienia, obrona wnosiła o uniewinnienie. Sąd Apelacyjny w Krakowie wyroku jednak nie zmienił. Sędzia Lucyna Juszczyk zauważyła, że w tej sprawie nie bez winy jest zarząd spółki. Jej prezes miał bezgraniczne zaufanie do księgowej i jej nie kontrolował. – A oskarżona to zaufanie wykorzystała i przywłaszczyła powierzone pieniądze w kwocie 796 tys. zł – dodała sędzia Juszczyk.

 

aip

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520