Bezprecedensowa propozycja w Seattle. Jeden z tamtejszych radnych chce, aby kierowcy oferujący przejazdy w ramach aplikacji Uber i Lyft mogli zrzeszać się w związkach zawodowych, pomimo że są niezależnymi wykonawcami.
Peter Kuel, jeden z kierowców, mówi, że aby wiązać koniec z końcem, często spędza za kółkiem od 10 do 14 godzin dziennie. – Można z tego wyżyć, ale trzeba pracować naprawdę ciężko – tłumaczy. Z przejazdu o wartości 4 dolarów do jego kieszeni trafia tylko 2,4 dolara. Zdaniem Kuela to za mało, a Uber pobiera coraz większy procent. – Kiedy firma robi cięcia, dotykają one nas, nie ją – stwierdził.
Kuel to jeden z kilkunastu kierowców, którzy w poniedziałek wyrazili poparcie dla legislacji proponowanej przez Mike’a O’Briena. – Dzięki nowym przepisom kierowcy mieliby jakiś wpływ na działania tych firm – skomentował radny, dodając, że na regulacjach mogliby skorzystać też inni niezależni wykonawcy w Seattle.
Poproszeni o komentarz, przedstawiciele Ubera oznajmili, że nie widzieli proponowanych zmian i nie mogą się wypowiedzieć. Lyft oświadczył z kolei, że tego typu ingerencja w obowiązujące zasady stanowi „niebezpieczny precedens” i „poważny problem”.
Legislacja po raz pierwszy zostanie rozpatrzona w przyszłym tygodniu. O’Brien szczerze przyznał, że może natrafić na poważne przeszkody prawne.
(mcz)